Nienawidziliśmy jej od pierwszego kroku w naszym domu.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Od razu ją znienawidziliśmy, gdy tylko przekroczyła próg naszego domu.
Kędzierzawa, wysoka, chuda.

Sweterek był niczego sobie, ale ręce miała inne niż mamy. Palce krótsze i grubsze. Trzymała je splecione. A nogi chudsze niż u mamy, za to stopy dłuższe.
Siedzieliśmy z bratem Bartkiem – on siedmioletni, ja dziewięcioletnia – i ciskaliśmy w nią spojrzeniami jak nożami.
Długa Miłosława, nie żadna Miła, tylko cały kilometr!

Tata zauważył naszą niechęć i syknął: – Zachowujcie się przyzwoicie! Co wy za dzikusy?
– A ona u nas zostanie długo? – zapytał fochliwie Bartek. Jemu jeszcze uchodziło na sucho – był mały i to chłopiec.
– Na zawsze – odparł tata.
Słychać było, iż zaczynał tracić cierpliwość. A jeżeli wpadłby w złość, nie wróżyłoby to nic dobrego. Lepiej nie drażnić go dalej.

Po godzinie Miłosława zbierała się do wyjścia. Włożyła buty, a gdy wychodziła, Bartek sprytnie podstawił jej nogę.
O mało nie wylądowała na klatce schodowej.

Tata zaniepokoił się: – Co się stało?
– Potknęłam się o buty – odparła, choćby nie spojrzawszy na Bartka.
– Wszystko porozrzucane. Posprzątam! – obiecał chętnie.
I wtedy zrozumieliśmy. On ją kocha.

Nie udało nam się wyrugować jej z naszego życia, choć bardzo się staraliśmy.
Pewnego razu, gdy Miłosława była z nami w domu bez taty, na kolejne nasze wredne zachowanie powiedziała spokojnym głosem:
– Wasza mama umarła. Tak się czasem niestety zdarza. Teraz patrzy na was z nieba i widzi wszystko. Myślę, iż nie podoba jej się wasze zachowanie. Wie, iż robicie to ze złośliwości. W ten sposób “chronicie” jej pamięć.

Zastygliśmy w bezruchu.
– Bartek, Kinga, przecież jesteście dobrymi dziećmi! Czy tak należy czcić pamięć mamy? Czyny świadczą o człowieku. Nie wierzę, iż zawsze jesteście tak kolczaste jak jeże!

Powoli, takimi rozmowami, wybiła nam z głowy chęć bycia podłymi.

Pewnego razu pomogłam jej rozpakować zakupy. Jakże mnie chwaliła! Pogłaskała po plecach.
Tak, jej dłonie nie były jak u mamy, ale i tak było mi przyjemnie…
Bartek zadąsał się z zazdrości.
Też poukładał umyte kubki na półce. Miłosława i jego pochwaliła.
A wieczorem, z entuzjazmem opowiedziała tacie, jacy z nas pomocnicy. Był szczęśliwy.

Jej obcość długo nie pozwalała nam się otworzyć. Chcieliśmy już wpuścić ją do serca, ale nie potrafiliśmy.
Nie mama, i koniec!

Po roku nie pamiętaliśmy już, jak żyło się bez niej. A po jednym zdarzeniu pokochaliśmy Miłosławę na zabój, tak jak nasz tata.

…Bartkowi w siódmej klasie nie było lekko. Cichy i zamknięty, stał się obiektem drwin jednego chłopaka – Darka Kowala. Był tego samego wzrostu, tylko bardziej bezczelny.
Znęcał się nad Bartkiem, bo po prostu wybrał go sobie na ofiarę.

