Gdyby nie ta woda
– No dobrze, tu mój numer telefonu, rozgośćcie się, bo ja lecę, jutro w nocy mam samolot, wyjeżdżam na wakacje mówiła w biegu Katarzyna Marek, właścicielka mieszkania, które właśnie wynajęła Alicji. Jak coś, dzwońcie. Do widzenia.
– Dobrze, do widzenia odpowiedziała trochę zdezorientowana Alicja, wciąż trzymając w ręce umowę i pełnomocnictwo do współpracy z administracją, tak na wszelki wypadek.
– Zabiegana i sprytna ta właścicielka, ale chyba tacy powinni być pomyślała Alicja.
– Podobało jej się to wynajęte mieszkanie w nowym budynku, a widok z okna był po prostu przepiękny: las nieopodal i rzeczka, która choćby zimą nie zamarzała. Dlaczego? Nikt nie wiedział. Niektórzy żartowali, iż płynie w niej niezamarzajka.
Minął półtora tygodnia, odkąd Alicja tu mieszkała. Wracała z pracy po zmroku, na dworze zima. Sąsiadka naprzeciwko, pani Weronika Nowak, urocza i serdeczna starsza pani, odwiedziła ją już trzeciego dnia.
– Dobry wieczór powiedziała spokojnie Weronika Nowak, mieszkam naprzeciwko. Poznajmy się, skoro tu wynajęłaś mieszkanie. Sąsiadów trzeba znać i z nimi żyć w zgodzie mówiła, choć nie było pewne, czy tłumaczy to Alicji, czy sobie.
– Witam, proszę wejść, pani Weroniko. Nazywam się Alicja, bardzo mi miło, iż pani wpadła. To prawda, mieszkam tu i nikogo nie znam odpowiedziała uprzejmie. Może napijemy się herbaty? Choć specjalnych smakołyków nie mam, oprócz czekolady.
– Dziękuję, Alicjo, dziękuję. Ale ja przyszłam zaprosić cię na herbatę do siebie. Mam świeże jabłeczniki prosto z piekarnika, chodź. A w ogóle, wybacz, będę mówić ci ty. Po pierwsze, jesteś młoda, po drugie, sąsiadki, a po trzecie byłam nauczycielką, więc z uczniami zawsze na ty uśmiechnęła się ciepło.
– Pewnie była świetną nauczycielką przemknęło Alicji przez myśl, a na głos dodała:
– Ojej, dziękuję, pani Weroniko, niespodziewanie trafiłam na jabłecznik zaśmiała się. Jabłecznik to zawsze dobry pomysł.
Alicja zasiedziała się u sąsiadki, ale wcale tego nie żałowała. Pani Weronika była niesamowitą rozmówczynią. Opowiadała historie ze szkoły, o swoich uczniach, przyznała nawet, iż tęskni za pracą, ale takie życie, lata biorą swoje.
Alicja nie była zamężna, miała dwadzieścia osiem lat. Trzy miesiące temu rozstała się z chłopakiem był zbyt delikatny i bezużyteczny, nie potrafił choćby umyć filiżanki po herbacie, a co dopiero mówić o typowo męskich sprawach, jak naprawa czegokolwiek w mieszkaniu. Pokłócili się przez codzienne drobiazgi, po roku wspólnego życia.
Wróciła od pani Weroniki późno, najadła się ciasta, napiła herbaty, pogadały i poszła spać. W pracy czekał raport, jutro pewnie wróci późno. Z takimi myślami zasnęła. Faktycznie, następnego dnia niemal nie odrywała wzroku od monitora, tylko na gwałtownie wyskoczyła na lunch.
W końcu wróciła do domu i odetchnęła z ulgą.
– Uff, dzięki Bogu, raport gotowy pomyślała. Za parę dni święta, w końcu odpocznę, może w góry, pojeżdżę na nartach. Tylko muszę namówić Kasię, ale ona leniuch, nie lubi szusować.
Zjadła kolację i wsiąkła w telefon. Nie wiadomo, jak długo tak siedziała, ale w końcu zachciało jej się pić. Wyszła do kuchni, postawiła kubek na stole i nagle drgnęła usłyszała dziwny dźwięk. Odwróciła się i zobaczyła, jak woda tryska z kranu z szalonym impetem, zalewając wszystko dookoła.
– O rany, zaraz będzie potop, co robić?! Nigdy nie była w tak ekstremalnej sytuacji.
Ale zebrała myśli i przypomniała sobie, iż właścicielka pokazała jej, gdzie jest główny zawór. Wbiegła do łazienki, znalazła kurek, próbowała zakręcić opornie się dawał. Pewnie dawno nikt go nie używał. Woda wciąż leciała, rzuciła szmatę na podłogę, ale to i tak nic nie dało. Najbardziej martwiła się o sąsiadów na dole.
– Kto tam mieszka? Zaraz ich zatopię.
Z całej siły nacisnęła na kurek ustąpił, ale nie do końca. Woda wciąż płynęła, choć już nie tak gwałtownie. gwałtownie chwyciła umowę, znalazła numer Katarzyny Marek i zadzwoniła, ale właścicielka nie odbierała pewnie była już na wakacjach.
Usiadła na kanapie i zadzwoniła do administracji bez odpowiedzi. Potem do mamy, która wpadła w panikę:
– Zaraz przyjedziemy z Tomkiem!
– Mamo, ale ja mieszkam sto pięćdziesiąt kilometrów stąd! I co wy niby zrobicie? Nie przychodźcie, dzwonię do administracji, tylko nikt nie odbiera.
Jakoś pozbierała wodę z podłogi, ale wciąż ciekło. Wyszła z mieszkania i zadzwoniła do pani Weroniki. Ta otworzyła w nocnej koszuli, ale gwałtownie zrozumiała sytuację i zadzwoniła po straż pożarną. Alicja osłupiała:
– Jak ja sama na to nie wpadłam? To przecież awaria! A na dole sąsiedzi, nie daj Boże jeszcze niżej
Pani Weronika gadała przez telefon, strasząc dyspozytora. Przyjęli zgłoszenie.
– I co teraz? zapytała przestraszona Alicja.
– No to poczekamy dziesięć minut, wypijemy herbatę, przyjadą jak nic odparła spokojnie. W szkole widziała różne sytuacje i umiała panować nad sobą.
W tym czasie zadzwonił telefon pani Weroniki.
– Tak, Antek, tak kiwała głową. Już dzwoniła, ale w administracji nikt nie odbiera. Dlatego zadzwoniłam po straż. Rozumiesz, u niej leci woda, zaraz zaleje sąsiadów.
Dziesięć minut później na korytarzu rozległy się kroki i głosy. Ktoś zadzwonił do drzwi Alicji. Gdy tłumaczyła sytuację, do mieszkania pani Weroniki wszedł młody mężczyzna w dresie, niewyspany i zirytowany. Spojrzał na Alicję i przedstawił się:
– Antoni Kowalski inżynier z administracji.
Przeszli do jej mieszkania, gdzie już krzątali się strażacy.
– Zejdę do piwnicy i zakręcę wodę powiedział Antoni i