Nieakceptowana narzeczona: Historia pełna emocji

newsempire24.com 2 dni temu

**OLENKA: OPOWIEŚĆ O NIEZAakceptowanej SYNOWEJ**

Gdy Michał przyprowadził do domu swoją dziewczynę Olę, w mieszkaniu zawisło napięcie. Ojciec, Paweł Iwanowicz, milczał w kącie, nie mówiąc ani słowa — ani dobrego, ani złego. Zdawało się, iż jego zdanie nie ma tu znaczenia. Za to matka, Anna Timofiejewna, nie omieszkała zasypać Oli dziesiątkami pytań. Patrzyła na nią z podejrzliwością, jakby próbowała dostrzec podstęp, nieszczerość, albo po prostu coś, co jej się nie podobało.

Ola od razu jej się nie spodobała. Niska, niepozorna, ubrana niemalże po dziecinnemu — wyglądała jak uczennica. Splecione w warkocze włosy tylko potęgowały to wrażenie. Gdzie manicure, makijaż, modne ubrania? Nie taką synową wyobrażała sobie dla swojego jedynego syna. U sąsiadów przecież była dziewczyna, Nastka — urodziwa, pełna życia, córka dyrektora mleczarni, matka główna księgowa. I Nastka zawsze patrzyła w stronę Michałka. Oto kto byłby godną żoną, a nie ta… szara myszka.

Ale Michał był nieugięty. Kochał Oleńkę do szaleństwa. Gdy matka odciągnęła go na bok i zaczęła namawiać do zastanowienia się nad Nastką, przerwał jej ostro:
— Kocham Olę. Już złożyliśmy papiery. Dość tych rozmów, mamo.

Ślub wzięli cicho i skromnie — tak chciała Ola. Mówiła, iż lepiej zaoszczędzić pieniądze na życie. Matka Michała była wściekła, uważała to za hańbę. Ale i tym razem Michał stanął po stronie żony.

Młodzi zamieszkali z rodzicami. Anna Timofiejewna nieustannie miała pretensje do synowej: źle gotuje, nie dba o syna, sprząta byle jak. Michał długo znosił, aż w końcu powiedział stanowczo:
— Wyprowadzamy się.

Wynajęli mieszkanie. Pieniędzy brakowało, było ciężko, ale Michał pracował na pełnych obrotach. Potem w ogóle zdecydowali się na budowę własnego domu. Ola tymczasem zaczęła studia pedagogiczne — nie była wielką podporą. Wszystko opierało się na uporze Michałka.

Ola uczyła się sumiennie, skończyła z wyróżnieniem. Pełna nadziei, pobiegła do teściowej — może teraz ta zobaczy, jak się stara. Ale Anna Timofiejewna tylko burknęła:
— Męczysz mojego syna. Nie tę żonę wybrałeś, Michał. Z Nastką byłoby ci lżej.

Ola wyszła ze łzami w oczach. Nie poskarżyła się Michałowi. W jej życiu i tak było już dość bólu. Ojciec porzucił je, gdy matka wpadła w nałóg. A matka, choć kochała córkę, w czasie ciągów stawała się obca, przerażająca. Ola głodowała, chowała się przed pijanymi gośćmi. Dopiero miłość do Michałka stała się jej ratunkiem.

Urządzili dom, przyszły dzieci. Najpierw pracowała jako nauczycielka, potem została wicedyrektorką. Urodziło im się dwóch synów — Kacper i Tymoteusz. Teściowa uwielbiała wnuków. Chętnie się nimi opiekowała, ale do Oli wciąż odnosiła się chłodno, niemal wrogo. Rozmowy ograniczały się do „cześć” i „do widzenia”.

Synowie dorośli, wyjechali na studia do innego miasta. Najpierw jeden, potem drugi. Dom opustoszał. Paweł Iwanowicz zmarł — cicho, bez rozgłosu, tak jak żył. Anna Timofiejewna została sama, ale choćby teraz nie chciała przychodzić do Oli w odwiedziny. Wewnętrzny lód nigdy nie stopniał.

Ola skończyła 45 lat. Na jubileusz zjechali wszyscy — synowie z narzeczonymi, przyjaciele, sąsiedzi. choćby teściowa przyszła, choć siedziała z boku. Wśród zabawy Oli nagle zrobiło się słabo. Usiadła, zbladła. Wszyscy się przestraszyli.

Następnego dnia poszła do lekarza. Wróciła z nowiną, od której sama oniemiała: była w ciąży. Michałowi powiedziała wieczorem. Długo milczał, w końcu rzekł łagodnie:
— Za późno już, Olu. Trzeba się tego pozbyć. Ludzie się wyśmieją…

Skinęła głową. Ale w środku coś się złamało. Została sama, z bólem ściśniętym w gardle. Rano poszła do teściowej. Jej własnej matki już nie było, nie miała z kim porozmawiać. Myślała: może usłyszy od niej twarde słowo i wtedy łatwiej będzie podjąć decyzję…

Anna Timofiejewna milczała. Nagle zaczęła płakać. Opowiadała, jak Michałek urodził się słaby, jak ratowała go nocami, jak bała się go stracić. Ola słuchała w ciszy, w końcu podeszła i przytuliła ją — po raz pierwszy. Wtedy i ona wybuchnęła płaczem, zaczęła mówić o dzieciństwie, o alkoholowych koszmarach matki, o strachu i głodzie.

Płakały może godzinę. Razem. Obce, ale w tej chwili — najbliższe sobie.

A wieczorem teściowa przyszła do ich domu. Bez zapowiedzi, bez ostrzeżenia.
— Nie do ciebie, Michał. Do Oleńki — oznajmiła.
Ola rozpłakała się. Nikt nigdy nie nazywał ją tak czule — ani matka, ani teściowa.

Usiadły przy stole. Anna Timofiejewna wzięła Olę za rękę:
— Nie waż się tego dziecka porzucać. Urodzimy je. Zdążymy. Nie jesteś jeszcze stara. To szczęście. Nie każdemu się ono wydarza. A Michałkowi sama powiem.

Tak postanowiły. I w swoim czasie przyszła na świat dziewczynka — Ania. Taka ślicznotka, z lokami i długimi rzęsami. Gdy położyli ją na piersi matki, ta nie wytrzymała i zapłakała — z radości.

Michał i teściowa odebrali je ze szpitala. Anna Timofiejewna sprzedała swoje stare mieszkanie i przeprowadziła się bliżej, by pomagać z malutką. Codziennie przychodziła, jak do pracy. Z Olą zaczęły się nie tylko dogadywać — stały się przyjaciółkami. Godzinami gawędziły w kuchni, zwierzały się, śmiały.

I po raz pierwszy w życiu Ola miała mamę. Nie tą rodzW końcu, w sercu Anny Timofejewny znalazło się miejsce dla Oleńki, a w domu znów rozbrzmiewał śmiech dzieci, łącząc przeszłość z przyszłością w jedno, spokojne szczęście.

Idź do oryginalnego materiału