Rodzina Kowala była pełna, Darek miał wsparcie ojca. Ten mówił mu wprost: „Jesteś facetem, bij wszystkich. Nie czekaj, aż zaczną cię miażdżyć”. I tak Kowal upatrzył sobie Bartka za łatwy cel.
Brat wracał do domu i choćby mnie, rodzonej siostrze, nic nie mówił. Czekał, aż sprawa się rozmyje. Ale takie rzeczy nie rozwiązują się same. Dręczyciele tylko nabierają pewności siebie, gdy ofiary milczą.

Kowal już otwarcie bił Bartka. Ile razy przeszedł obok, tyle razy uderzył go w ramię.
Wydusiłam z Bartka prawdę dopiero, gdy zobaczyłam siniaki na jego barkach. Uważał, iż mężczyźni nie powinni zwalać problemów na siostry, choćby starsze.
Nie wiedzieliśmy, iż pod drzwiami stała Miłosława i słuchała naszej rozmowy.

Bartek błagał, żebym nie mówiła tacie – będzie tylko gorzej.
Prosił też, żebym nie biegła od razu drapać Darkowi twarzy! A tak bardzo chciałam! Za brata mogłabym zabić!
Wciąganie taty też nie wchodziło w grę. Pokłóciłby się z ojcem Kowala, a stąd już blisko do więzienia…

Następnego dnia była piątek.
Miłosława pod pretekstem zakupów odprowadziła nas do szkoły i potajemnie poprosiła, żebym pokazała jej Kowala.
Wskazałam go. Niech wie, świnia!

To, co się wydarzyło później, było niesamowite.
Na lekcji języka polskiego Miłosława uśmiechnęła się i zajrzała do klasy, cała wystrojona, z manicure i miłym głosem poprosiła Darka Kowala, by wyszedł – miała do niego sprawę.
Nauczycielka pozwoliła, niczego nie podejrzewając. Chłopak też wyszedł spokojnie, myśląc, iż to nowa organizatorka. Darek miał dostać goździki dla całej klasy na uroczystość ku czci żołnierzy.

Miłosława złapała go za koszulkę, oderwała od ziemi i syknęła:
– Czego chcesz od mojego syna?
– Od ja-jakiego syna? – wybełkotał.
– Od Bartka Wiśniewskiego!

– N-n-nic…
– No to właśnie chcę, żeby nic! Bo jeżeli jeszcze raz dotkniesz mojego syna, spojrzysz na niego krzywo – zmiażdżę cię, gnidzie!
– Proszę pani, niech mnie pani puści – zajęczał Kowal. – Już więcej nie będę!
– Wynoś się! – postawiła go na miejsce. – I spróbuj tylko komuś o mnie powiedzieć. Twojego ojca wsadzę za kraty za wychowanie małego przestępcy! Rozumiesz? Nauczycielce powiesz, iż jestem twoją sąsiadką i prosiłam o klucz! A po lekcjach przeprosisz Bartka! Pilnuję tego osobiście…

Chłopak wślizgnął się z powrotem do klasy, poprawiając mundurek. Wymamrotał coś o sąsiadce.

…Nigdy więcej nie spojrzał na Bartka źle. W ogóle go unikał! Tego samego dnia przeprosił. Szybko, urywanie, cały drżąc, ale przeprosił.
– Tacie nie mówcie – poprosiła nas Miłosława. Ale nie wytrzymaliśmy, opowiedzieliśmy wszystko.
Był zachwycony.

Pewnego razu ona i mnie naprowadziła na adekwatną drogę.
Zakochałam się w wieku szesnastu lat tą głupią miłością, gdzie hormony przesłaniają rozum i ciągnie do zakazanego. Wstyd się przyznać! Ale opowiem.

Związałam się z bezrobotnym, wiecznie pijanym pianistą, kompletnie ignorując oczywistości. WtłaczałWplątałam się w dziwną relację z tym muzykiem, ale Miłosława powiedziała mi wprost: „Życie to nie melodramat, a miłość bez odpowiedzialności to tylko złudzenie” – i w końcu to zrozumiałam.

Idź do oryginalnego materiału