Było to dawno temu, ale pamiętam każdy szczegół.
„Jakub, wpuść mnie. Wpuść! Jestem twoją matką! Musisz mi dać pieniądze, inaczej mnie nie przyjmą z powrotem!” monotonnie stukała w drzwi, jej krzyk nie ustawał. „Jesteś mi to winien!”
Jakub oparł się plecami o drzwi i zamknął oczy. Nie, nie otworzy. Wystarczyło, iż całe dzieciństwo spędził z piętnem „innego”.
Wszedł do pokoju, położył się na łóżku, założył słuchawki i włączył muzykę głośniej.
Wczesne dzieciństwo pamiętał niewyraźnie. Na piąte urodziny dostał zdalnie sterowane auto, był tort i koledzy z przedszkola. Ojciec wtedy jeszcze był w domu.
Potem do ich mieszkania wprowadzili się ludzie z tej dziwnej sekty. I wtedy świętowanie się skończyło.
Matka gwałtownie uległa wpływom bractwa. Ojciec, widząc jej obłęd, odszedł, podpisał rozwód i zgodził się płacić skromne alimenty.
Ale te pieniądze nie szły na ubrania czy buty dla dziecka. Od dzieciństwa bractwo wydawało mu się jak ośmiornica, czekająca na ofiarę.
Spokojne i niezwykłe na zewnątrz. A potem raz i już nie wyrwiesz się z tych macek.
Szóstych urodzin Jakuba już nie świętowali. Ani kolejnych dziesięciu, bo w organizacji to nie było święto.
Były za to „specjalne dni”, gdy można było zjeść coś smacznego. Resztę czasu chłopiec z matką chodzili od domu do domu, głosząc naukę, razem z innymi nawróconymi.
Mieszkanie sprzedała gwałtownie pomogli prawnicy sekty. Jakub został adekwatnie bez dachu nad głową, z meldunkiem w baraku na odległej wsi.
Pieniądze oczywiście trafiły do wspólnoty.
Całe szkolne lata mieszkali w jednej izbie z innymi kobietami i dziećmi. Ubierali się w „pomoc humanitarną” z zagranicy. I bez końca nawracali.
W szkole śmiali się z Jakuba, więc bił się, a potem dostawał podwójnie: najpierw od rówieśników, potem w sekcie za podarte ubrania i za to, iż nie głosił dość gorliwie.
Uznano go za straconego przypadek, za balast. Wykorzystał to. W wieku szesnastu lat uciekł do miasta tysiąc kilometrów od rodzinnego województwa.
Poszedł do technikum, zaczął wcześnie pracować, potem była politechnika. Teraz był cenionym programistą, niedawno kupił mieszkanie.
Ale ten strach, który ścigał go latami, spełnił się. Matka i jej religijni fanatycy znowu go znaleźli. Uznali za dogodną ofiarę, którą można doić.
***
Wszystko zaczęło się tydzień temu, gdy matka, której ledwo się przyjrzał, zaczaiła się pod pracą:
Cześć, synku, czekam tu już trzy godziny.
Po co?
Jak to? Jestem twoją matką! Stęskniłam się, przyjechałam w odwiedziny. Nie cieszysz się?
Nie, nie zapraszałem cię. Nie wpuszczę cię do domu. Kupię ci jedzenie, jeżeli jesteś głodna.
Dziękuję, synku, zjedzmy coś razem. Matka wyraźnie się ucieszyła.
Jakub kupił jej obiad, usiedli na ławce w parku.
A co z twoją sektą? spytał. Wyszłaś?
Nie do końca, synku. Ale nie przynoszę im już korzyści. A iść nie mam gdzie.
Skąd masz mój adres?
Dali mi, kazali jechać do syna. No to przyjechałam.
Jakub westchnął:
Gdzie się zatrzymałaś? Gdzie będziesz mieszkać?
Nigdzie, adekwatnie. Ale nic, prześpię się w klatce.
Jakub znów westchnął:
Nie w klatce. Chodź, pościelę ci u siebie.
Przez kilka dni wierzył jeszcze, iż matka może być normalna. Nie chodziła po domach z kazaniami, gotowała mu zupy i starała się przypodobać.
Pytała o jego życie, o studia, o pracę. Jakub, którego życie towarzyskie ograniczało się głównie do współpracowników, odtajał i chętnie z nią rozmawiał.
A potem, po tygodniu, pojawili się oni. I zniknęły pieniądze…
Jakub wrócił z pracy matki nie było. Szuflada, w której trzymał oszczędności i premię za duży projekt, była otwarta.
Miał zamiar wpłacić je do banku, ale ciągle brakowało czasu. Otworzył szufladę. Pieniędzy nie było najwyraźniej poszły razem z matką.
Wkrótce wróciła, z wyznawcami sekty. Otworzyła drzwi swoim kluczem i oznajmiła z uśmiechem:
Synku, możesz być ze mnie dumny. Twoje brudne pieniądze poszły na słuszną sprawę. Teraz możesz do nas wrócić, zbawisz się, tak jak ja!
Co? To była większość moich oszczędności, mamo. Oddaj je, albo zgłoszę kradzież.
Czy kochana matka może ukraść synowi? zaśmiała się beztrosko. Kto ci uwierzy? Chcesz zostać pośmiewiskiem?
Jej uśmiech zastygł w zimnym grymasie.
Jakub zerwał się i krzyknął:
Wynoście się! I żebym więcej was tu nie widział.
Jak głupi dzieciak uwierzyłem, iż tęskniłaś, marzyłem o normalnej rodzinie.
I znowu za to zapłaciłem. Dobrze, iż tylko pieniędzmi.
Jesteś nikim. Zdrajca, nie ma cię za co żałować. Powinieneś nam płacić i błagać o przebaczenie do końca życia! matka wrzeszczała. W jej oczach nie było miłości, tylko nienawiść.
Jakub wypchnął ją i jej towarzyszy za drzwi. Zamknął oba zamki, wiedząc, iż matka ma klucz tylko do jednego. Słuchał, jak krzyczy na klatce i wali w drzwi.
***
Rano wyszedł na poranny jogging. Pod blokiem na ławce siedziała matka z dwoma obcymi mężczyznami.
Zobaczyła go i zawyła:
O, on! Moja krew! Teraz się matki wypiera. Widocznie taki mój los umrzeć pod płotem. Dobrze ci się spało, synku, kiedy ja tarzałam się po podłodze w klatce?
Jakub przeszedł obok, ignorując jej krzyki. Ale matka nie odpuszczała, ani jej towarzysze. W końcu stanął i spytał:
Czego chcecie? Po co tu jesteście?
Synku, wiesz przecież składamy datki. A ty od dziecka jesteś w naszej organizacji, wiesz, ile dobra czynimy.
Płać dobrowolnie. Jej głos stał się piskliwy. Albo zrujnujemy ci życie i reputację. Nie