— Kinga, co się z tobą dzieje? — przestraszyła się Magdalena, widząc, jak przyjaciółka blednie, wpatrując się w ekran telefonu.
— Wanda umarła… — wyszeptała Kinga.
— Wanda? Miałaś siostrę? Nigdy mi nie mówiłaś. To kuzynka?
— Nie… rodzona. Tylko prawie dwadzieścia lat się nie widziałyśmy. Nie… nie mogłam.
— Boże… Ile ona miała lat?
— O dziewięć więcej ode mnie. Pięćdziesiąt osiem…
— Chorowała?
— Nie wiem, Magda… Nic nie wiem… — Kinga wybuchnęła płaczem, upuszczając telefon na podłogę.
Gdy Kinga miała zaledwie trzy lata, jej starsza siostra Wanda opiekowała się nią jak własnym dzieckiem. Rodzice pracowali od rana do nocy, a obowiązki wobec malutkiej spadły na Wandę. Były nierozłączne — Wanda dorastała, a Kinga uczyła się życia u jej boku.
Gdy Wanda skończyła osiemnaście lat, wyszła za mąż za Radosława. Wszyscy go lubili. A zwłaszcza Kinga. Była w nim zakochana. Mówiła poważnie, iż wyjdzie tylko za kogoś takiego jak on.
Rodzina żyła w zgodzie, relacje między siostrami były ciepłe, niemal zlewały się w jedną duszę. Gdy Wanda z mężem przeniosła się do Wrocławia z powodu pracy, Kinga regularnie przyjeżdżała do nich na weekendy.
Siedziały godzinami w kuchni, wspominały, dzieliły się przemyśleniami. Radosław nie przeszkadzał — wiedział, jak ważne to było dla obu.
Kinga też wyszła za mąż. Niefortunnie. Mąż okazał się ukrytym alkoholikiem. Trzymał się dzięki terapii, ale w końcu się załamał. Kinga wniosła o rozwód. I wtedy stało się to, co zniszczyło ich życie.
Radosław przyjechał do rodzinnego miasta w delegację. Wanda poprosiła go, by odwiedził siostrę:
— Jesteś dla niej jak brat. Porozmawiaj. Jest jej teraz ciężko. Powiedz, iż nie jest sama…
— Oczywiście — skinął głową. — Pamiętam, jaka jest delikatna w środku.
Kupił owoce, wino, ulubione cukierki Kingi. Zadzwonił do drzwi. Długo nikt nie otwierał. Już miał odejść.
Gdy drzwi się w końcu otworzyły, stała w nich Kinga — wyczerpana, z opuchniętymi od łez oczami.
— Dobrze, iż przyszedłeś… — ledwo wyszeptała.
Usiedli przy stole. Kinga milczała, a Radosław starał się ją rozbawić, opowiadał o pracy, o synach.
Słuchała, w końcu odezwała się:
— Nie wytrzymałam, Radek. Pił, upadał na dno… Jak zwierzę… Myślałam, iż jest podobny do ciebie. Dlatego za niego wyszłam. A on… wcale nie był tobą.
— Nie mów tak, Kinga… — powiedział łagodnie. — Zasługujesz na coś lepszego.
Podeszła do okna. On wstał, objął ją od tyłu:
— Popłacz… będzie lżej.
Odwróciła się, a w jej spojrzeniu była taka rozpacz, taka samotność… Przytulił ją mocno. Nie pamiętał, jak ich usta się spotkały. Nie rozumiał, jak znaleźli się w łóżku.
Rano obudzili się obok siebie. Radosław w milczeniu ubrał się i wyszedł. Kinga leżała, wpatrując się w sufit, niezdolna uwierzyć w to, co się stało.
Od tamtej pory między nimi rozciągała się przepaść. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło. Nikt się nie domyślił.
Kinga zaczęła rzadziej odwiedzać siostrę. Wanda nie rozumiała:
— Dlaczego mnie unikasz? Co źle zrobiłam?
Kinga nie mogła wyznać, iż zdradziła siostrę z jej mężem. Nie potrafiła. Chciała zapomnieć, wymazać. Ale w sercu palił ją wstyd.
Radosław też cierpiał. Kochał Wandę. Nigdy jej nie zdradził. Aż do tamtego wieczoru. Teraz żył z winą, którą skrywał w najciemniejszym zakątku duszy.
Minęły lata. Kinga ponownie wyszła za mąż, urodziła córkę. Z Wandą się nie widywały, nie rozmawiały. Wanda nie przyjeżdżała, Kinga też nie. Radosław zaczął chorować. Leczenie nie pomagało. Kinga, dowiedziawszy się, przyjechała, choć nie była mile widziana.
Gdy zobaczyła Radosława, serce się ścisnęło: cień dawnego mężczyzny, wynędzniały, z gasnącym wzrokiem. Odwrócił się, nie mógł na nią patrzeć.
Po jej wyjeździe przywołał Wandę:
— Wybacz mi, proszę… — wyszeptał. — Muszę się przyznać. Zdradziłem cię. Tylko raz. Z Kingą… tamtego wieczoru…
Wanda zastygła. Powoli wstała i wyszła. Tego dnia już do niego nie wróciła.
Nocy Radosław nie przeżył.
Śmierć męża Wanda przetrwała w milczeniu. Gdy dwa dni później Kinga zapukała do drzwi, otworzyła sama. Jej twarz była kamienna.
— Po co przyszłaś? Też się spowiadać? — rzuciła ostro.
— Co znaczy „też”?.. — Kinga zbladła.
— Wszystko mi wyznał. Zdradziłaś mnie. A potem udawałaś, iż nic się nie stało. Wynoś się. Nie jesteś mi już siostrą!
— Wanda… chociaż na pogrzeb…
— Nie masz tam czego szukać — zatrzasnęła drzwi.
Kinga wybiegła na ulicę jak szalona. Serce waliło. Łzy zalewały oczy. Wróciła, pukała, dzwoniła. Nikt nie otworzył.
Próbowała jeszcze pół roku. Listy, telefony. Bez odpowiedzi. Wanda pewnego dnia oddzwoniła:
— Jeszcze jeden list, a wszystkim powiem, kim jesteś. Zniknij z mojego życia.
Kinga zniknęła.
Minęło dwadzieścia lat. Ani jednego telefonu, ani jednego spotkania. A teraz, gdy Kinga po raz pierwszy od dawna pozwoliła sobie na odrobinę spokoju — wpadła do przyjaciółki — przyszła wiadomość: Wanda nie żyje…
Kinga pojechała się pożegnać.
Przywitali ją siostrzeńcy. Dorosli mężczyźni, chłodni. Powiedzieli, iż matka długo chorowała, nic nie mówiła. O Kindze nie wspominała.
— Dlaczego mi nie powiedzieliście?
— Mama zabroniła — odparł starszy. — Mówiła, iż jesteś nam obca. Wybacz.
Na cmentarzu Kinga z przerażeniem zobaczyła: Wanda spoczywała osobno, daleko od Radosława.
— Dlaczego nie razem?
— Mama prosiła, by nie chować jej z nim. Mówiła, iż nie wybaczyła. Ani jemu… ani tobie…
Kinga nieI nigdy już nie odważyła się spojrzeć w lusto, bo widziała w nim tylko pustkę, którą zostawiła po sobie siostra.