Niespodziewane spotkanie: prawda, która otwiera oczy

polregion.pl 6 dni temu

Nieoczekiwane spotkanie: prawda, która otwiera oczy

Kasia wyjechała w delegację do Poznania. Zameldowała się w hotelu i od razu rzuciła w wir pracy – spotkania, negocjacje, zadania. Późnym wieczorem, ledwo trzymając się na nogach ze zmęczenia, napisała do męża:

— Wszystko w porządku. Strasznie padam. Idę spać.

Marek odpisał natychmiast:

— Ja też. U rodziców padam, remont to nie żarty.

Po gorącej kąpieli Kasia wślizgnęła się pod kołdrę i gwałtownie zasnęła. Ale następnego ranka, wychodząc z pokoju, natknęła się na ostatnią osobę, którą spodziewała się zobaczyć.

— Marek?! — wykrzyknęła zaskoczona. — Co ty tu robisz?

— Niespodzianka! — uśmiechnął się niepewnie. — Postanowiłem cię odwiedzić…

Nie zdążył dokończyć. Drzwi pokoju Kasi otworzyły się i na progu stanął Piotr – jej kolega z pracy, z którym łączyło ją znacznie więcej niż służbowe relacje.

Kasia nie wierzyła własnym oczom. Sama nie spodziewała się romansu, ale nie potrafiła oprzeć się uwadze Piotra – uważnego, uprzejmego. Marek – wiecznie zajęty, chłodny i obojętny. Ich nastoletni syn Tomek dawno się odsunął. Kasia czuła się samotna i niepotrzebna.

A tu – młodość, zainteresowanie, spojrzenia pełne podziwu. Piotr był młodszy, nieżonaty. Jego szczere komplementy i zaangażowanie podnosiły jej samoocenę. Na delegację pojechali razem, choć mąż choćby nie spytał, dokąd i po co wyjeżdża. Sam wybierał się do rodziców – „pomóc przy remoncie”.

Tego wieczora zameldowali się w hotelu, a potem spacerowali po mieście, jedli kolację, czuli się wolni. Noc Kasia spędziła u Piotra. Mężowi napisała, iż jest zmęczona i idzie spać. A rano…

…na korytarzu stanęli oko w oko – Marek wychodził z sąsiedniego pokoju, a obok niego stała efektowna blondynka około trzydziestki.

— Co to ma znaczyć?! — wybuchnęli oboje.

— Miałeś być u rodziców! — warknęła Kasia.

— A ty u kolegi?! — wrzasnął Marek. — Dlaczego nazywa cię „kochanie”? Spałaś u niego?

— A ty? Kim jest ta Ania?

— Mieszka tu. Przyjechałem do niej. A teraz – pakuj się! Wracamy.

W tej chwili Kasi przyszła wiadomość od Piotra:
„Wyjeżdżam. Awantury to nie moja bajka. Powodzenia.”

Z drżącymi rękami spakowała swoje rzeczy. Droga powrotna była koszmarem. Marek bez przerwy prawił jej kazanie:

— Nie myślałem, iż na coś takiego cię stać. Jesteś matką, żoną! To podłość…

— Podłość? A ty? Oboje jesteśmy winni, Marek. I szczerze mówiąc, nie wiem, czy ma sens ratować ten związek.

— Nie chciałem rozwodu. Po prostu… zapragnąłem czegoś nowego. Ale jestem gotów odpuścić. Dla rodziny. Dla Tomka.

Kasia milczała. Rozumiała: miłość odeszła. Gdyby istniała, nie byłoby ani jej romansu z Piotrem, ani jego z Anią.

— Nie kochamy się już — w końcu powiedziała. — To już nie rodzina. Podwójna zdrada to koniec. Rozstaniemy się spokojnie. Mieszkanie podzielimy. Tomek zrozumie.

Marek ciężko westchnął:

— Jak to… Nie spodziewałem się, iż tak łatwo się zgodzisz. Myślałem… iż będziesz walczyć. Płakać, błagać. A ty…

— Już przeszło, Marku. Nie chowam urazy. Po prostu już nie jesteśmy sobą.

— Dobrze. Niech mieszkanie zostanie wam z Tomkiem. Wynajmę coś na początek, potem kupię. Nic się nie stanie.

Kasia była zaskoczona. Hojność męża była niespodziewana. Nie żeby był skąpy, ale taki gest – rzadkość.

— Dzięki, Marek.

Minął rok.

Kasia wracała z pracy. Jesień, spadające liście, lekki wiatr. Uwielbiała tę porę roku.

— Kasia! Cześć! — rozległ się znajomy głos.

— Marek? Cześć. Co ty tu robisz?

— Byłem w okolicy, postanowiłem się przejść. Jak tam? Jak Tomek?

— Wszystko gra. Ma dziewczynę z fioletowymi włosami… Moda chyba. Czasem przychodzą do nas. A ty jak?

— Sam. Pracuję, oszczędzam na kredyt. Często o tobie myślę… Pamiętasz, jak zgubiliśmy się nad morzem, a potem piliśmy szampana na plaży?

— Pamiętam… Wszystko pamiętam, Marku.

Długo spacerowali alejkami. I nagle wszystkie urazy odeszły w niepamięć. Tylko on i ona. Bez pretensji. Bez bólu.

— Kasia, tęskniłem… Ale bałem się powiedzieć. Myślałem, iż odtrącisz.

— Ja też tęskniłam, Marek. Choć myślałam – ot, wolność. A w rzeczywistości… pustka.

— Pójdziesz do domu? — cicho zapytał.

— Pójdźmy, kochanie. Spróbujmy jeszcze raz. I może wspólnie będziemy niańczyć wnuki… choćby te z fioletowymi włosami.

Kasia roześmiała się i wyciągnęła do niego rękę.

Zaczynać od nowa… Czasem właśnie tego nam trzeba.

Idź do oryginalnego materiału