Moja córka jest niewdzięczna! Oddałem jej biznes, a ona zapomniała, kto ją wyniósł na szczyt!
Mógłbym nazwać swoją historię tak samo jak Aleksander Fredro — “Strzeż się, boże, ślepy, gdy przejrzy”.
Gdy patrzę wstecz, widzę, iż nie jestem jedynym, który znalazł się w takiej sytuacji. Historia zna wiele przykładów na to, jak dzieci, które otrzymały wszystko na srebrnej tacy, przestają cenić tych, którzy im pomogli.
Nie życzę mojej córce źle. Niech idzie swoją drogą.
Ale nie zamierzam już dłużej zapewniać jej pracy i zysków, skoro uznała, iż nie ma dla mnie miejsca w biznesie, który zbudowałem.
Oddałem jej w ręce gotowy biznes. Pracowałem całe życie, budując i rozwijając krok po kroku.
Teraz posiadam sieć hoteli i kilka restauracji. To był wynik wielu lat pracy, nieprzespanych nocy, błędów, upadków i wzlotów.
Kiedy moja córka dorosła, postanowiłem przekazać jej część firmy. Była mądra i ambitna. Miałem nadzieję, iż kontynuować będzie moje dzieło, zachowa i pomnoży to, co stworzyłem od podstaw.
Powierzyłem jej jedną z restauracji. Co więcej, podarowałem jej 30% firmy.
Wprowadziłem ją do biznesu.
Przekazałem jej klientów, kontakty i wiedzę.
Ale im więcej dostawała, tym mniej to dla niej znaczyło.
Postanowiła, iż nie jest już mną potrzebna.
Z czasem jej podejście do mnie się zmieniło. Uznała się za właścicielkę nie tylko restauracji, ale i całej firmy.
Zaczęła wtrącać się w zarządzanie hotelami, podejmując decyzje za moimi plecami.
Doszło do tego, iż gdy rano wchodziłem do restauracji po filiżankę kawy i coś z bufetu, ona krzyczała:
— Jesz na mój koszt!
Byłem w szoku.
— Jak to na twój? Czyż nie dałem ci tej restauracji? Czyż nie jest to część biznesu, który budowałem przez lata?
Ona tylko machała ręką.
— To teraz moja restauracja. Nie muszę cię karmić.
Wydawało mi się, iż słyszę kogoś zupełnie obcego, a nie moją córkę.
Zjednoczyła się z biurami podróży przeciwko mnie.
Ale na tym się nie skończyło.
Znalazła wspólny język z biurami podróży, zawierając z nimi umowy poza moimi plecami.
Znała jedynie dane bankowe, to ona otrzymywała płatności.
A mnie…
Przydzielała jakieś kwoty i rzucała je ze słowami:
— Tobie wystarczy.
Wystarczy?
Mnie, który stworzył ten biznes?
Który poświęcił mu lata, nerwy, siły?
Wyrzuciłem ją z firmy.
Kiedy sezon się skończył, nie mogłem już tego znieść.
Zwołałem zebranie.
Pozbawiłem ją praw do 30% firmy.
Odzyskałem kontrolę.
Wyprosiłem ją z biznesu, który sam jej oddałem.
Myślała, iż tego nie zrobię.
Myślała, iż będę to znosił.
Myliła się.
Pozwała mnie… dwukrotnie!
Po tym rozpoczęła się prawdziwa wojna.
Wytoczyła dwa pozwy.
W pierwszym żądała połowy firmy.
W drugim zwrotu tych 30%, które kiedyś jej podarowałem.
Przegrała oba procesy.
Ale zamiast wyciągnąć wnioski, postanowiła się mścić.
Córka złożyła na mnie donos do urzędu skarbowego!
Napisała donos na własnego ojca.
W rezultacie miałem kontrolę podatkową za ostatnie pięć lat.
Przez rok nie dawano mi spokoju.
Przez rok chodziłem po urzędach, udowadniając swoją uczciwość.
Przez rok patrzyłem, jak moja córka próbuje zniszczyć firmę, która miała być jej dziedzictwem.
Wspominałem, jak kiedyś trzymałem jej maleńką rączkę w swojej dłoni, jak uczyłem ją pierwszych kroków, jak chciałem dla niej wszystkiego, co najlepsze.
A teraz…
Teraz była gotowa mnie zniszczyć, byle byle wziąć więcej.
Wdzięczność? Troska? Rodzina? Nie rozśmieszajcie mnie.
Jak łatwo ludzie zapominają, skąd pochodzą.
Jak gwałtownie zapominają, kto dał im szansę.
Jak łatwo zdradzają najbliższych.
Moja córka zapomniała, kim była.
Sądzi, iż wszystko osiągnęła sama.
No cóż…
Teraz naprawdę pójdzie własną drogą.
Bez mojego wsparcia.
Bez mojego biznesu.
Bez mojego dziedzictwa.
Nie przeklinam jej.
Ale i pomagać jej więcej nie zamierzam.
Niech się dowie, co znaczy budować życie od zera.
Niech zrozumie, co znaczy nie mieć niczego i osiągać wszystko samodzielnie.
A ja mogę tylko powtórzyć:
Strzeż się, boże, tego, kto nagle przejrzał…