Niechętnie wyjeżdżam z synem, by odwiedzić moją mamę.

twojacena.pl 4 godzin temu

Z ciężkim sercem wybieram się z synem do mojej matki. Ściska mnie w środku na samą myśl o tym wyjeździe, ale pakuję nasze rzeczy i ruszamy do domu mamy, Elżbiety Kowalskiej. A wszystko dlatego, iż wczoraj, gdy spacerowałam z synkiem, mój mąż, Marek, postanowił być gościnny i bez pytania mnie o zdanie ulokował w naszej sypialni swoją kuzynkę Agnieszkę, jej męża Jacka oraz ich dwójkę dzieci, Zosię i Kacpra. Po prostu oznajmił: Ty i Staś możecie przenocować u twojej matki, tam jest miejsce. Do tej pory nie mogę ochłonąć po takiej bezczelności. To przecież nasz dom, nasza sypialnia, a ja mam się pakować i ustępować miejsca obcym? Nie, to już przesada.

Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam z przechadzki ze Stasiem. Był zmęczony i marudził, a ja marzyłam tylko o tym, żeby go położyć spać i napić się spokojnie herbaty. Ale gdy weszliśmy do mieszkania, zastałam istny chaos. Agnieszka i Jacek już rozgościli się w naszej sypialni. Ich dzieci biegały po całym mieszkaniu, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy książki, kosmetyki, choćby laptop były rzucone w kąt, jakbym przestała się liczyć. Zamarłam w osłupieniu: Co to ma znaczyć?. Marek, niewzruszony, odparł: Agnieszka z rodziną potrzebowali dachu nad głową. Pomyślałem, iż możecie pojechać do twojej mamy. Tam będzie wam wygodniej.

Omal nie udusiłam się z wściekłości. Po pierwsze, to nasz dom! Kupowaliśmy go razem, starannie wybierając każdy mebel. A teraz mam się wynosić, bo jego rodzina chce zwiedzać Warszawę? Po drugie, dlaczego choćby mnie nie zapytał? Może bym się zgodziła, gdybyśmy najpierw porozmawiali. Ale to był rozkaz. Agnieszka z kolei choćby nie przeprosiła. Tylko uśmiechnęła się lekceważąco: Daj spokój, Kasia, nie dramatyzuj, zostaniemy tylko dwa tygodnie! Dwa tygodnie? Nie chcę, żeby dotykali moich rzeczy choćby przez jeden dzień!

Jacek milczy jak zaklęty. Rozwalony na naszej kanapie, sączy kawę z mojej ulubionej filiżanki, przytakując słowom Agnieszki. Ich dzieci? Prawdziwa katastrofa. Zosia, sześciolatka, wylała sok na nasz dywan, a czteroletni Kacper zmienił moją szafę w kryjówkę. Spróbowałam przypomnieć, iż to nie hotel, ale Agnieszka tylko wzruszyła ramionami: No co ty, to tylko dzieci, czego się spodziewasz? Oczywiście. A sprzątać po nich mam ja.

Próbowałam porozmawiać z Markiem na osobności. Powiedziałam mu, jak bardzo boli mnie jego brak szacunku, iż Staś potrzebuje stabilności. Ciągnięcie go do mamy, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to nie jest rozwiązanie. Marek tylko westchnął: Kasia, nie rób scen. To rodzina, trzeba im pomóc. Rodzina? A my, to co? Omal nie wybuchnęłam płaczem. Ale zacisnęłam zęby i spakowałam walizki. jeżeli myśli, iż się ugnę, to się myli.

Mama, Elżbieta, wpadła w furię, gdy usłyszała, co się stało: Marek uważa się za pana i władcę? Przyjeżdżajcie do mnie, kochanie, macie tu miejsce. A twój mąż będzie mi miał co wytłumaczyć! Gotowa była natychmiast przyjechać i wyrzucić tych intruzów. Ale nie chcę awantur. Potrzebuję tylko spokoju, żeby wszystko przemyśleć.

Gdy pakowałam zabawki Stasia, spojrzał na mnie swymi wielkimi oczami: Mamo, długo będziemy u babci? Przytuliłam go mocno: Nie długo, skarbie. Tylko do czasu, aż tatuś zrozumie. Ale w głębi duszy wiem: wrócę dopiero, gdy nasz dom znów będzie nasz. A Marek będzie musiał wybrać: swoją gościnność albo rodzinę.

Dzisiaj nauczyłem się, iż choćby najbliżsi czasem przekraczają granice. I iż cisza bywa głośniejsza niż krzyk.

Idź do oryginalnego materiału