Niepoczytalna

polregion.pl 10 godzin temu

„Nienormalna”

Krzysiu, wpuść mnie. Wpuść! Jestem twoją matką! Musisz dać mi pieniądze, bo inaczej mnie nie przyjmą z powrotem z zewnątrz monotonnie pukała w drzwi, a jej krzyk nie ustawał. Jesteś mi to winien!

Krzysztof oparł się plecami o drzwi i zamknął oczy. Nie, nie otworzy. Wystarczy, iż całe dzieciństwo żył z piętnem „innego”.

Wszedł do pokoju, położył się na łóżku, założył słuchawki i włączył muzykę głośniej.

Wczesne dzieciństwo pamiętał słabo. Chyba na piąte urodziny dostał zdalnie sterowane auto, był tort i koledzy z przedszkola. Ojciec jeszcze wtedy był w domu.

A potem do ich mieszkania wprowadzili się ludzie z tej dziwnej organizacji. I od tamtej pory święta dla chłopca się skończyły.

Jego mama gwałtownie uległa wpływom bractwa. Ojciec, widząc jej obłęd, odszedł, wziął rozwód i zgodził się płacić alimenty na syna.

Ale te pieniądze nie szły na ubrania czy buty dla dziecka. Od dzieciństwa bractwo wydawało mu się jak ośmiornica czekająca na ofiarę.

Z zewnątrz spokojne, inne. A potem raz i już nie wydostaniesz się z tych chwytnych macek.

Szóste urodziny Krzysia już nie obchodzono. Ani kolejne dziesięć, bo w organizacji to nie było święto.

Za to były „szczególne dni”, kiedy można było zjeść coś dobrego. Resztę czasu chłopiec z mamą chodzili po domach, głosząc naukę, razem z innymi nawróconymi.

Mieszkanie sprzedała szybko, pomogli prawnicy bractwa. Krzysiek został adekwatnie bez dachu nad głową, z meldunkiem w baraku na odludziu.

Pieniądze, rzecz jasna, trafiły do wspólnoty.

Przez całą podstawówkę żyli w jednym pokoju z innymi kobietami i dziećmi. Ubierali się w tak zwaną „pomoc humanitarną” z zagranicy. I w kółko głosili.

W szkole śmiali się z niego, bił się, a potem dostawał podwójnie: najpierw na ulicy, potem w bractwie za podarte ubrania i za to, iż nie głosił dość gorliwie.

W końcu uznano go za beznadziejny balast. I to wykorzystał. W wieku szesnastu lat uciekł do miasta tysiąc kilometrów od rodzinnego województwa.

Poszedł do technikum, wcześnie zaczął pracę, potem studia. Teraz był dobrym programistą, niedawno kupił mieszkanie.

Ale ten strach, który go prześladował, spełnił się. Matka i jej fa…na…tyczni współwyznawcy znowu go znaleźli. Uznali za wygodną ofiarę, którą można doić.

***

Wszystko zaczęło się tydzień temu, gdy matka, którą ledwo poznał, czekała pod pracą:

Cześć, synku, czekam tu na ciebie od trzech godzin.

Po co?

No jak to? Jestem twoją matką! Stęskniłam się, przyjechałam w odwiedziny. Nie cieszysz się?

Nie, nie zapraszałem cię. Do domu nie wpuszczę. Mogę ci kupić jedzenie, jeżeli jesteś głodna.

Dzięki, synku, zjedzmy coś razem. Matka wyraźnie się ucieszyła.

Krzysztof kupił jej jedzenie, usiedli na ławce w parku.

A two

Idź do oryginalnego materiału