Nienawiść od pierwszego kroku w naszym domu.

twojacena.pl 3 dni temu

Od pierwszego wejrzenia znienawidziliśmy ją, gdy tylko przekroczyła próg naszego domu.
Kędzierzawa, wysoka, chuda.

Sweter miał się całkiem nieźle, ale ręce różniły się od mamusi – palce były krótsze, grubsze, splecione w surowy zamek. Nogi chudsze niż u mamy, stopy dłuższe.
Siedzieliśmy z bratem Bartkiem – on siedem lat, ja dziewięć – i rzucaliśmy w nią spojrzeniami pełnymi gromów.
Ta „Miła” była długa jak kilometr, wcale nie miła!

Tata dostrzegł naszą niechęć i syknął: — Zachowujcie się przyzwoicie! Co wy, dzikusy jakieś?
— A ona zostanie u nas długo? — zapytał Bartek, przeciągając słowa. Mógł sobie na to pozwolić – był mały i chłopcem.
— Na zawsze — odparł tata.
Słychać było narastającą irytację w jego głosie. Gdyby stracił cierpliwość, źle by się dla nas skończyło. Lepiej nie drażnić go dalej.

Po godzinie Miła zaczęła się zbierać do wyjścia. Włożyła buty, a gdy wychodziła, Bartek podstępnie podstawił jej nogę.
Miałoło się, iż wyleci na klatkę schodową.

Tata zaniepokoił się: — Co się stało?!
— Tak tylko… potknęłam się o buty — odpowiedziała, choćby nie patrząc na Bartka.
— Wszystko porozrzucane. Posprzątam! — obiecał z gorliwością.
I wtedy zrozumieliśmy. On ją kocha.

Nie udało nam się jej wykluczyć z naszego życia, choć próbowaliśmy wszelkimi sposobami.
Pewnego razu, gdy Miła została z nami w domu bez taty, na kolejne nasze wredne zachowanie odpowiedziała spokojnym, ale stanowczym głosem:
— Wasza mama umarła. Tak bywa, niestety. Teraz patrzy na was z nieba i widzi wszystko. Myślę, iż nie podoba jej się wasze zachowanie. Wie, iż robicie to na złość. Tak chronicie jej pamięć?

Zastygliśmy.
— Bartek, Ola, przecież jesteście dobrymi dziećmi! Czy tak powinno się czcić pamięć o mamie? Czyny świadczą o człowieku. Nie wierzę, iż zawsze jesteście kolczasty jak jeże!
Stopniowo, takimi rozmowami, odzwyczaiła nas od okazywania złych cech.

Któregoś dnia pomogłam jej rozpakować zakupy. Jakże mnie chwaliła! Pogłaskała mnie po plecach.
Tak, jej dłoń nie była jak mamusi, ale… i tak było przyjemnie.
Bartek zazdrościł. Też ustawił umyte kubki na półce. Miła pochwaliła i jego.
A wieczorem, z przejęciem, opowiedziała tacie, jacy jesteśmy pomocni. Był dumny.

Jej obcość długo nie pozwalała nam się otworzyć. Chcieliśmy wpuścić ją do serca, ale nie potrafiliśmy.
Nie była mamą. I koniec.

Rok później zapomnieliśmy, jak żyliśmy bez niej. A po jednym zdarzeniu pokochaliśmy Miłę bez pamięci, tak jak nasz tata.

…Bartkowi w siódmej klasie wiodło się kiepsko. Cichy i zamknięty, stał się celem drwin jednego chłopaka – Darka Sobczyka. Był tego samego wzrostu, tylko bardziej bezczelny.
Wybrał Bartka na swój cel, bo uznał go za łatwą ofiarę.

Sobczykowie byli pełną rodziną, Darek czuł ochronę ojca. Tamten mówił mu wprost: „Jesteś mężczyzną, bij pierwszy. Nie czekaj, aż cię zaczną miażdżyć”. I tak Bartek stał się jego ofiarą.

Przychodził do domu i nic nie mówił choćby mnie, rodzonej siostrze. Czekał, aż problem sam zniknie. Ale takie rzeczy nie znikają. Prześladowcy rosną w siłę, gdy ofiara milczy.

Sobczyk już otwarcie go bił. Za każdym razem, gdy mijali się na korytarzu, uderzał go w ramię.
Dopiero gdy zobaczyłam siniaki na jego barkach, wyciągnęłam z niego prawdę. Uważał, iż mężczyźni nie powinni obciążać sióstrat problemami, choćby tych starszych.
Nie wiedzieliśmy, iż za drzwiami stała Miła i słuchała naszej rozmowy.

Bartek błagał, żebym nie mówiła tacie — będzie jeszcze gorzej.
Prosił też, żebym nie biegła od razu drapać Darkowi twarzy! A tak bardzo chciałam! Za brata mogłabym zabić!
Wciąganie taty też nie wchodziło w grę. Pewnie by się zderzył z ojcem Sobczyka, a stąd już blisko do więzienia…

Nazajutrz był piątek.
Miła pod pretekstem zakupów odprowadziła nas do szkoły i potajemnie poprosiła, żebym pokazała jej Sobczyka.

Pokazałam. Niech ten drań wie, z kim ma do czynienia!

Potem stało się coś niesamowitego.
Na lekcji języka polskiego Miła elegancko zajrzała do klasy – zadbana, z manicurem i uśmiechem – i melodyjnym głosem poprosiła Darka Sobczyka o wyjście, bo ma do niego sprawę.

Nauczycielka się zgodziła, niczego nie podejrzewając. Chłopak też wyszedł spokojnie, biorąc ją za nową organizatorkę. Myślał, iż chodzi o goździki na uroczystość ku czci żołnierzy.

Miła złapała go za koszulę, uniosła lekko nad ziemią i syknęła:
— Czego chcesz od mojego syna?
— Od j-j-jakiego syna? — wybełkotał.
— Od Bartka Wiśniewskiego!

— N-n-nic…
— Właśnie! I niech tak zostanie! Bo jeżeli jeszcze raz dotkniesz mojego syna, choćby spojrzysz na niego krzywo, rozwalę cię, gnoju!
— Proszę pani, puśćcie… — zaskomlał Sobczyk. — Już nigdy więcej!
— Wynoś się! — postawiła go twardo na podłodze. — I spróbuj tylko komuś o mnie powiedzieć. Ojca wpakuję do więzienia za wychowanie małego bandyty! Jasne? Nauczycielce powiesz, iż jestem twoją sąsiadką i prosiłam o klucz! A po lekcjach przeprosisz Bartka! SamI już nigdy więcej nie potknęliśmy się o własną niechęć, bo Miła nauczyła nas, iż rodzina to nie tylko krew, ale i serce, które umie wybaczać.

Idź do oryginalnego materiału