Niespodziewany związek małżeński

newsempire24.com 5 godzin temu

Nieoczekiwanie zamężna

Kinga biegła przez galerię handlową z torbami pełnymi zakupów, wymijała ludzi na schodach ruchomych, spieszyła się i w myślach beształa niezaradnego chłopaka Krzysztofa, który nie miał samochodu, żeby ją odebrać i zawieźć z całym tym bagażem do domu. Musiała zamówić taksówkę przez aplikację. I jak na złość, auto przyjechało błyskawicznie. Nie pozostało jej nic innego, jak chwycić torby i na obcasach biec przez całe centrum handlowe na parking.

Kinga była wściekła. Nie dość, iż nikt nie może jej zawieźć, to jeszcze drogie, skórzane buty obtarły jej nogę.

– Dziewczyno, uważaj! – oburzyła się kobieta na schodach ruchomych, której Kinga niechcący zahaczyła torbą o głowę, gdy schodziła.
– Trzeba patrzeć przed siebie, a nie w chmury! – odcięła się spóźniona klientka, choćby się nie odwracając.
– Chamka! – rzuciła obrażona kobieta, ale Kinga miała głęboko w nosie jej zdanie.

Dziewczyna pędziła na parking. Dopiero gdy wybiegła z galerii, wpadła na pomysł, by sprawdzić numer przypisanej taksówki. Ale nie było już czego szukać – kierowca anulował przejazd. A cena skoczyła niemal dwukrotnie. Kinga wściekle przerwała poszukiwania, wrzuciła telefon do kieszeni i rozejrzała się. W pobliżu znalazła pustą ławkę. Rzuciła na nią wszystkie torby i sama z impetem na niej usiadła, przy okazji zrzucając z nogi głupie, niewygodne buty.

– Boże! Wszystko dziś przeciwko mnie! – zaklęła w gniewie, odsuwając ręką jedną z toreb. Ta spadła na ławkę, gubiąc paragon.

Kinga odchyliła się na oparcie i przymknęła oczy. Ostatnio wydawało jej się, iż życie specjalnie jej dokucza…

***

Kinga zawsze pragnęła więcej i nie zadowalała się byle czym. jeżeli telefon, to najnowszy model. jeżeli manicure lub farbowanie włosów, to w najlepszym salonie u topowej stylistki. jeżeli buty, to tylko najwyższej jakości. Podobne zasady stosowała w stosunku do swoich adoratorów. Ale z nimi jakoś nie miała szczęścia. Zamiast hojnych, inteligentnych i przystojnych trafiali się wyłącznie „niedoinwestowani” – starzy, grubi, łysi, głupi, biedni, leniwi. Kinga długo przebierała. Ale nigdy nie znalazła nikogo, kto spełniałby jej wymagania.

– Doprowadzisz do tego, iż nikt cię nie zechce – mówiła czasem Kinga matka. – Mężczyzna ma wart w czynach, nie w twarzy i portfelu.
– I co, mam się nocami zachwycać jego czynami? Poza tym, żeby robić piękne rzeczy, trzeba mieć pieniądze – ripostowała dwudziestopięcioletnia Kinga.

Matka nie znalazła odpowiedzi. Tylko westchnęła. Kinga była zbyt wygadana. Na wszystko miała gotową replikę. Można by pomyśleć, iż ukończyła kurs erystyki, choć w rzeczywistości pracowała jako zwykła recepcjonistka w restauracji. Właśnie tam trzy lata temu wszystko się zaczęło. A raczej przybrało niewyobrażalne rozmiary. Patrzyła na damy w futrach, które przyprowadzali na kolacje zamożni kawalerowie. I pomyślała: „A dlaczego ja mam być gorsza? Też zasługuję na takie życie.”

Tylko iż życie miało wobec Kingi własne plany. Bogaci adoratorzy jakoś na nią nie patrzyli. Coś w niej zdradzało prowincjuszkę ze średnim wykształceniem, z przeciętnej rodziny. A Kinga marzyła, iż jej narzeczony będzie miał prestiż, dobrą posadę, jeździł drogim autem i nosił garnitury od światowych projektantów.

Jednak czas płynął, faceci przychodzili i odchodzili, a wymarzony ideał się nie pojawiał. W końcu Kinga ustąpiła, gdy zaczął się nią interesować Krzysztof – bankowy urzędnik, cztery lata starszy, ze stabilnym, przeciętnym zarobkiem. Wygląd miał zwyczajny – jasne włosy, szare oczy, 175 cm wzrostu, figura nieatletyczna, ale też nie wiotka. Za to miał przestronne dwupokojowe mieszkanie, kupione na kredyt. Auta jednak brakowało. Krzysztof uważał, iż w mieście, gdzie jest metro, autobusy i tramwaje, samochód to niepotrzebny luksus.

Był niezwykle dobry, ale uparty. Długo zabiegał o Kingę, nosił jej kwiaty do pracy, zabierał na randki. Po trzech miesiącach, pod naciskiem matki, dziewczyna uległa.

– Dobry chłop, chuchnie na ciebie, kocha, dba – czego jeszcze chcesz? Lepiej wróbel w garści niż gołąb na dachu – mówiła matka.

Kinga, niechętnie, zgodziła się na ten związek. Ale wcale nie było jej z Krzysztofem źle. Okazał się troskliwy i uważny na swój sposób. Opłacał jej zachcianki, zabierał na wakacje za granicę, choć nie do pięciogwiazdkowych hoteli i ekonomiczną klasą. Gotował obiady, przynosił kawę do łóżka, regularnie wysyłał ją z koleżankami na zakupy. I miał poważne zamiary, by się oświadczyć.

Minął prawie rok. Kinga przywykła. Ale nie przestała marzyć. Za to nie wstydziła się narzekać przed koleżankami, iż Krzysztof nie spełnia jej oczekiwań. Choć… może szkoda się było skarżyć…

***

– Dlaczego niby wszystko przeciw tobie? Ja na przykład bardzo sobie cenię twoją miłą obecność – rozległ się głos tuż nad uchem Kingi.

Dziewczyna podskoczyła, otworzyła oczy i odwróciła się. Za ławką stał Bartosz. Kiedyś, dawno temu, jeszcze w liceum próbował się do Kingi zalecać, ale ona odrzuciła go dość ostro w obecności koleżanek.

Przez pierwsze chwile choćby go nie poznała. Zamiast nastoletniego, pryszczatego chudzielca patrzył na nią przystojny brunet z modną fryzurą, niewielką brodą, szerokimi ramionami, ubrany w skórzaną kurtkę.

– Cześć, ależ niespodzianka – Kinga uśmiechnęła się zdumiona. – Ty… zmieniłeś się. Dawno się nie widzieliśmy.
– No, dawno – skinął Bartosz. – Ale ja cię od razu poznałem. Co się stało? Siedzisz sama, bez buta, z górą zakupów i miną jak na pogrzebie.

Kinga niepewnie wzruszyła ramionami i opowiedziała o swoich perypetiach. Pomijając oczywiście temat Krzysztofa.

– Słuchaj, może cię podwiozę do domu? – zaproponował Bartosz. – Auto stoi niedaleko.

Kinga podążyła za jego wzrokiem i zobaczyła lśniącego,Kinga spojrzała na fotografie Bartosza z żoną i dziećmi, a łzy spłynęły jej po policzkach, gdy zrozumiała, iż w pogoni za złudnym szczęściem straciła prawdziwą szansę na miłość.

Idź do oryginalnego materiału