“Nikomu nie jest potrzebna, choćby własnemu dziecku!” – historia kobiety, która nie wie, co to rodzina
Po ślubie mojego syna miałam nadzieję, iż w naszej rodzinie wszystko ułoży się dobrze. Od pierwszego dnia było jednak jasne – z tą kobietą, Małgorzatą, – nie ma naszej wspólnej drogi. Nie, to nie kwestia zazdrości, jak mogłoby się wydawać. Dawno pogodziłam się z tym, iż mój syn dorósł, ożwił się i teraz najważniejszą kobietą w jego życiu stała się ktoś inny. Chętnie przyjęłabym ją, wspierała, była blisko. Ale im dalej, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu – ona nikogo nie kocha. Ani mnie, ani mojego syna, ani – co najstraszniejsze – choćby własnego dziecka.
Małgorzata od początku stawiała na pierwszym miejscu tylko siebie i swoje potrzeby. Zauważałam to jeszcze przed ślubem, ale myślałam, iż może z pojawieniem się dziecka się zmieni. Że stanie się cieplejsza, bardziej troskliwa. Myliłam się. Pozostała tak samo chłodna. Mój syn wydawał się dla niej czymś w rodzaju tymczasowego pomocnika – tylko dopóki było jej wygodnie.
Do mnie prawie nie przychodzili. Wszystkie rodzinne uroczystości odbywały się u nas w domu i tylko wtedy pojawiała się Małgosia – zawsze wystrojona, z idealnym makijażem, fryzurą i drogimi ciuchami. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, iż za każdym razem, patrząc na syna, miałam ochotę płakać. Wyglądał na zmęczonego, zaniedbanego, zagubionego. Jakby nie był mężem w szczęśliwym małżeństwie, ale człowiekiem, który próbuje przetrwać na obcym terytorium.
– Oj, Małgosiu, nie doglądasz męża wcale – raz delikatnie zauważyła moja siostra przy świątecznym stole.
Mańka tylko się uśmiechnęła:
– Ja mu za mamę nie byłam zatrudniona. Niech sam o siebie dba.
Wtedy milczałam. Choć bardzo chciałam powiedzieć, co myślę. Nie chciałam jednak psuć synowi święta. W głowie utkwiła mi jedna myśl: *Czy to dla niej naprawdę bez znaczenia, jak wygląda? Ważne, żeby jej rzęsy były przedłużone, a paznokcie lśniły.*
Minęło trochę czasu. Dzwoni do mnie syn:
– Mamo, mogę do ciebie przyjechać? Muszę gdzieś trochę pobyć…
Głos miał ochrypły, słaby. Przyjechał po godzinie – blady, z gorączką, ledwo trzymał się na nogach. Omal nie zemdlałam, gdy go zobaczyłam. Okazało się, iż przepisano mu zastrzyki – dwa razy dziennie, ściśle o wyznaczonych porach. A Małgorzata? Małgorzata oświadczyła:
– Nie zamierzam wstawać z budzikiem. Niech mama robi, jeżeli się tak przejmuje.
I tak przyjechał. I tak wygląda jego “żona”. Zero troski, zaangażowania. Myślałam, iż po takim zajściu chociaż poważnie zastanowi się nad rozwodem. Ale nie – po paru miesiącach postanowili… mieć dziecko.
Mój wnuk przyszedł na świat, ale miłości ze strony matki nie dostrzegłam. Wszystko robiła “odhaczając punkty”: nakarmić, przewinąć, położyć spać. Żadnych pocałunków, przytulania, ciepła. Maszyna, nie matka. Pamiętam, gdy wybierali się na wakacje. Małgorzata oznajmiła, iż nie bierze dziecka – “tylko zepsuje cały wyjazd”. Zaproponowała zostawić malucha u koleżanki. Ani mnie, ani teściom nie chciała go powierzyć – wszyscy pracujemy. Syn odmówił: nie mógł zostawić dziecka. W końcu pojechała sama.
Syn został z synkiem. Gotował, spacerował, zajmował się nim. Wszystko sam. Po tym zdarzeniu po raz pierwszy naprawdę zaczął myśleć o rozwodzie. Ale, jak zawsze, dał jej szansę, może się zmieni. Nie zmieniła się. przez cały czas są razem. Coraz częściej jednak nocuje u mnie – po kolejnych kłótniach i przykrościach, których już nie potrafi znosić.
Małgorzata żyje, jakby była sama. Nikogo nie potrzebuje. Mąż – to współlokator. Dziecko – niewygoda. Nie rozumiem… Po co wychodzić za mąż, jeżeli nie jest się gotowym na rodzinę? Po co rodzić, gdy dziecko jest ciężarem? Dla czego? Dla odfajkowania?
Mój syn cierpi. Widzę to. Ale wciąż ma nadzieję. A ja wciąż czekam, aż w końcu zrozumie – tej kobiety nie da się naprawić. I dopiero wtedy może zacznie się nowe, prawdziwe życie. Bez lodowatej żony, bez udawanej miłości, ale z małym, kochanym synkiem na rękach.
Czasem serce musi się złamać, by zrozumieć, iż nie każdą miłość da się uratować. A prawdziwe szczęście często kryje się tam, gdzie najmniej się go spodz światNiech tylko znajdzie w sobie siłę, by zamknąć ten rozdział i otworzyć nowy, pełen światła i prawdziwego ciepła.