Nieznane Macierzyństwo

newsempire24.com 5 dni temu

– Co ty wygadujesz, mamo?! – wybuchnęła Kasia, chwytając się oparcia krzesła. – Jaka obca? Przecież jestem twoją córką!

– Nie krzycz na mnie! – Wanda Machalska machnęła ręką, choćby nie podnosząc wzroku z gazety. – Powiedziałam, co powiedziałam. A ty w ogóle kim jesteś, żeby mi rozkazywać?

– Mamo, co ty wyprawiasz? – do pokoju wpadł Tomek, mąż Kasi. – Sąsiedzi już w ścianę walą!

– Niech walą – burknęła starsza pani. – W swoim domu mówię, co chcę.

Kasia opadła na kanapę, czując, jak nogi się pod nią uginają. Wszystko zaczęło się od drobiazgu – poprosiła matkę, żeby nie wylewała resztek zupy, bo chciała jutro podgrzać. Ale w odpowiedzi usłyszała coś, w co do tej pory nie mogła uwierzyć.

– Mamo, może ciśnienie skoczyło? – ostrożnie zapytała Kasia. – Wzięłaś tabletki?

– Jakie ciśnienie? – Wanda oderwała się od gazety i spojrzała na córkę zimnym wzrokiem. – Powiedziałam jasno – jesteś mi obca. I zawsze byłaś obca.

Tomek wymienił z żoną spojrzenie. Przez trzydzieści lat znał teściową i widział ją w różnych humorach, ale takiego wybuchu jeszcze nie było.

– Wando, może wezwać lekarza? – zaproponował. – Coś się z tobą dziś dzieje.

– Jestem przy pełnych zmysłach! – warknęła starsza pani. – Nie mam już siły udawać! Koniec z tą grą w szczęśliwą rodzinę!

Kasi zaparło dech. W gardle stanął jej kłos, a w głowie kołatała jedna myśl: czy mama naprawdę tak myśli? Czy całe życie ukrywała, iż jej nie kocha?

– Mamo, co ty mówisz? – głos jej drżał. – Zawsze byłam przy tobie. Opiekowałam się, gdy byłaś chora. Pomagałam pieniędzmi, przynosiłam zakupy…

– Właśnie o to chodzi! – Wanda gwałtownie wstała, gazeta spadła na podłogę. – Wszystko z litości! Myślałaś, iż musisz! A po co mi taka opieka?

– Z litości? – Kasia nie wierzyła własnym uszom. – Mamo, co ty pleciesz? Kocham cię!

– Nie kłam! – Starsza pani podeszła do okna i wpatrzyła się w podwórko. – Nikt mnie nie kocha. I ty też nie.

Tomek delikatnie wziął żonę za rękę. Kasia była blada jak kreda, cała drżąca.

– Chodźmy do kuchni – szepnął. – Daj jej ochłonąć.

– Nie – Kasia wstała. – Mamo, wytłumacz mi, o co chodzi. Dlaczego tak mówisz?

Wanda powoli się odwróciła. Na jej twarzy pojawił się dziwny grymas.

– Co mam tłumaczyć? Myślisz, iż nie wiem, co o mnie mówisz? Stara, chora, wszystkim ciężarem?

– Nigdy tak nie mówiłam!

– No jasne! – machnęła ręką. – Słyszałam was z mężem. Szeptaliście w kuchni, myśleliście, iż nie słyszę. A ja mam dobry słuch, wiesz?

Tomek się zmarszczył. Próbował przypomnieć sobie, o czym mogli rozmawiać, iż aż tak zdenerwowało teściową.

– O czym mówiliśmy? – zapytał.

– Nie pamiętasz? – Wanda przymrużyła oczy. – O tym, iż powinnam trafić do domu opieki. Że wam przeszkadzam.

Kasia aż jęknęła. Rzeczywiście, miesiąc temu rozmawiali o tym z Tomkiem. Ale nie dlatego, iż chcieli się matki pozbyć, tylko dlatego, iż się o nią bali. Wanda coraz częściej zapominała o włączonym gazie, nie poznawała sąsiadki, z którą przyjaźniła się od lat.

– Mamo, nie chcieliśmy cię nigdzie wysyłać – tłumaczyła Kasia. – Po prostu się martwiliśmy…

– Nie rób ze mnie idiotki! – przerwała starsza pani. – Wszystko zrozumiałam! Mam dość waszej fałszywej troski!

– Wando, przecież wiesz, iż cię kochamy – wtrącił się Tomek. – Kasia nie odchodziła od ciebie, gdy byłaś chora. Noce spędzała przy tobie.

– Z obowiązku! – odcięła się. – Bo tak trzeba! Ale prawdziwej miłości od niej nie widziałam!

Kasi łzy napłynęły do oczu. Jak można tak mówić? Całe życie starała się być dobrą córką. choćby gdy było ciężko, gdy własne dzieci wymagały uwagi, zawsze znajdowała czas dla matki.

– Mamo, dlaczego tak jest? – głos jej się załamał. – Co ci złego zrobiłam?

– A co dobrego? – Starsza pani wróciła do fotela. – Żyjesz swoim życiem, przychodzisz, gdy trzeba, rutynowo pytasz o zdrowie. Myślisz, iż to wystarczy?

– Ale dzwonię codziennie! Kupuję leki, wzywam lekarzy!

– Formalnie! – Wanda pokręciła głową. – A gdzie twoja dusza? Kiedy ostatnio przyszłaś bez powodu, żeby napić się ze mną herbaty, pogadać?

Kasia zamyśliła się. Ostatnio ich spotkania ograniczały się do sprawunków – leki, załatwianie dokumentów, drobne naprawy.

– Mamo, mam przecież swoją rodzinę, pracę…

– Właśnie! – przerwała Wanda. – Ty masz wszystko, a ja kogo mam? Nikogo! Siedzę sama w czterech ścianach, czekam, aż córka raczy wpaść!

– To przeprowadź się do nas! Tyle razy proponowaliśmy!

– Po co? Żeby być ciężarem? Żeby wnuki krzywo na mnie patrzyły, a zięć wzdychał?

Tomek chciał coś powiedzieć, ale Wanda go uciszyła.

– Myślisz, iż nie widzę? Gdy przychodzisz, spieszy ci się, żeby tylko odbębnić i uciec. Jakbyś odsKasia wyciągnęła rękę i delikatnie otarła łzę z policzka matki, czując, jak dawno zapomniana czułość powoli wypełnia przestrzeń między nimi.

Idź do oryginalnego materiału