Niezwykłe małżeństwo

twojacena.pl 13 godzin temu

**Niespodziewanie zamężna**

Kasia pędziła przez galerię handlową z torbami pełnymi zakupów, mijając ludzi na schodach ruchomych. Klęła w duchu na nieogarniętego chłopaka, Jacka, który nie miał samochodu, żeby ją odebrać i zawieźć cały ten dobytek do domu. Musiała zamówić taksówkę przez aplikację. I oczywiście, jak na złość, auto zjawiło się natychmiast. Musiała więc chwycić zakupy i w szpilkach biec przez pół galerii na parking.

Kasia była wściekła. Nie dość, iż nikt nie może jej podwieźć, to jeszcze drogie, skórzane buty obtarły jej nogę.

– Dziewczyno, uważaj! – oburzyła się kobieta na schodach, którą Kasia niechcący uderzyła torbą w głowę.
– Trzeba patrzeć przed siebie, a nie w chmury! – odcięła się spóźniona klientka, choćby nie odwracając głowy.
– Chamka! – warknęła obrażona kobieta, ale Kasię jej opinia kompletnie nie obchodziła.

Dziewczyna biegła dalej w stronę parkingu. Dopiero gdy wypadła z galerii, wpadła na pomysł, by sprawdzić numer taksówki. Niestety, było już za późno – kierowca anulował kurs, a cena podskoczyła niemal dwukrotnie. Wkurzona, odwołała zamówienie, wcisnęła telefon do kieszeni i rozejrzała się. Obok stała wolna ławka. Rzuciła na nią wszystkie torby i sama ciężko na nią opadła, zdejmując przy okazji jeden z tych głupich, niewygodnych butów.

– Boże! Wszyscy dziś przeciwko mnie! – wybuchnęła, w gniewie popychając torbę z zakupami. Ta smętnie osunęła się na ławkę, gubiąc paragon.

Kasia odchyliła się do tyłu i zamknęła oczy. Ostatnio miała wrażenie, iż życie specjalnie jej dokucza…

***

Kasia zawsze marzyła o czymś więcej i nie zadowalała się byle czym. jeżeli telefon, to najnowszy model. jeżeli manicure albo farbowanie włosów – tylko w najlepszym salonie u topowej stylistki. jeżeli buty – wyłącznie markowe. Podobne zasady stosowała w kwestii zalotników. Tyle iż z nimi jakoś nie miała szczęścia. Zamiast przystojnych, bogatych i inteligentnych trafiali się wyłącznie „nieważniacy” – starzy, grubi, łysi, głupi, biedni albo leniwi. Próbowała długo, ale żaden nie spełniał jej wymagań.

– Doprowadzisz do tego, iż nikt cię nie będzie chciał – mawiała czasem jej mama. – Mężczyzna liczy się przez czyny, nie przez twarz i portfel.
– No świetnie, to będę nocami podziwiać jego dobre uczynki? Poza tym, żeby takie czyny mieć, trzeba mieć kasę! – ripostowała dwudziestopięcioletnia Katarzyna.

Matka nie znajdowała odpowiedzi. Tylko wzdychała. Kasia była zbyt szybka w słowach. Na wszystko miała gotową replikę, jakby ukończyła kurs retoryki, choć w rzeczywistości pracowała jako zwykła recepcjonistka w restauracji. I właśnie tam trzy lata temu wszystko się zaczęło. A adekwatnie – przybrało absurdalne rozmiary. Przez ten czas napatrzyła się na panie w futrach, które bogaci kawalerowie przyprowadzali na kolacje. I pomyślała: *A czemu ja nie mogę tak żyć?*

Tyle iż życie miało wobec Kasi inne plany. Bogaci kawalerowie jakoś się nią nie interesowali. Coś w niej zdradzało prowincjuszkę ze średnim wykształceniem i przeciętnym pochodzeniem. A Kasia marzyła, iż jej wymarzony narzeczony będzie istotną osobą, ma wysokie stanowisko, jeździ drogim autem i nosi garnitury szyte na miarę w Mediolanie.

Ale czas mijał, faceci się zmieniali, a ideał nie nadchodził. W końcu Kasia uległa, gdy zaczął się nią interesować Jacek – bankowy urzędnik, cztery lata starszy, ze stabilną, przeciętną pensją. Jego wygląd był zwyczajny – jasne włosy, szare oczy, 175 cm wzrostu, figura ani sportowa, ani rozlazła. Za to miał duże, dwupokojowe mieszkanie na kredyt. Samochodu jednak nie posiadał – Jacek uważał, iż w mieście, gdzie jest metro i tramwaje, auto to niepotrzebny luksus.

Był niezwykle miły, ale uparty. Długo zabiegał o Kasię, nosił kwiaty do pracy, zapraszał na randki. Po trzech miesiącach, pod wpływem namów matki, dziewczyna uległa.

– Dobry chłop, zdmuchuje pyłki z ciebie, kocha, dba – czego ty jeszcze chcesz? Lepiej wróbel w garści niż gołąb na dachu – mówiła córce.

Kasia, zgrzytając zębami, zgodziła się na ten związek. W sumie z Jackiem żyło się całkiem nieźle. Facet faktycznie był troskliwy i uważny. Finansował jej zachcianki, zabierał na wakacje za granicę – choć nie do pięciogwiazdkowych hoteli i w ekonomicznej klasie. Gotował kolacje, przynosił kawę do łóżka, regularnie wysyłał ją na zakupy z koleżankami. I był poważnie nastawiony, by oświadczyć się dziewczynie.

Minął prawie rok. Kasia przywykła. Ale nie przestała marzyć. A narzekać przed przyjaciółkami, iż Jacek nie spełnia jej oczekiwań, wcale się nie wstydziła. Choć… adekwatnie nie miała powodu…

***

– Dlaczego wszyscy przeciwko tobie? Ja akurat jestem jak najbardziej *za* tak miłym towarzystwem – rozległ się głos tuż przy uchu Kasi.

Dziewczyna podskoczyła, otworzyła oczy i odwróciła głowę. Za ławką stał Marek. Dawno temu, jeszcze w technikum, próbował się do niej zalecać, ale Kasia bezceremonialnie go odstawiła na oczach koleżanek.

Przez pierwsze chwile choćby go nie poznała. Zamiast nastoletniego, chudego, pryszczatego ucznia stał przed nią przystojny brunet z modną fryzurą, lekką zarostem, szerokimi ramionami, ubrany w skórzaną kurtkę.

– Cześć, ale niespodzianka! – uśmiechnęła się zaskoczona. – Ty… wiele się zmieniłeś. Dawno się nie widzieliśmy.
– No, dawno – przytaknął Marek. – Ja cię od razu poznałem. Co się stało? Siedzisz tu sama, bez buta, z górą zakupów i miną jak na pogrzebie.

Kasia niepewnie wzruszyła ramionami i opowiedziała mu o swoich dzisiejszych perypetiach. O Jacku oczywiście nie wspomniała.

– Słuchaj, to może cię podwiozę do domu? – zaproponował Marek. – Auto stoi niedaleko.

Kasia podążyła za jego wzrokiem i zobaczyła lśniącego, ogromnego, czarnego SUV-a. Natychmiast skinęła głową i dramatycznie potarła obolałą stopę. W minutę późniejW końcu Kasia zrozumiała, iż prawdziwe szczęście nie leży w drogich butach ani błyszczących samochodach, ale w tym, by znów upokorzona stanąć przed Jackiem i powiedzieć: „Przepraszam, byłam głupia”.

Idź do oryginalnego materiału