Chciałam po prostu zorganizować spokojną kolację ze znajomymi – ale niespodziewany gość zamienił wieczór w koszmar.
Ta kolacja miała być symbolem małego zwycięstwa – świętowaniem mojej niedawnej awansu. Wymyśliłam wszystko w najdrobniejszych szczegółach: menu, wino, naczynia, choćby playlistę z muzyką w tle. Marzyłam o czymś kameralnym, pełnym ciepła. Bez zbędnego przepychu, ale z klasą. Po prostu spotkanie bliskich osób, śmiech, rozmowy i chwila, by poczuć, iż życie to nie tylko praca i rachunki, ale też radość.
Zaprosiłam tylko piątkę gości: moją najlepszą przyjaciółkę Kasię z mężem Pawłem, starego znajomego z uczelni, Marcina, oraz koleżankę z pracy, z którą ostatnio się zżyłyśmy – Olę. Wszyscy się znali, więc atmosfera miała być swobodna, bez niezręczności i sztywnych form. Chciałam, żeby każdy poczuł się jak u siebie.
Wieczór zaczął się doskonale. Na stole stały przystawki – bruschetty, faszerowane pieczarki, różne sery. Wszyscy przyszli punktualnie, elegancko ubrani, w świetnych humorach. Wino lało się gładko, rozmowy toczyły się naturalnie – Kasia z Olą dyskutowały o podróżach, Marcin opowiadał zabawne historie z nowej pracy. Siedziałam i uśmiechałam się – wszystko szło zgodnie z planem.
A potem rozległo się pukanie do drzwi.
Zdębiałam – wszyscy zaproszeni już tu byli. Pomyślałam, iż może to sąsiad albo kurier się pomylił. Otwieram… i widzę nieznajomego mężczyznę, który od progu oznajmia:
— Cześć! Jestem Krzysiek, znajomy Kasi. Powiedziała, iż mogę wpaść. Nie będzie przeszkadzał, prawda?
I, nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.
Zamarłam. Kasia nigdy nie wspominała mi o żadnym Krzysiu. Spojrzałam na nią pytająco – spuściła wzrok i cicho powiedziała:
— No, tak jakoś… przypadkiem mu się wygadałam, a sam się wprosił…
Z trudem powstrzymałam irytację. Ale zdecydowałam się nie psuć atmosfery. Udawałam, iż wszystko w porządku, nalałam Krzyśkowi wina, przedstawiłam go reszcie. Wszyscy wymienili spojrzenia, ale skinęli głowami. Staraliśmy się być uprzejmi.
Ale gwałtownie stało się jasne: to był ten rodzaj gościa, któremu nie powinno się pozwalać na żadną kolację.
Krzysiek gadał bez przerwy, nie słuchał nikogo, ciągle przerywał, rzucał niestosowne żarty, śmiał się najgłośniej, i to głównie ze swoich własnych słów. Wino w jego kieliszku znikało najszybciej, a wraz z nim – poczucie umiaru.
Kasia wyraźnie się spięła. Próbowała się uśmiechać, ale wyglądała, jakby chciała zapaść się pod ziemię. Paweł milczał ponuro, Marcin przewracał oczami, a Ola ledwo powstrzymywała się, żeby nie wyjść.
Kulminacją był moment, gdy Krzysiek nagle wstał i, lekko chwiejąc się, uniósł kieliszek:
— Za przyjaźń… i nowe znajomości! — wykrzyknął. — Choć, jeżeli mam być szczery, to nie wiem, jak wy w ogóle wytrzymujecie z Kasią. No, fajna jest, ale potrafi być niezłym nudziarzem!
Powietrze w pokoju zastygło. Kasia zbladła, Paweł naprężył się, Marcin się zakrztusił, a Ola o mało nie upuściła kieliszka.
— Krzysiek, przestań — szepnęła Kasia, ledwo powstrzymując łzy.
— Co wy wszyscy tacy spięci? Wyluzujcie! — machnął ręką.
I wtedy moja cierpliwość pękła.
Wstałam i, patrząc mu prosto w oczy, spokojnie, ale stanowczo powiedziałam:
— Krzyśku, dzięki, iż wpadłeś. Ale już musisz iść. Przeszkadzasz. Wszystkim.
Roześmiał się:
— Serio? Ja wam przeszkadzam? No weź, Magda, co ty…
— Mówię poważnie. Wyjdź.
Wskazałam na drzwi. W pokoju zrobiło się cicho jak w teatrze przed burzą. Wszyscy milczeli. choćby Krzysiek zrozumiał, iż nie ma co dyskutować. Wzruszył ramionami i wyszedł.
Zamknęłam drzwi. Wzięłam głęboki oddech. Obróciłam się do przyjaciół.
— Przepraszam. Naprawdę nie wiedziałam, iż się pojawi. To nie tak miało wyglądać.
Kasia, z zaczerwienionymi oczami, szepnęła:
— Wybacz mi. Nie… nie sądziłam, iż będzie taki.
— Wszystko gra — odezwał się Paweł. — Teraz już tylko lepiej.
Marcin prychnął:
— No, przynajmniej będzie co wspominać.
Wszyscy się zaśmiali. Napięcie zaczęło opadać.
Reszta wieczoru nie była tak idealna, jak sobie wymarzyłam, ale stała się sto razy cieplejsza. Byliśmy prawdziwi, śmialiśmy się, dzieliliśmy wrażeniami. Kolacja okazała się niedoskonała – ale autentyczna. I zrozumiałam jedną prostą prawdę: choćby jeżeli nie możesz kontrolować, kto pojawi się na twoim przyjęciu – zawsze możesz zdecydować, kto zostanie.
I od tej pory będę ostrożniejsza z „znajomymi”, których ktoś przyprowadza bez pytania. Zwłaszcza jeżeli robi to Kasia.