Niespodziewany zwrot dzięki wodzie

newsempire24.com 4 godzin temu

– No dobrze, oto mój numer telefonu, urządźcie się, ja lecę, bo jutro w nocy mam samolot, wyjeżdżam na wakacje – mówiła w biegu Katarzyna Nowak, właścicielka mieszkania, które właśnie wynajęła Julii. – jeżeli coś, dzwońcie. Do widzenia.

– Dobrze, do widzenia – odpowiedziała trochę zdezorientowana Julia, wciąż trzymając w ręce umowę i pełnomocnictwo do współpracy z administracją, tak na wszelki wypadek.

– Rzutka i spostrzegawcza ta gospodyni, a w sumie tacy powinni być wszyscy – pomyślała Julia.

– Podobało jej się to wynajęte mieszkanie w nowym budynku, a widok z okna był po prostu przepiękny: las niedaleko i mała rzeczka, która choćby zimą nie zamarza. Dlaczego? Nikt nie wiedział. Niektórzy żartowali, iż płynie w niej płyn do spryskiwaczy.

Minął półtora tygodnia, odkąd Julia mieszkała w tym mieszkaniu. Wracała z pracy po zmroku, na dworze panowała zima. Sąsiadka z naprzeciwka, Helena Kowalska, najsłodsza i najżyczliwsza starsza pani, przyszła do Julii już trzeciego dnia.

– Dobry wieczór – powiedziała spokojnie. – Helena Kowalska, sąsiadka z naprzeciwka – dodała cicho. – Poznajmy się, skoro wynajęłaś tu mieszkanie. Sąsiadów trzeba znać i żyć z nimi w zgodzie – może tłumaczyła to Julii, a może sama sobie.

– Dzień dobry, proszę wejść, pani Heleno. Nazywam się Julia, bardzo mi miło, iż pani wpadła. I to prawda, mieszkam tu i nikogo nie znam – odpowiedziała ciepło i serdecznie. – Zapraszam na herbatę, choć nic wyjątkowego nie mam, tylko czekoladę.

– Dziękuję, Julko, dziękuję. Ale ja przyszłam ciebie zaprosić na herbatę. Mam świeżo upieczone jabłeczniki, chodź. A w ogóle, wybacz, będę mówić do ciebie „ty”. Po pierwsze, jesteś młoda, po drugie, jesteśmy sąsiadkami, a po trzecie, byłam nauczycielką w szkole, więc zawsze zwracałam się do uczniów per „ty” – uśmiechnęła się ciepło.

– Pewnie była świetną nauczycielką – przemknęło Julii przez myśl, a na głos odpowiedziała:

– Ojej, dziękuję, pani Heleno, niespodziewanie trafiłam na jabłecznik – zaśmiała się. – Jabłecznik to zawsze dobry pomysł.

Julia przesiedziała u sąsiadki dłużej, ale wcale tego nie żałowała. Helena okazała się fascynującą rozmówczynią. Opowiadała historie o szkole, o swoich uczniach, przyznała nawet, iż tęskni za pracą na emeryturze, ale… tak już bywa, lata biorą swoje.

Julia nie była zamężna, miała dwadzieścia osiem lat. Trzy miesiące temu rozstała się z chłopakiem – był zbyt delikatny i bezużyteczny, nie potrafił choćby umyć za sobą filiżanki, nie mówiąc już o typowo męskich sprawach, jak naprawa czegoś w domu czy wymiana żarówki. Pokłócili się o takie codzienne sprawy, po niemal roku wspólnego życia.

Julia wróciła od sąsiadki późno, nagadali się, napili herbaty, najedli ciasta. Położyła się spać. W pracy czekał ją raport, następnego dnia pewnie wróci późno. Z tymi myślami zasnęła. Faktycznie, w biurze niemal cały dzień nie odrywała się od monitora, tylko na gwałtownie wyszła na lunch.

W końcu wróciła do domu i wreszcie odetchnęła.

– Uff, dzięki Bogu, raport skończony – pomyślała. – Za kilka dni święta, w końcu odpocznę, może wybiorę się na narty. Tylko muszę namówić Kasię, ale ona jest leniwa, nie lubi jeździć na nartach.

Julia zjadła kolację i rozsiadła się na kanapie, wpatrując się w telefon. Nie wiadomo, jak długo tak siedziała, ale w końcu zachciało jej się pić i poszła do kuchni. Postawiła kubek na stole i drgnęła na dziwny dźwięk. Odwróciła się i zobaczyła, jak woda z szaloną siłą wylewa się z kranu, zalewając zlew i rozchlapując na boki.

– Ojej, zaraz będzie potop, co robić? – Nigdy wcześniej nie była w tak ekstremalnej sytuacji.

Ale zebrała się w sobie i przypomniała, iż właścicielka pokazała jej, gdzie jest zawór wody. Wbiegła do łazienki, znalazła kurek zimnej wody i próbowała go zakręcić, ale nie dawał rady. Pewnie dawno nikt go nie używał. Tymczasem woda lała się dalej, rzuciła szmatę na podłogę, ale to kilka pomogło. Najbardziej martwiła się o sąsiadów z dołu.

– Kto tam mieszka? Zaraz ich zaleję.

Znów z całych sił nacisnęła na kurek – ustąpił, ale nie do końca. Woda wciąż leciała, choć już nie tak gwałtownie. gwałtownie złapała umowę, znalazła numer Katarzyny Nowak i zadzwoniła, ale nikt nie odbierał. Przypomniała sobie, iż wyjechała.

Usiadła na kanapie i zadzwoniła do administracji, ale tam też nikt nie podniósł słuchawki. Zadzwoniła do mamy, która wpadła w panikę:

– Zaraz przyjedziemy z Jackiem.

– Mamo, no jak? Mieszkam sto pięćdziesiąt kilometrów od was. I co niby zrobicie? choćby nie myśl, dzwonię do administracji, chociaż na razie nie odbierają.

Julia jakoś zebrała wodę z podłogi, ale wciąż przeciekała, choć już nie tak mocno. Wyszła z mieszkania i zadzwoniła do drzwi Heleny Kowalskiej. Ta otworzyła w koszuli nocnej, ale gwałtownie zrozumiała sytuację i zadzwoniła po straż pożarną. Julia zdębiała:

– Jak ja sama na to nie wpadłam? To przecież sytuacja awaryjna. Zagrożone jest mieszkanie na dole, a nie daj Boże, jeszcze niżej…

Helena gadała do telefonu, strasząc dyspozytora. Przyjęli zgłoszenie.

– I co teraz? – zapytała przestraszona Julia.

– No to może herbatę wypijemy przez dziesięć minut, przyjadą jak po maśle, zgłoszenie jest – odpowiedziała spokojnie, bo w szkole widziała różne sytuacje i nauczyła się panować nad sobą.

Helena była pewna siebie i opanowana. W tym czasie zadzwonił jej telefon.

– Tak, Wojtku, tak – kiwała głową. – Po prostu już dzwoniła, nikt w administracji nie odbiera. Tak, dlatego zadzwoniłam do straży. Ale ty też mnie zrozumiej, u niej woda leje się w mieszkaniu, może zalać sąsiadów.

Po dziesięciu minutach na klatce rozległy się kroki i głosy, ktoś zadzwonił do jej drzwi. Gdy tłumaczyła, o co chodzi

Idź do oryginalnego materiału