Niezłomna miłość

polregion.pl 4 dni temu

Wieś Sosnówka, zagubiona wśród bezkresnych pól i brzozowych zagajników województwa lubelskiego, oddychała ciszą. Wieczorny wiatr szeptał w liściach, a latarnie słabo oświetlały wąskie uliczki. Kasia, ściskając w dłoniach torebkę, podchodziła do kawiarni, gdzie miał się odbyć jej urodzinowy wieczór. Zamiast świątecznych głosów usłyszała jednak zdradziecki szept, od którego serce ścisnęło się w gardle.

— Olej te urodziny — przeciągał leniwie Bartek, pochylając się do ucha Larysy, najlepszej przyjaciółki Kasi. — Chodź do mnie. Kasia i tak wróci dopiero nad ranem. — Jego głos ociekał zadowoleniem z siebie.

— No jasne — odparła Larysa z lekką drwiną. — A co, jak wróci wcześniej? Mam wyskakiwać przez okno?

— Po co przez okno? — Bartek objął ją w pasie, jego ton był pełen pewności. — jeżeli powiesz „tak”, wyrzucę Kasię. Nie ma dla niej miejsca w moim życiu.

Kasia zastygła jak rażona gromem. Znała Larysę – ta nigdy nie miała oporów przed przelotnymi romansami. Ale Bartek… Trzy lata byli razem. Trzy lata czekała, aż założy jej pierścionek na palec. Mieszkali w jego nowym mieszkaniu, kupionym na kredyt. Remont, rachunki, długi – wszystko spadło na jej barki. Kasia uważała to za stan przejściowy, wierzyła, iż USC to tylko formalność. Teraz jednak opadły jej oczy. Była dla niego tylko wygodną towarzyszką, pomostem przez finansową przepaść. Nie będzie między nimi rodziny. Nigdy.

Pół roku temu zmarła jej matka. Wtedy Bartek zdumiał ją swoim chłodem. Nie pojechał na pogrzeb, nie pomógł w organizacji, tylko rzucił obojętnie:

— Sprzedaj coś tam. Wiesz, mam kredyt, remont. Może rodzina pożyczy. Jak sprzedasz dom, to się rozliczymy.

„Rozliczymy” – to słowo ciąło jak nóż. Ale Kasia wtedy go usprawiedliwiła: zmęczony, przejęzyczył się. Podobała się jej jego milcząca posępność. „Mężczyzna, który trzyma wszystko w sobie, nie zdradzi” – chwaliła się przed koleżankami. Larysa śmiała się razem z nimi, ukrywając swoje plany. Teraz prawda wyszła na jaw, a Kasia, dusząc się z bólu, zaczęła rozpaczliwie machać do przejeżdżających taksówek. Auto się zatrzymało, wślizgnęła się do środka, trzaskając drzwiami.

— Szybciej, szybciej! — krzyknęła do kierowcy, jakby uciekała przed pościgiem.

Zanim samochód ruszył, telefon rozbłysnął połączeniem od Bartka.

— Gdzie jesteś? Siedzę tu sam jak idiota, wszyscy się o ciebie pytają! Co się stało? — jego głos był pełen fałszu.

Kasia wyłączyła telefon i w furii cisnęła nim w okno. Łzy spłynęły strumieniem, szlochała jak dziecko, któremu odebrano wszystko. Auto pędziło, a Kasia, tonąc w rozpaczy, nagle zdała sobie sprawę, iż nie podała adresu.

— Dokąd jedziemy? — zapytała, głos jej drżał.

— Do domu — spokojnie odparł kierowca.

Kasia rozejrzała się: samochód mknał ciemną wiejską drogą, z dala od miasta.

— Do domu? Gdzie? — jej serce zabiło gwałtownie ze strachu.

— Mam ci podać adres? — w głosie kierowcy pojawiła się drwina, szorstka i groźna.

— Zatrzymaj się! Natychmiast! — krzyknęła Kasia, ogarnięta paniką.

— Na środku pola? — kierowca parsknął śmiechem. — Co tu będziesz robić?

— Zadzwonię na policję! — wyrzuciła z siebie, ale zaraz przypomniała sobie, iż telefon już nie istnieje. Wylała przed tym obcym całą swoją historię: o zdradzie, o bólu. Wiedział, iż nikt jej nie będzie szukał. Wystarczy wy— Chodź, zawiozę cię do prawdziwego domu — powiedział Maksym, wskazując na stojący nieopodal dom z płonącym w oknach światłem.

Idź do oryginalnego materiału