Mama przyjeżdża? Odwołaj! Będzie moja była!
Iwona stała przy kuchence, gdy aromat pieczonego mięsa i przypraw wypełnił całą kuchnię. Rzadko miała czas na coś więcej niż jajecznicę. Zmęczona otarła czoło, odwróciła się i krzyknęła:
— Tomek, pamiętasz, iż jutro przyjeżdża moja mama?
Po chwili w drzwiach stanął on — rozczułany, z niemal zamkniętymi oczami.
— Jaka mama? — zmrużył oczy. — Mówiłaś coś?
— Tak! Kilka dni temu! — Iwona zmarszczyła brwi. — Umówiliśmy się, iż przyjedzie w niedzielę.
Nagle Tomek wyraźnie się zdenerwował i wyrzucił z siebie:
— Odwołaj. Nie może jutro przyjechać. Absolutnie.
— Dlaczego? — Iwona zastygła.
— Bo przyjeżdża… Kasia.
— Jaka Kasia?
— No… moja była, — westchnął.
W pokoju zapadła cisza, jak po zatrzaśnięciu wieka trumny. Przerwał ją tylko krzykliwy kaszel Iwony, która nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy krzyczeć.
— Serio? Chcesz, żeby jutro u nas mieszkała twoja była? W dniu, gdy moja mama ma przyjechać?!
— Nie zrozumiałaś! Nie mieszkać, tylko przenocować! Pokłóciła się z facetem, nie ma gdzie iść. Tylko kilka dni, słowo. To już dawno przeszłość, wiesz? Kasia po prostu potrzebuje pomocy!
— A nie myślisz, jak to będzie wyglądać? Mama przyjedzie, a tu twoja „koleżanka” z przeszłości kręci się po domu. Świetne widowisko!
— Powiemy, iż to twoja przyjaciółka. Jesteś aktorką — uwierzą!
Iwona przewróciła oczami, ale w głębi duszy już widziała, jak ta Kasia przekracza próg i nazywa ją panią domu. Czuła obrzydzenie, ale i ciekawość.
Wieczorem rozległ się dzwonek. W drzwiach stała Kasia — wysoka, pewna siebie, z modną fryzurą i torebką z butiku. Spojrzała na Iwonę, oceniająco.
— Aha, więc to ty jesteś jego prawną? No dobra… Spokojnie, tylko na kilka dni — twojego męża nie tkne.
Iwona wzięła głęboki oddech. Wypaliła tylko:
— Pokój po prawej. Moja mama przyjeżdża jutro — nie pokazuj się za często.
Kasia weszła, a Iwona wróciła do kuchni, gdzie jedzenie już stygło.
— Kasia, zjesz z nami kolację?
— Oczywiście! A to sernik? Tylko nie mów, iż sama zrobiłaś. To sklepowy spód i dżem, co?
— Możesz nie jeść, — odcięła Iwona, ale w kąciku ust pojawił się lekki uśmieszek.
Kasia, nie tracąc tempa, nagle zaproponowała:
— Chcesz, nauczę cię robić prawdziwe pierogi? Moja babcia była kucharką, od dziecka stałam przy garach.
I tak zaczął się wieczór, który obie zapamiętają. Do późna gadały jak stare kumpele, o facetach, przepisach, a choćby modzie. Iwona pierwszy raz czuła, iż nie jest tylko „żoną”, ale kobietą, która potrafi zaimponować. Kasia okazała się nie wrogiem, a sprzymierzeńcem.
Rano Kasia wyszła do pracy, a do drzwi zapukała mama Iwony — Halina Stefanowa. Zapach świeżo upieczonej pieczeni uderzył ją już od progu.
— Ty to zrobiłaś? — oczy matki zrobiły się okrągłe. — Nie spodziewałam się…
Iwona tylko skinęła głową, ledwo powstrzymując dumę. Wiedziała, komu ma dziękować — tej właśnie „byłej”.
Wieczorem zadzwoniła Kasia:
— Iwona, wychodzę już. Pogodziliśmy się z Jackiem. Dzięki za sukienkę i wsparcie. On oszalał, gdy zobaczył mnie na przyjęciu — powiedział, iż od dzisiaj bierze mnie na wszystkie spotkania biznesowe. Kontrakt też podpisaliśmy, tak przy okazji. Jesteś fajna. Jutro wpadnę po rzeczy — i przytulę cię jak kumpelę!
Iwona odłożyła słuchawkę i spojrzała na Tomka:
— Wiesz, miałeś rację. Ona naprawdę jest w porządku. A ja… chyba wiem teraz, kim jestem. Nie tylko żoną. Gospodynią. I kobietą, która ma coś do dania innym.
— No jeżeli jeszcze zaprzyjaźniłaś się z Kasią — to ja już nic nie rozumiem! — rozłożył ręce Tomek.
— Po prostu nie przeszkadzaj, — uśmiechnęła się Iwona, — a wszystko będzie dobrze.