Małgorzata nienawidziła swojego imienia, a jeszcze bardziej nazwiska – Lisicka. Dzieci potrafią być okrutne dla swoich rówieśników. Już w pierwszej klasie przylgnęło do niej przezwisko “Lisek”.
Przeglądała się w lustrze i marzyła o długich blond włosach jak u Asi Kowalskiej, smukłych nogach jak u Ewy Nowak czy choćby o bogatych rodzicach, jak te, które miała niepozorna dwójak Wiola Majewska, odbierana ze szkoły przez kierowcę w “Mercedesie”. “Czemu mama musiała wyjść za faceta z tak okropnym nazwiskiem? Wyszłabym tylko za kogoś z porządnym, a najlepiej z zagranicznym” – myślała ze złością.
Drażniły ją kręcone, wiecznie niesforne ciemne włosy, które wymykały się spod czapek i spinek. Jej szarozielone oczy na oliwkowej cerze wyglądały tajemniczo i oryginalnie, ale i tak wolałaby coś innego.
Mama pracowała jako księgowa w szpitalu, a tata jeździł autobusem. W domu zawsze brakowało pieniędzy. Tata oszczędzał na samochód, więc pilnował każdego grosza. “Nie ma co się stroić, przecież nie na bal” – mruczał, gdy zauważył nową rzecz na córce. Często musiała nosić ubrania po kuzynce. Nowe rzeczy dostawała tylko wtedy, gdy tamtej nie pasowały. Już miała tego serdecznie dość. Gdyby miała normalnych rodziców, nikt nie nazywałby jej Liska.
Tuż przed maturą odwiedziła ich ciotka Bożena, siostra ojca. Pracowała jako pomoc domowa u zamożnej rodziny we Włoszech.
— Chcesz, powiem ci, jak tam pojechać? — szepnęła pewnego wieczoru, kiedy spały razem w pokoju Małgorzaty.
— Oczywiście! — ucieszyła się dziewczyna.
— Cicho. Twój tata by się nie zgodził. Masz osiemnaście lat?
— Tak, w styczniu skończyłam. — Serce zaczęło bić jej mocniej.
— To dobrze. Nie musisz pytać rodziców o pozwolenie. Zrobisz, jak powiem, i wszystko się uda. Twój stary zawsze był skąpy.
Wyglądała jak prawdziwa włoska signora. Nikt by nie pomyślał, iż sprząta cudze domy. “Liczą się pieniądze, a nie to, jak się je zarabia” — mawiała.
Małgorzata wpadła w sidła tej wizji. Ciotka pożyczyła jej trochę pieniędzy, mówiąc, iż odda, kiedy zacznie zarabiać.
Posłuchała rad Bożeny. Dla pozoru, żeby rodzice się nie czepiali, zapisała się do szkoły fryzjerskiej. Ale gdy przyszło zaproszenie z Włoch, rzuciła naukę, spakowała rzeczy, zostawiła rodzicom list i wyjechała.
W Mediolanie odebrała ją ciotka i zawiozła do wielkiego domu na przedmieściach, gdzie Małgorzata miała opiekować się schorowaną osiemdziesięciolatką.
— Nie zawiedź. Nie kradnij. Poręczyłam za ciebie — upominała ją ciotka, widząc, jak dziewczyna drży z niepewności po swojej ucieczce.
Ogromna, piękna rezydencja onieśmieliła skromną dziewczynę. Dano jej mały pokoik obok sypialni staruszki. Cieszyła się, iż nie musi wynajmować mieszkania. Za dodatkową zapłatą sprzątała dom dwa razy w tygodniu. Rzadko go opuszczała. Włochy ograniczały się dla niej do ścian willi i widoku z okna na idealnie przystrzyżony trawnik. Ale to jej nie przeszkadzało. Minie rok, znajdzie coś lepszego, nauczy się języka. Zobaczy się.
Tak jak ojciec zaczęła oszczędzać. Nie miała choćby gdzie wydawać pieniędzy. Robiła sobie zdjęcia na tPewnego dnia zrozumiała, iż szczęście nie tkwi w pozorach ani w ucieczce od siebie, ale w akceptacji własnej historii i prostych chwilach, które czynią życie prawdziwym.