Nieoczekiwany sojusz: jak zięć i teściowa stali się jedną drużyną
Anna Nowak starannie zapakowała w kratkową torbę ziemniaki z własnego ogródka, kiszonki, kilka słoików domowych przetworów i wyruszyła w odwiedziny do córki i zięcia. „Kasiu, jestem już w pociągu. Niech Marek po mnie zajedzie na dworzec, torba jest ciężka jak skarbiec” – zadzwoniła do córki. „Oczywiście, mamo, przyjedziemy” – odpowiedziała Kasia. Rankiem, gdy Anna stanęła na peronie, usłyszała: „Mamo, tutaj!” Odwróciła się… i zastygła. Obok jej brzemiennej córki stał elegancki, zadbany mężczyzna – a to z pewnością nie był ten nieogolony, posępny kierowca TIR-a, z którym nie potrafiła znaleźć wspólnego języka.
A przecież Marek nigdy nie palił się do małżeństwa. W wieku 37 lat wciąż był singlem i uparcie tłumaczył kumplom na wędkowaniu, iż nie spotkał jeszcze tej jedynej, która „zapali iskrę”. Jedni zazdrościli: „Nie masz żony – nie masz problemów”. Drudzy wzdychali: „Przyjemnie, gdy ktoś na ciebie czeka”. A on tylko żartował, iż ma przynajmniej jeden plus – brak teściowej.
Aż pewnego dnia – jak grom z jasnego nieba. Na stacji benzynowej ujrzał Ją. Kasię. Dziewczyna z niebieskimi oczami i identyfikatorem na piersi wyglądała, jakby zeszła z jego snów. Uśmiechnęła się do niego – i po facetowi. Już następnego wieczoru podjechał tym samym SUV-em, schował za plecami bukiet i, drżąc, wydukał: „Cześć, Kasia… Można cię zaprosić na kawę?”
I potem wszystko potoczyło się jak burza. Wesele. Marek, pierwszy raz od lat, ciągnął do domu, nie do hotelu. Wracał z tras jak na skrzydłach. Po raz pierwszy czuł się nie tylko mężczyzną, ale i mężem. A potem – przyszłym tatą. Wszystko było idealne… gdyby nie ta pierwsza wizyta teściowej.
Anna Nowak okazała się kobietą z charakterem: inteligentna, chłodna, wychowana w rygorze. Na pierwszym spotkaniu przywitała zięcia lodowatą uprzejmością. Gdy Marek życzliwie nazwał ją drugą mamą, odparła ostro: „Skąd panu przyszło do głowy, iż jestem panu matką?”
Nie obraził się. Po prostu zrozumiał – będzie musiał zasłużyć na jej zaufanie.
Minął rok. Kasia była w ostatnim trymestrze. Marek wrócił z trasy, a żona spojrzała mu w oczy z niepokojem: „Mama chce do nas przyjechać na kilka dni…” „O! A ja myślałem, iż coś poważnego!” – zaśmiał się. „Skoro mama, to mama. Tylko że…” – i z irytacją pogładził brodę.
„Tylko że” – podchwyciła żona – „ostrzyż się, ogól. Mamie nie podoba się, iż wyglądasz jak dziad”. „A tobie?” „Mnie się podoba, ale mama to mama…”
I Marek się podporządkował. Strzygł się, golił, spojrzał w lustro – sam siebie nie poznał. Na dworcu Anna Nowak aż się zachwiała: przed nią stał nie byle jaki kierowca, ale przystojny, młody wyglądający mężczyzna. Na jej twarzy pojawił się ciepły, zaskoczony uśmiech. A Marek złapał się na tym, że… cieszy go widok tej kobiety. Coś się w niej zmieniło. I chyba w nim też.
Na kolację wymknął się do pokoju – zaczął się mecz. Włączył cicho, żeby nie przeszkadzać. Nagle – głos za plecami: „Marku, podgłośnij! Ja też lubię piłkę! I koszykówkę”.
Odwrócił się. Anna stała z autentycznym zainteresowaniem. Gdy razem kibicowali tej samej drużynie, zrozumiał – to nie będą zwykłe odwiedziny.
Następnego dnia wybrali się z Kasią na ryby. Namiot, wędki, prowiant. Anna zapytała: „Przypadkiem nie jedziecie na ryby? Ja z wami! Weźcie mój namiot – ugotuję zupę rybną, oderwiecie mnie siłą!”
Na łonie natury teściowa była w swoim żywiole: ognisko, drewno, choćby stół z pniaków. Śmiała się, żartowała, błyszczała – jakby odmłodniała o dwadzieścia lat. Zupę ugotowała taką, iż Marek prosił o dokładkę trzy razy. A potem byli już na „ty”. choćby żartowali, iż jeżeli Kasia na starość będzie taka jak jej mama – będzie szczęśliwy.
Anna przytuliła córkę i szepnęła: „Jak dobrze, iż was mam…”
I wtedy Marek zrozumiał: żaden mundial nie zastąpi tego, co ma teraz – swojego, prawdziwego.