**Niespodziewani goście. Jak synowa postawiła teściową do pionu**
Kuchnia wypełniła się ostrym zapachem gotującego się bigosu, który energicznie mieszała Barbara Bronisława, sapiąc i głośno oddychając. Wydawało się, iż panuje w tym małym pomieszczeniu jak królowa, rozkazując jednym machnięciem drewnianej łyżki. Za oknem szarzał zmrok wczesnej wiosny, ale Alicja, synowa Barbary, nie miała czasu, by cieszyć się spokojem. Jej codzienność legła w gruzach wraz z przyjazdem wiecznie niezadowolonej teściowej, która nie tylko naruszyła porządek, ale wręcz przejęła dowodzenie nad małą rodziną, jakby kierowała się dewizą: „Tu ja rządzę”.
Barbara Bronisława była kobietą o potężnej posturze. Jej pełne policzki nadawały twarzy wyraz ważności, a chłodne oczy, ukryte pod gęstymi, jeszcze niesiwiejącymi brwiami, patrzyły z taką osądzającą przenikliwością, iż aż chciało się przepraszać, choćby jeżeli tylko się kichnęło. Mówiła twardym, obraźliwym tonem, jakby jej słowa były nie opinią, ale niepodważalną prawdą. Zaczęła remont w swoim mieszkaniu i przyjechała do młodych „na chwilę” – choć nikt nie wiedział, jak długo to potrwa.
— Sypialnia macie wprawdzie małą — mruknęła teściowa pierwszego wieczoru, rozglądając się po pokoju. — No, ale się przecież zmieścimy. Pościel mi świeżą zrób, nie tę, którą sami używacie. Ja przecież nie po hotelach jeżdżę, tylko do własnych dzieci.
Alicja zastygła w miejscu, zaskoczona tą deklaracją.
— Ale to nasza sypialnia — odparła cicho, nie ukrywając irytacji. — Śpimy tu z Janem!
Teściowa tylko prychnęła.
— No i co? Macie szeroką kanapę w salonie. Młodzi, zdrowi, przeżyjecie. Widzę, iż lubisz wygodę? A ja mam problemy z kręgosłupem! No, jakoś się dogadamy. Zresztą, nie zostanę długo, nie martw się.
„Nie długo” brzmiało obiecująco. Ale Alicja od razu wiedziała: ten „krótki” pobyt wystarczy, by oszaleć.
Ledwo zaczęła się godzić z nieproszoną gością, gdy po dwóch dniach ktoś zadzwonił do drzwi. Na progu stała Kinga, młodsza córka Barbary. Wesoła, beztroska i bezrobotna dwudziestolatka wpadła do mieszkania z ogromną torbą, jakby to był jej dom.
— Cześć, zamieszkam z wami na kilka dni — oznajmiła, zrzucając buty pod drzwiami. — choćby na podłodze się prześpię, ale teraz jestem bez grosza, nie stać mnie na jedzenie, a mama jest u was. No i tak jesteście gościnni, może zostałabym na dłużej. Alicja, zrób herbaty, bo jestem padnięta po podróży.
Alicja stała jak rażona gromem. To było jej mieszkanie. Jej dom, jej przestrzeń. A z każdym nowym gościem czuła się coraz bardziej jak intruz.
— Jan! — wykrzyknęła później, gdy zostali sami w kuchni. — Co to ma znaczyć? Dlaczego muszę wszystkim usługiwać? Dlaczego zachowują się, jakby to był ich dom? Kiedy twoja mama w końcu wyjedzie? I dlaczego Kinga się tu zjawiła?!
Jan tylko wzruszył ramionami.
— No wiesz, jaka jest mama — odparł spokojnie. — Taka już jej natura. Nie przejmuj się. Niedługo wyjadą.
— Niedługo? Za tydzień, czy za miesiąc? — Alicja podniosła głos. — choćby nie pytają! A ta „królowa” zabiera NASZĄ sypialnię, Jan, twoja matka!
— Nie drąż tematu, dobra? — przerwał zirytowany mąż. — Mama jest starsza, trzeba jej pomóc.
Alicja wzięła głęboki oddech i zamilkła. Ale w jej piersi kipiała stłumiona wściekłość.
Każdy kolejny dzień wlókł się jak gęsta mazia. Barbara Bronisława nie przestawała rozkazywać, wysyłała Alicję po zakupy, pouczała, jak „prawidłowo gotować dla rodziny”, krytykowała wszystko: od fryzury synowej po jej, jak to ujęła, „mizerne umiejętności kulinarne”. Alicja zaciskała zęby i gotowała bigos oraz kapustę zasmażaną, którą teściowa uwielbiała.
A potem Barbara oznajmiła:
— Za kilka dni przyjedzie Tomek, mój syn, a twój brat Jan. Mam nadzieję, iż nie masz nic przeciwko? Po rozwodzie nudzi mu się samemu na wsi. Niech też u was pobędzie z tydzień. W końcu to rodzina, a miejsca u was wystarczy. No i zaczął pić w samotności, więc go zaprosiłam.
Te słowa były kroplą, która przelała czarę goryczy.
— Nie. — Głos Alicji zabrzmiał twardo, choćby dla niej samej zaskakująco.
— Co? — Barbara zmarszczyła brwi.
— Powiedziałam: nie. Koniec z tym. Ani Tomek, ani Kinga, ani ty. Już dość. Jesteście tu od tygodnia i mam dosyć.
Teściowa odwróciła się powoli i zmierzyła ją lodowatym spojrzeniem.
— O co ci chodzi? Spytałaś męża?
— Mąż nie ma z tym nic wspólnego. To moje mieszkanie. I nie zamierzam dłużej znosić, jak narzucasz tu swoje zasady. To mój dom, Barbaro. Twój dom jest tam, gdzie mieszkasz. Rządź w nim, ale nie tutaj.
Barbara zacisnęła usta. Jej twarz spłonęła rumieńcem; chwilę wyglądała, jakby miała eksplodować. Ale coś w tonie Alicji sprawiło, iż się powstrzymała.
— Aha, tak? — po chwili warknęła. — No cóż. Chyba wrócę do siebie. Nie da się tu żyć w takich warunkach. Będę pamiętała, jaka jesteś gościnna.
I jeszcze tego wieczoru Barbara z Kingą pakowały swoje rzeczy, rzucając Alicji pogardliwe spojrzenia.
Jan coś mamrotał pod nosem, próbując usprawiedliwić matkę. Ale Alicja spojrzała mu prosto w oczy.
— jeżeli chcesz, żebyśmy byli normalną rodziną, Janie, lepiej teraz stań po mojej stronie.
Pół roku później Barbara zadzwoniła, by złożyć im życzenia z okazji rocznicy. W jej głosie pobrzmiewała nieznana wcześniej serdeczność. Już nigdy nie nocowała w ich mieszkaniu, nie próbowała zająć sypialni, a choćby czasem chwaliła Alicję za jej ciasta, gdy przychodziła w odwiedziny – na krótko. Przestała być królową, stała się gościem. A Alicja po raz pierwszy od dawna poczuła, iż wreszcie zaczęto ją szanować.
Czy postąpiła słusznie, stawiając teściową do pionuBarbara nigdy już nie próbowała narzucać swoich zasad, a Alicja nauczyła się, iż czasem trzeba stanąć w obronie własnego domu, choćby jeżeli to oznacza starcie z rodziną.