Po śmierci żony, Stanisław Wojciechowski czuł, jakby jego dom na zawsze opustoszał. Córka Danuta mieszkała z rodziną w innym mieście, odwiedzała rzadko. Wieczorami emeryt siedział w ciszy, wpatrując się w zdjęcia z przeszłego, szczęśliwego życia. Kiedy Danusia pewnego dnia zadzwoniła i zaczęła nie tylko pytać o zdrowie, ale też wspomniała o samotności, pomyślał: pewnie przyjedzie w gości. ale córka zaproponowała wynajęcie pokoju – brat jej koleżanki, Wojtek, po rozwodzie został bez dachu nad głową.
Tak u Stanisława pojawił się lokator – Wojtek. Z pozoru spokojny, skromny i uprzejmy. Płacił regularnie, jadł niewiele, czasem choćby częstował gospodarza. Oglądali razem telewizję, rozmawiali. Ale potem zaczęły się problemy…
Pewnego dnia Wojtek przyprowadził dwóch podpitych kumpli. Hałasowali, palili papierosy, śmiali się do nocy. Powtórzyło się to nie raz. Stanisław próbował rozmawiać, ale usłyszał tylko: „Płacę. W umowie nie stoi, iż nie wolno przyprowadzać gości”. Potem pojawiła się dziewczyna Wojtka – Zosia. Najpierw przychodziła w odwiedziny, później zaczęła zostawać na noc. Wojtek zaczął sugerować zamianę pokoi. Stanisław się opierał, ale w końcu ustąpił.
Pewnego ranka zobaczył, jak Zosia smaży jajecznicę i zaprasza go do stołu. Wojtek odezwał się ciepło: „Zostaniemy na razie tutaj. Blisko do pracy, a ty jesteś dobrym człowiekiem. Nie będziemy już nikogo przyprowadzać”. Zosia zaproponowała: „A może pan zamieszka na wsi? Moja ciotka ma dom w Zalesiu. Mieszkanie darmowe, tylko trzeba o niego dbać”. Stanisław początkowo się obraził, ale w końcu się zgodził: „Lepiej na wsi niż tu jak w hotelu”.
Dom okazał się stary, ale przytulnym. Posprzątał, naprawił piec z pomocą sąsiada, Jacka. Ten okazał się wesołym i pomocnym człowiekiem, wszystko pokazywał, zapraszał na ryby. Wiosną przyjechała Anna – właścicielka domu. Przywiozła jedzenie, poznali się. Stanisław poczęstował zupą rybną, Jacek też przyszedł. I tak się zaczęło. Co weekend Anna przyjeżdżała. Aż w końcu wszystko się zmieniło.
Gdy Stanisław wrócił z Anną do miasta, by porozmawiać o przyszłości lokatorów, drzwi otworzyła im Zosia – z widocznym brzuchem. „Z Wojtkiem się pobraliśmy” – powiedziała. Anna, wymieniając ze Stanisławem spojrzenie, odparła: „Wynieście się do mojego mieszkania, a my tutaj zamieszkamy”. Wojtek nie rozumiał, a Stanisław dodał: „My też postanowiliśmy wziąć ślub. Nam też przyda się trochę ciepła”.
Wkrótce urodził się chłopczyk. Anna przeszła na emeryturę, pomagała z dzieckiem, a w wolnych chwilach z mężem zaglądali na wieś. Dom wyremontowali, czekali na odwiedziny wnuków. Jacek zrobił łóżeczko. Tak z przypadkowego sąsiedztwa wyrosła prawdziwa rodzina. Czasem życie pisze zaskakujące scenariusze – wystarczy tylko nie zamykać serca.