Nieoczekiwany gość: kolacja u przyszłej teściowej

twojacena.pl 1 dzień temu

Szokująca wizyta: kolacja u przyszłej teściowej

Nigdy nie zapomnę tej wizyty u rodziców mojego chłopaka! Wyobraź sobie: patrzę do garnka, a tam, pod grubą warstwą białego tłuszczu, w mętnej cieczy, unoszą się świńskie kopytka, uszy i choćby ryjek – cała świńska głowa! Az mnie zatrzęsło, ble! Nie mogłam się przełamać, by tego spróbować, choć nie chciałam nikogo urazić.

Pierwsze spotkanie: ciepłe przyjęcie

Mój chłopak, nazwijmy go Krzysztof, zaprosił mnie do swoich rodziców do małego miasteczka. Jego mama, powiedzmy, Jadwiga, i ojczym, Andrzej, mieszkali w przytulnym domku z niewielkim ogródkiem. Denerwowałam się przed spotkaniem, ale przyjęli mnie serdecznie. Jadwiga zaraz mnie przytuliła, poczęstowała herbatą z domowym sernikiem, a Andrzej opowiadał zabawne historie. Zaczęłam się rozluźniać, myśląc, iż wszystko pójdzie gładko. Ale to był dopiero początek.

Kulinarny koszmar: co jest w garnku?

Gdy nadszedł czas kolacji, Jadwiga zawołała nas do stołu. Spodziewałam się czegoś prostego, ale smacznego – może pierogów albo żurku. Zamiast tego na stole stał jeden ogromny garnek, z którego unosił się dziwny zapach. Zajrzałam do środka i zamarłam: na wierzchu pływała warstwa tłuszczu, a pod nią mętna breja z pływającymi kopytkami, uszami i tą… świnią twarzą! To był salceson, ale w takiej postaci, iż włosy stanęły mi dęba.

Jadwiga oznajmiła z dumą: „To nasze rodzinne danie, domowy przepis!” Próbowałam się uśmiechnąć, ale w środku skręcałam się z obrzydzenia. Krzysztof podsunął mi łyżkę: „Spróbuj, pyszne!” Ale nie byłam w stanie. U nas też robią salceson, ale jest klarowny i bez takich „niespodzianek”. A tu – jak z horroru! Grzecznie odmówiłam, twierdząc, iż jestem już syta, ale Jadwiga wyraźnie się obraziła.

Rzeczywistość codzienna: naczynia i zwyczaje

Po kolacji rozpoczęła się kolejna próba. Zaproponowałam pomoc przy zmywaniu, ale usłyszałam, iż goście nie powinni. Pocieszyłam się, myśląc, iż mają zmywarkę. Nic z tych rzeczy! Jadwiga tylko opłukała talerze zimną wodą i odstawiła je na półkę. Widelce i noże, którymi jedliśmy salceson, też ledwo spłukała. Byłam w szoku. U nas naczynia myje się z detergentem, aż lśnią, a tu takie podejście!

Andrzej, widząc moje zdziwienie, stwierdził: „Nie marnujemy czasu w głupoty. Ważne, żeby jeść smacznie!” Skinęłam głową, ale myślałam tylko: jak można jeść z brudnych naczyń? A potem zauważyłam stertę śmieci w kącie kuchni – obierki, opakowania, choćby kości. Jadwiga wyjaśniła, iż wynoszą je raz w tygodniu, żeby „nie biegać codziennie”. U nas śmietnik opróżnia się każdego dnia, a kuchnia zawsze lśni!

Dziwactwa trwają: poranne „niespodzianki”

Następnego ranka miałam nadzieję, iż będzie lepiej. Ale na śniadanie podano… ten sam salceson! Jadwiga wyjęła garnek z lodówki i zaproponowała: „Dojedz, póki świeże.” Znów odmówiłam, wybierając chleb z masłem. Krzysztof próbował ratować sytuację, mówiąc, iż to ich tradycja, ale ja już marzyłam tylko o powrocie do domu.

W ciągu dnia odkryłam, iż w domu brakuje podstawowych sprzętów. Nie ma odkurzacza, pralka to relikt przeszłości, a o zmywarce choćby nie słyszeli. Jadwiga chwaliła się swoim „minimalizmem”, ale dla mnie to było za dużo. choćby w łazience znalazłam jedną, wspólną szmatę dla wszystkich – to był mój ostatni gwóźdź do trumny.

Ocalenie w ucieczce: spacery po miasteczku

Jedynym ratunkiem były długie spacery po okolicy. Wędrowałam po parku, podziwiałam urokliwe uliczki, zaglądałam do kawiarni, by zjeść coś normalnego. Ale każdy powrót do ich domu przyprawiał mnie o dreszcze. Krzysztof rozumiał mój niepokój i choćby przyznał, iż czasem wstydzi się zwyczajów rodziców. Ale nie zamierzał nic zmieniać.

Powrót do domu: nauka z tej wizyty

Gdy wróciłam, pierwsze, co zrobiłam, to przytuliłam swoją zmywarkę i zjadłam obiad z lśniącego talerza. Ta wizyta nauczyła mnie doceniać nasz domowy porządek. Z Krzysztofem przez cały czas jesteśmy razem, ale postanowiłam jedno: u jego rodziców nie zostanę dłużej niż jeden dzień. Umówiliśmy się, iż w naszym przyszłym domu będą nasze zasady: czyste naczynia, codzienny śmietnik i żadnego salcesonu z ryjkiem!

Ta historia pokazała mi, jak różnie ludzie żyją. Nie oceniam Jadwigi i Andrzeja – to ich dom, ich zasady. Ale dla mnie ta wizyta była lekcją: doceniania wygód, które dotąd traktowałam jak oczywistość.

Idź do oryginalnego materiału