**Jagoda**
— Ile pani ma lat? — Chirurg plastyczny, Bartosz Marek Wiśniewski, wpatrywał się w piękną twarz Jagody.
Mrugnęła, uśmiechnęła się lekko, spojrzenie najpierw uciekło w bok, by potem wrócić prosto na niego. Ileż to już razy widział te kobiece sztuczki w swoim gabinecie. Jak tylko pytał o wiek, kobiety nagle przypominały sobie, iż przed nimi stoi atrakcyjny mężczyzna. Jagoda nie była wyjątkiem.
— A ile by mi pan dał? — zapytała z przekąsem.
On tylko wbił w nią wzrok.
— Dwadzieścia dziewięć — skłamała bez mrugnięcia okiem.
Dlaczego trzydzieści tak przeraża kobiety?
— Trzydzieści dziewięć, jeżeli być precyzyjnym — spokojnie poprawił ją Wiśniewski, z litości odejmując jednak dwa lata.
— Nie da się pana oszukać, doktorze — powiedziała Jagoda, doceniając jego takt.
— Po co w ogóle próbować? Jestem lekarzem, nie potencjalnym narzeczonym. Twój wiek potrzebny mi jest do czegoś zupełnie innego. Gdybyś naprawdę miała dwadzieścia dziewięć, raczej nie trafiłabyś do mnie. Wyglądasz świetnie jak na swój wiek. Wiele kobiet mogłoby ci zazdrościć.
— Straszny z pana człowiek. Widzi nas na wylot, jak rentgen — Jagoda znów się przymilała.
— To moja praca i doświadczenie.
— Pańska żona ma szczęście. Rozumie pan kobiety.
Wiśniewski chciał powiedzieć, iż jeszcze nie jest żonaty, ale się powstrzymał.
— Więc po co przyszłaś? Wyglądasz doskonale i nie potrzebujesz operacji. Na razie.
Komplement rozbłysł w jej oczach.
— A za jaką cenę udaje mi się to utrzymać, nie chce pan spytać? Tak, mam bogatego męża. Stać mnie na najlepsze zabiegi i kosmetyki, które, nawiasem mówiąc, kosztują fortunę. Ale jestem zmęczona godzinami na siłowni, potem kolejnymi u kosmetyczki, z maskami i serum odmładzającymi. Nie żyję, tylko walczę z czasem. Jestem zmęczona — powtórzyła.
— Więc odpuść. Niech czas płynie. Każdy wiek ma swoje zalety. Nie musisz być młodsza, niż jesteś. — Wiśniewski obdarzył ją jednym ze swoich promiennych uśmiechów.
— Łatwo panu mówić. Jest mężczyzną. Nie musi pan liczyć zmarszczek i kalorii, siedzieć na wiecznych dietach. A kto nas do tego zmusza?
— No właśnie, kto? — podchwycił.
Jagoda mu się podobała. Była szczera, piękna, pełna życia.
— Wy, mężczyźni. Tak, tak. Czujecie się pewniej, gdy u boku macie młodą i ładną kobietę. Im starsi jesteście, tym młodsze wybieracie. — W kącikach jej ust zastygł gorzki grymas, oczy pociemniały, ale wciąż była piękna.
— Pochodzę z małego miasteczka na wschodzie. Mama pracowała w fabryce drobiu, tata też. Potem fabrykę zamknięto, mama poszła do szpitala jako salowa, a tata do kotłowni. W naszym mieście pracy nie było. Tata zaczął pić. Nienawidziłam tego życia, od dziecka marzyłam o ucieczce do Warszawy, o karierze aktorskiej. — Jej wzrok zaszły mgłą wspomnień.
Wiśniewski rozumiał ją aż za dobrze. Sam przyjechał do stolicy z prowincji.
— Do szkoły teatralnej się nie dostałam. Ale dostałam pracę. W kiosku na bazarze. — Widział, iż to wyznanie kosztowało ją dużo. — Nie będę opowiadać, jak walczyłam. Miałam szczęście. Zauważyła mnie pewna kobieta. choćby ją oszukałam przy ważeniu. Zaprosiła mnie do domu mody. Nie takiego, gdzie chodzą modelki po wybiegu, chociaż i to się zdarzało. Tam poznałam mojego męża. Byłam młoda, zdesperowana… — Oczy znów się zachmurzyły. Nie przerywał.
— Zakochał się, oświadczył. Oczywiście przyjęłam. Nie przeszkadzało mi, iż jest starszy. Wygrałam los na loterii. Miałam męża, mieszkanie w Warszawie, dom pod miastem, pieniądze, znajomości. Spełniły się moje najśmielsze marzenia.
Z pierwszego małżeństwa ma syna, w moim wieku, mieszka za granicą. Mąż nie chce więcej dzieci. Pogodziłam się z tym. Restauracje, podróże, suknie. Takie życie mi odpowiadało. Ma pan rację, wiele kobiet mi zazdrościło. Uciekłam z prowincji i nie chcę tam wracać. — Jagoda westchnęła.
— A trzy dni temu weszłam do biura męża bez zapowiedzi. Chciałam go zaskoczyć. Kupiłam pączki w lukrze i kawę.
Sekretarki nie było na recepcji. A raczej była — w gabinecie mojego męża. choćby drzwi nie zamknęli. Nie widzieli mnie. Wyszłam, zostawiając pączki i kawę na jej biurku. To było okropne. — Jagoda zakryła twarz dłońmi.
Wiśniewski czekał w milczeniu. Słyszał już wiele takich historii w tym gabinecie. Kobiety zwierzały mu się jak na spowiedzi.
Odsunęła dłonie. Oczy były suche. Na chwilę zdjęła maskę pewnej siebie kobiety. Nie lubiły pokazywać słabości. Życie nauczyło je, iż zawsze trzeba „trzymać fason”.
— Nie byłam naiwna, wiedziałam, iż ma inne kobiety. Ale wtedy się przestraszyłam. Zrozumiałam, iż czas płynie, ja nie młodnieję, a wokół pełno dziewczyn z długimi nogami, gotowych na wszystko, by zająć moje miejsce.
Wszystkie chcą pieniędzy. Mają to, czego ja już nie mam — młodość. Ma pan rację, mam czterdzieści lat. Nie mogę z nimi konkurować. Tacy mężczyźni jak mój mąż wolą młode, głupie i ładne. jeżeli dla jednej z nich mnie zostawi, nie będę miała drugiej szansy. Do luksusu gwałtownie się przyzwyczajasz. Nie chcę wracać do życia, z którego uciekłam. Wolę umrzeć.
Jej szczerość i rozpacz go poruszyły.
— Mógłbyś zostawić Warszawę, dom, samochód, pieniądze? Wyjechać na prowincję, zostać zwykłym chirurgiem?
Milczał. Jagoda nie oczekiwała odpowiedzi. Wszystko było jasne.
— Dobrze. Oto lista badań i specjalistów. Część zrobisz u nas. Potem wróć.
Jej oczy znów się rozbłysły. Wstała z gracją, ale i z godnością.
— Zastanów się jeszcze. Każda operacja to ryzyko. Czy mąż wie, co planujesz?
— Nie. Ale coś wymyślę — odpowiedziała szybko.
— Po operacji będziesz wyglądać… delikatnie mówiąc, nie najlepiej.
— Jak długo? — w oczach mignął strach.
— Około miesiąca — odpowiedział Wiśniewski, patrząc, jak w jej oczach gasła nadzieja, a na ich miejsce wkradał się ten sam lęk, który już widział tyle razy u kobiet stojących przed wyborem między młodością a godnością.