Niespodziewane spotkanie: prawda, która otwiera oczy
Kinga wyjechała w delegację do Poznania. Zakwaterowała się w hotelu i natychmiast rzuciła w wir pracy – spotkania, negocjacje, zadania. Późnym wieczorem, ledwo trzymając się na nogach ze zmęczenia, napisała do męża:
— Wszystko u mnie w porządku. Padam z nóg. Idę spać.
Mariusz odpowiedział od razu:
— Ja też. U rodziców już nie wyrabiam, remont to nie żarty.
Po gorącej kąpieli Kinga położyła się do łóżka i niedługo zasnęła. Ale następnego ranka, wychodząc z pokoju, natknęła się na osobę, której najmniej się spodziewała.
— Mariusz?! — wykrzyknęła zaskoczona. — Co ty tu robisz?
— Niespodzianka! — uśmiechnął się niepewnie. — Postanowiłem cię zaskoczyć…
Nie zdążył dokończyć. Drzwi jej pokoju otworzyły się i na progu stanął Krzysztof – jej kolega z pracy, z którym łączyło ją coś więcej niż służbowa relacja.
Kinga nie wierzyła własnym oczom. Nigdy nie sądziła, iż da się wciągnąć w romans, ale nie potrafiła oprzeć się uwadze i czułości Krzysztofa. Mariusz – wiecznie zajęty, oschły i obojętny. Ich nastoletni syn Dominik dawno się od nich oddalił. Kinga czuła się samotna i niepotrzebna.
A tu – młodość, zainteresowanie, błysk w oku. Krzysztof był młodszy, nieżonaty. Jego szczere komplementy i ujmujący uśmiech podnosiły jej samoocenę. Na delegację pojechali razem, choć mąż choćby nie spytał, dokąd i po co jedzie. Sam miał zamiar odwiedzić rodziców – *pomóc z remontem*.
Tego wieczoru zameldowali się w hotelu, potem spacerowali, jedli kolację, czuli się wolni. Noc Kinga spędziła u Krzysztofa. Mężowi napisała, iż jest zmęczona i idzie spać. A rano…
…na korytarzu zderzyli się – Mariusz wychodził z sąsiedniego pokoju, a obok niego stała olśniewająca blondynka około trzydziestki.
— Co to ma znaczyć?! — wybuchnęli jednocześnie.
— Miałeś być u rodziców! — zapłonęła Kinga.
— A ty u kolegi?! — wrzasnął Mariusz. — Dlaczego nazywa cię *kochanie*? Spałaś u niego?
— A ty? Kim jest ta Ania?
— Mieszka tu. Do niej przyjechałem. A teraz – pakuj się! Wracamy.
W tej chwili Kinga dostała wiadomość od Krzysztofa:
*„Jadę. Awantury to nie moja bajka. Powodzenia.”*
Z drżącymi rękami spakowała rzeczy. Droga powrotna była koszmarem. Mariusz non stop wygłaszał kazania:
— Nie sądziłem, iż na coś takiego cię stać. Jesteś matką, żoną! To podłość…
— Podłość? A ty? Obydwoje zawiniliśmy, Mariusz. I szczerze mówiąc, nie wiem, czy warto ratować ten związek.
— Nie chciałem rozwodu. Po prostu… zatęskniłem za czymś nowym. Ale jestem gotów zapomnieć. Dla rodziny. Dla Dominika.
Kinga milczała. Rozumiała: miłość się skończyła. Gdyby była prawdziwa, nie doszłoby ani do jej romansu, ani do jego zdrady.
— Już się nie kochamy – powiedziała w końcu. – To nie jest już rodzina. Podwójna zdrada to koniec. Rozstaniemy się w zgodzie. Mieszkanie podzielimy. Dominik zrozumie.
Mariusz ciężko westchnął:
— Jak to… Nie spodziewałem się, iż tak łatwo się zgodzisz. Myślałem… iż będziesz walczyć. Płakać, błagać. A ty…
— Wszystko przeminęło, Mariusz. Nie mam żalu. Po prostu już nie jesteśmy sobą.
— Dobrze. Niech mieszkanie zostanie dla was z Dominikiem. Ja wynajmę coś na razie, później kupię. Nie szkoda.
Kinga zdziwiła się. Hojność męża była niespodziewana. Nie żeby był skąpy, ale taka decyzja to rzadkość.
— Dziękuję, Mariusz.
Minął rok.
Kinga wracała z pracy. Jesień, spadające liście, lekki wiatr. Uwielbiała tę porę roku.
— Kinga! Cześć! — rozległ się znajomy głos.
— Mariusz? Witaj. Co ty tutaj?
— Byłem w okolicy, poszedłem na spacer. Jak się masz? Jak Dominik?
— Wszystko w porządku. Ma dziewczynę z fioletowymi włosami… Młodzieżowe trendy. Czasem przychodzą do nas. A ty jak?
— Sam. Pracuję, zbieram na kredyt. Często o tobie myślę… Pamiętasz, jak zgubiliśmy się nad morzem i potem piliśmy szampana na plaży?
— Pamiętam… Wszystko pamiętam, Mariusz.
Długo spacerowali alejkami. I nagle wszystkie urazy poszły w niepamięć. Tylko on i ona. Bez pretensji. Bez bólu.
— Kinga, tęskniłem… Ale bałem się ci powiedzieć. Myślałem, iż mnie odtrącisz.
— Ja też tęskniłam, Mariusz. Choć myślałam – oto wolność. A w rzeczywistości… pustka.
— Wrócimy do domu? — cicho zapytał.
— Wróćmy, kochani. Spróbujmy od nowa. I może kiedyś będziemy niańczyć wnuki… choćby jeżeli ich mama będzie miała fioletowe włosy.
Kinga roześmiała się i wyciągnęła do niego rękę.
Zaczynać od początku… Czasem właśnie tego potrzeba.