Nieoczekiwane spotkanie: prawda, która otwiera oczy
Kasia wyjechała w delegację do Poznania. Zameldowała się w hotelu i od razu rzuciła w wir pracy – spotkania, negocjacje, zadania. Późnym wieczorem, ledwo trzymając się na nogach ze zmęczenia, napisała do męża:
— Wszystko w porządku. Strasznie padam. Idę spać.
Marek odpisał natychmiast:
— Ja też. U rodziców padam, remont to nie żarty.
Po gorącej kąpieli Kasia wślizgnęła się pod kołdrę i gwałtownie zasnęła. Ale następnego ranka, wychodząc z pokoju, natknęła się na ostatnią osobę, którą spodziewała się zobaczyć.
— Marek?! — wykrzyknęła zaskoczona. — Co ty tu robisz?
— Niespodzianka! — uśmiechnął się niepewnie. — Postanowiłem cię odwiedzić…
Nie zdążył dokończyć. Drzwi pokoju Kasi otworzyły się i na progu stanął Piotr – jej kolega z pracy, z którym łączyło ją znacznie więcej niż służbowe relacje.
Kasia nie wierzyła własnym oczom. Sama nie spodziewała się romansu, ale nie potrafiła oprzeć się uwadze Piotra – uważnego, uprzejmego. Marek – wiecznie zajęty, chłodny i obojętny. Ich nastoletni syn Tomek dawno się odsunął. Kasia czuła się samotna i niepotrzebna.
A tu – młodość, zainteresowanie, spojrzenia pełne podziwu. Piotr był młodszy, nieżonaty. Jego szczere komplementy i zaangażowanie podnosiły jej samoocenę. Na delegację pojechali razem, choć mąż choćby nie spytał, dokąd i po co wyjeżdża. Sam wybierał się do rodziców – „pomóc przy remoncie”.
Tego wieczora zameldowali się w hotelu, a potem spacerowali po mieście, jedli kolację, czuli się wolni. Noc Kasia spędziła u Piotra. Mężowi napisała, iż jest zmęczona i idzie spać. A rano…
…na korytarzu stanęli oko w oko – Marek wychodził z sąsiedniego pokoju, a obok niego stała efektowna blondynka około trzydziestki.
— Co to ma znaczyć?! — wybuchnęli oboje.
— Miałeś być u rodziców! — warknęła Kasia.
— A ty u kolegi?! — wrzasnął Marek. — Dlaczego nazywa cię „kochanie”? Spałaś u niego?
— A ty? Kim jest ta Ania?
— Mieszka tu. Przyjechałem do niej. A teraz – pakuj się! Wracamy.
W tej chwili Kasi przyszła wiadomość od Piotra:
„Wyjeżdżam. Awantury to nie moja bajka. Powodzenia.”
Z drżącymi rękami spakowała swoje rzeczy. Droga powrotna była koszmarem. Marek bez przerwy prawił jej kazanie:
— Nie myślałem, iż na coś takiego cię stać. Jesteś matką, żoną! To podłość…
— Podłość? A ty? Oboje jesteśmy winni, Marek. I szczerze mówiąc, nie wiem, czy ma sens ratować ten związek.
— Nie chciałem rozwodu. Po prostu… zapragnąłem czegoś nowego. Ale jestem gotów odpuścić. Dla rodziny. Dla Tomka.
Kasia milczała. Rozumiała: miłość odeszła. Gdyby istniała, nie byłoby ani jej romansu z Piotrem, ani jego z Anią.
— Nie kochamy się już — w końcu powiedziała. — To już nie rodzina. Podwójna zdrada to koniec. Rozstaniemy się spokojnie. Mieszkanie podzielimy. Tomek zrozumie.
Marek ciężko westchnął:
— Jak to… Nie spodziewałem się, iż tak łatwo się zgodzisz. Myślałem… iż będziesz walczyć. Płakać, błagać. A ty…
— Już przeszło, Marku. Nie chowam urazy. Po prostu już nie jesteśmy sobą.
— Dobrze. Niech mieszkanie zostanie wam z Tomkiem. Wynajmę coś na początek, potem kupię. Nic się nie stanie.
Kasia była zaskoczona. Hojność męża była niespodziewana. Nie żeby był skąpy, ale taki gest – rzadkość.
— Dzięki, Marek.
Minął rok.
Kasia wracała z pracy. Jesień, spadające liście, lekki wiatr. Uwielbiała tę porę roku.
— Kasia! Cześć! — rozległ się znajomy głos.
— Marek? Cześć. Co ty tu robisz?
— Byłem w okolicy, postanowiłem się przejść. Jak tam? Jak Tomek?
— Wszystko gra. Ma dziewczynę z fioletowymi włosami… Moda chyba. Czasem przychodzą do nas. A ty jak?
— Sam. Pracuję, oszczędzam na kredyt. Często o tobie myślę… Pamiętasz, jak zgubiliśmy się nad morzem, a potem piliśmy szampana na plaży?
— Pamiętam… Wszystko pamiętam, Marku.
Długo spacerowali alejkami. I nagle wszystkie urazy odeszły w niepamięć. Tylko on i ona. Bez pretensji. Bez bólu.
— Kasia, tęskniłem… Ale bałem się powiedzieć. Myślałem, iż odtrącisz.
— Ja też tęskniłam, Marek. Choć myślałam – ot, wolność. A w rzeczywistości… pustka.
— Pójdziesz do domu? — cicho zapytał.
— Pójdźmy, kochanie. Spróbujmy jeszcze raz. I może wspólnie będziemy niańczyć wnuki… choćby te z fioletowymi włosami.
Kasia roześmiała się i wyciągnęła do niego rękę.
Zaczynać od nowa… Czasem właśnie tego nam trzeba.