Niezwykłe wakacje u teściowej: Dlaczego już tam nie wrócę

newsempire24.com 1 dzień temu

Dziwny odpoczynek u teściowej: Dlaczego już nigdy tam nie pojadę
Moja teściowa, nazwijmy ją Krystyna Nowak, zgotowała nam taki „odpoczynek”, iż więcej nogą tam nie stanę! Pytam, jaki w tym sens? Gotuje jakieś wiejskie specjały, a my z dziećmi kupowaliśmy pierogi albo jedliśmy w tanich knajpach, żeby po prostu przeżyć. Ta wizyta stała się dla mnie prawdziwą lekcją.

Zaproszenie na wieś: Oczekiwania a rzeczywistość
Ja, mój mąż Marek i nasze dzieci, powiedzmy Zosia i Kacper, postanowiliśmy spędzić tydzień u jego mamy w małej wsi na Podlasiu. Krystyna Nowak od dawna nas zapraszała, obiecując prawdziwy wiejski relaks: świeże powietrze, domowe jedzenie, cisza. Oboje z Markiem ucieszyliśmy się – zmęczeni pracą, a dzieciom przydałby się kontakt z naturą. Wyobrażałam sobie przytulny dom, smaczne obiady, spacery po lesie. Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

Gdy przyjechaliśmy, Krystyna powitała nas z uśmiechem, ale już po godzinie zrozumiałam, iż to nie będzie wypoczynek, o jakim marzyłam. Dom był stary, z wytartymi meblami i skrzypiącymi podłogami. W łazience była tylko zimna woda, a toaleta – na podwórku. Starałam się nie narzekać, ale dla dzieci przyzwyczajonych do miejskich wygód to był szok.

Kulinarne eksperymenty: Wiejskie „przysmaki”
Krystyna dumna była ze swoich kulinarnych umiejętności i od razu oznajmiła, iż będziemy jeść „prawdziwe wiejskie jedzenie”. Na pierwszą kolację podala zupę flaków i dziwną sałatkę z kiszonej kapusta i jakichś ziół. Zapach był taki, iż Zosia i Kacper choćby nie tknęli. Ja, żeby nie urazić teściowej, przełknęłam kilka łyżek, ale jedzenie było zbyt tłuste i obce. Marek szepnął: „Mama tak gotuje, trzeba wytrzymać”.

Następnego dnia było jeszcze gorzej. Krystyna przygotowała coś w rodzaju gulaszu z podrobami i ziemniakami. Kacper spojrzał na talerz i zapytał: „Mamo, to są flaki?” Ledwo powstrzymałam śmiech, ale w środku byłam przerażona. Teściowa obraziła się: „W mieście jecie samą chemię, a to naturalne!” Milczałam, ale wiedziałam, iż muszę ratować dzieci. Z Markiem wymknęliśmy się do sklepu i kupiliśmy pierogi. Wieczorem gotowaliśmy je w ukryciu, gdy teściowa nie widziała.

Życie pod jej dyktando: Napięcie rośnie
Krystyna narzuciła swoje zasady. Budziła nas o szóstej rano, twierdząc, iż „na wsi nie śpi się do późna”. Dzieciom się to nie podobało – przyzwyczajone były wstawać o dziewiątej. Potem kazała wszystkim pomagać w ogrodzie: pleć grządki, zbierać jagody. Nie jestem przeciwna pracy, ale Zosia i Kacper gwałtownie się zmęczyli, a teściowa burczała: „Mieszczuchy, leniwe, zero zdrowia!”

Wieczorami włączała stary telewizor na cały regulator, oglądała swoje seriale i głośno je komentowała. Gdy poprosiłam, żeby ściszyła, bo dzieci idą spać, odparła: „To mój dom, robię, co chcę!” Marek próbował łagodzić sytuację, ale widziałam, iż i jemu jest niezręcznie. Czułam się jak gość, którego się toleruje, a nie zaprasza na odpoczynek.

Ucieczka do baru: Nasze wybawienie
Trzeciego dnia miałam dość. Zaczęliśmy z dziećmi chodzić do miejscowego baru – taniego, ale z normalnym jedzeniem. Były tam kotlety, kluski, kompot – wszystko, co dzieci jadły z przyjemnością. Krystyna zauważyła, iż prawie nie jemy jej potraw, i obraziła się. „Staram się dla was, a wy do baru uciekacie!” – powiedziała. Wytłumaczyłam, iż dzieci nie są przyzwyczajone do jej kuchni, ale tylko machnęła ręką: „Rozpuściliście je!”

Marek stanął po mojej stronie, ale delikatnie, żeby nie urazić matki. Powiedział: „Mamo, oni po prostu mają inne nawyki”. Ale teściowa nie odpuszczała, mrucząc, iż „nie doceniamy prawdziwego jedzenia”. Nie kłóciłamPrzekonałam się, iż czasem rodzina to nie tylko wspólne korzenie, ale też umiejętność znalezienia własnego miejsca w cudzym świecie.

Idź do oryginalnego materiału