Niechciana córka

polregion.pl 2 miesięcy temu

Już podchodziłam do domu, gdy w torebce zadzwonił telefon. Wyjęłam go i odebrałam bratu.

– Cześć, Tomek. – Bez skrępowania używałam jego dziecinnego przezwiska, choć był już dorosły i o głowę wyższy ode mnie.

– Nie zapomniałaś, iż za tydzień mama ma urodziny? Jubileusz, nawiasem mówiąc – przypomniał mi.
I bardzo dobrze, bo faktycznie wyleciało mi to z głowy.

– Nie, nie zapomniałam – bezczelnie skłamałam. – A ty już kupiłeś prezent?

– Właśnie dlatego dzwonię. Spotkajmy się, omówmy.

– Dobrze. Może do mnie wpadniesz? Albo jutro w przerwie obiadowej, w naszej kawiarni? – zaproponowałam.

– Załatwione. O dwunastej czekam w kawiarni. Dam znać, jeżeli coś się zmieni, dobrze? To do jutra. – I Antek się rozłączył.

Uwielbiam go, mojego młodszego brata. Jest mi najbliższą osobą na świecie. Nie mama, tylko on. Teraz strach wspominać, iż kiedyś chciałam go zabić. Do dziś nie opuszcza mnie poczucie winy, zwłaszcza gdy na niego patrzĘ. I wstydu. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. A wtedy…

***

Moi przyszli rodzice poznali się na studiach i nie potrafili bez siebie wytrzymać, chodzili wszędzie razem. Ale nie mieli gdzie być sami. Mama mieszkała z rodzicami, a ojciec w akademiku. Jedynym wyjściem dla zakochanych był ślub. I tak oznajmili to rodzicom mamy. Westchnienia, namowy, by się nie spieszyć, łzy – nic nie pomogło. Młodzi byli nieugięci, z zapałem bronili swojego prawa do miłości. Rodzicom nie pozostało nic innego, jak ustąpić.

Trzeba przyznać, iż moja mama miała taki charakter, iż jak już coś sobie postanowiła, szła po trupach. Namówiła rodziców na skromne wesele, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyli na wynajem mieszkania. Przecież nie mogli żyć w dwóch pokojach z rodzicami. Tak się stało.

Młodzi małżonkowie, wreszcie mając siebie tylko dla siebie, spędzali większość czasu w łóżku. Na zajęcia przychodzili niewyspani, zmęczeni, roztaczając wokół aurę miłości i szczęścia. Jak wszyscy zakochani wierzyli, iż ich uczucie przetrwa każdą próbę. I nic złego nie zapowiadało się w najbliższej przyszłości. Cóż za naiwność!

Stało się to, co musiało się stać – mama zaszła w ciążę. Dla obojga był to szok, ale pierwsza próba, którą przeszli z honorem. Zostało półtora roku studiów. Dadzą radę.

Mama stała się kapryśna. Męczyły ją mdłości, ciągle była senna. Nie znosiła zapachów jedzenia, nie mogła gotować. Ojciec coraz częściej wieczorami przesiadywał z kolegami w akademiku. Zaczęły się kłótnie. Ale gwałtownie godzili się, zwłaszcza gdy mdłości minęły i mama znów zaczęła gotować.

Gdy przyszłam na świat, zaczął się okres chronicznego niewyspania i zmęczenia, a studiów nikt nie odwołał. Babcia z dziadkiem brali urlopy na zmianę, by zajmować się mną i dać mamie szansę skończyć studia. Mama często uciekała z wykładów, bo od nagromadzonego mleka bolały ją piersi.

Jej zmęczenie i nerwowość udzielały się i mnie. Pewnie dlatego często płakałam i zasypiałam tylko na rękach. Rodzice z euforią zostawiali mnie komuś i biegli na uczelnię, by odpocząć, a jeżeli się udało – zdrzemnąć się na zajęciach.

Miłość miłością, ale brakowało im doświadczenia i cierpliwości. Nagle zaczęli dostrzegać wady, wytykać sobie błędy, licytować się, kto co zrobił lub nie. Zmęczenie i niewyspanie prowadziły do coraz częstszych kłótni. Ojciec znów uciekał do akademika. Wracał późnym wieczorem, i awantury wybuchały na nowo.

W końcu zdali egzaminy, dostali dyplomy, ojciec poszedł do pracy. Bezsenne noce i brak pieniędzy zostały w przeszłości. Ja podrosłam, poszłam do żłobka, a mama też zaczęła pracować. Ale wtedy zaczęłam chorować. Mama często brała zwolnienia. Babcia i dziadek jeszcze młodzi, daleko im do emerytury, nie mogli pomóc. Życie rzucało nowe wyzwania. Ojciec coraz częściej zostawał po godzinach…

Pewnego wieczoru wrócił późno, a mama urządziła kolejną scenę.

– Dość! – krzyknął ojciec. – Nie mogę tak dalej żyć. Nasz ślub był błędem. Pospieszyliśmy… Kocham inną – powiedział bez przygotowania, spakował rzeczy i wyszedł.

Oczywiście tego nie pamiętam, byłam za mała. Coś opowiedziała mama, coś babcia, reszty domyśliłam się, gdy podrosłam.

Niewiele młodych małżeństw wytrzymuje trudy codzienności. Po odejściu ojca mamę jakby ktoś podmienił. Często płakała, wyładowywała ból i żal na mnie.

Gdy rozlałam herbatę, upuściłam ciastko, mama mówiła, iż jestem niezdarna i cała w ojca. Uznałam, iż ojciec odszedł przez mnie, bo byłam zła. Długo tak myślałam. I tak wyrosłam z poczuciem winy.

– Wszystkie dzieci jak dzieci, a ty brudas, wszędzie znajdziesz błoto – krzyczała. – Niezdara. Cała w ojca.

Miałam wrażenie, iż sam mój widok ją denerwował. Pewnie miałam rację, bo babcia często mówiła, iż jestem żywą kopią ojca. No trudno, musiałam być do niego podobna.

Moim celem stało się nie denerwowanie mamy. Ocena poniżej piątki była tragedią. Starałam się ze wszystkich sił, by ją zadowolić. Ale to było trudne.

Miałam kiepski charakter pisma.

– Co to za pismo? Jakby kura pazurem bazgrała. Twój ojciec też pisał nieczytelnie – krzywiła się mama.

Siedziałam więc wieczorami i ćwiczyłam litery, zamiast się bawić. I wyrobiłam sobie ładne pismo. Ale mama chyba choćby tego nie zauważyła.

Później mama wyszła ponownie za mąż. Stało się lżej, bo przestała na mnie zwracać uwagę. Wujek Wojtek często przychodził do mojego pokoju, bawił się ze mną, pomagał w lekcjach, dopóki mama go nie zawołała.

Pewnego dnia spytał, czy chciałabym brata czy siostrę. Nie chciałam nikogo. Chciałam być kochana. Odpowiedziałam, iż brat lepszy. Wujek się uśmiechnął i pogłaskał mnie po głowie. Mama nigdy tego nie robiła. Serce wypełniła mi wdzięczność za tę czułość.

Te kilka dni, gdy mama leżała w szpitalu, były dla mnie najszczęśliwsze. Żyliśmy weW końcu zrozumiałam, iż miłość nie musi być warunkowa, a moje własne dzieci nigdy nie poznają goryczy odrzucenia.

Idź do oryginalnego materiału