Leżę, bolę, nie jestem w stanie pójść na siusiu. Tak skończyła się moja wczorajsza podróż na pogadanie z koleżanką.
Przy kanale, dokładnie na tej drodze widzianej na pierwszym zdjęciu po prawej stronie, nagle wyskoczył mi pod rower młody chłopak na elektrycznej hulajnodze, może 11 a może 12 lat, oczywiście cały na czarno i bez kasku. Zupełnie znienacka, bez oglądania się na nic, prosto z przystanku tramwaju, prosto po koła. Pocisnelam po hamulcach jak dzika, elektryczny rower wywrócił się i przygniotl mi stopę, pociągnął mnie jeszcze z parę metrów, to jest naprawde ciężka maszyna. Nie chciałam potrącić dzieciaka, zadziałał instynkt. Najpierw nie mogłam wstać, potem jak mi pomogli wstać i wszystkim podziękowałam i sobie poszli, okazało się, iż ja dzisiaj już nigdzie nie pojadę, ani choćby nie pójdę, postałam z 15 minut i zagadnęłam przechodzącego pana z rodziną o pomoc. Pan mi zapiął rower do barierki i przeprowadził mnie przez mostek tak, żebym mogła zamówić taxi. I prosto na pogotowie.
Na szczęście podobno nie ma złamania, na szczęście mialam kask oczywiście, u lekarza jeszcze mnie chyba adrenalina niosla, bo na pytanie jak boli od 1 do 10 powiedziałam 3 🙈 ale już w domu zaczelo mnie naprawdę ostro. Mam jakieś przeciwbole na receptę, ale napieprza koszmanie i nie działają. Dajcie mi porządne dragi! Czemu wszyscy się teraz tak boją uzależnienia, całą noc nie mogłam spać, tylko siedzialam na łóżku i kiwalam się z bólu, poproszę coś mocniejszego kurde. Oczywiście nie poszlam dziś na zajęcia.
Z plusow: mam zwolnienie na cały tydzień i dostałam kule za darmo!
Z minusow: mam pierwsza wizytę pacjenta/klienta we wtorek, ja tam MUSZE być.










