Nie zrobicie mi nic! To nie moja wina, – szepnął z trwogą.

newskey24.com 1 tydzień temu

**Dziennik osobisty**

„Nic mi nie zrobicie. Nie jestem winny” – mamrotał Nikodem, cofając się. Trząsł się ze strachu.

Początek czerwca przywitał nas ciepłą, letnią aurą. Ludzie, stęsknieni za naturą i odpoczynkiem, uciekali z zakurzonych i dusznych miast na działki, na wieś, nad morze. Mirek z żoną i córką również wyruszyli wczesnym rankiem na weekend do małej wioski, w której dorastał i gdzie wciąż mieszkała jego matka.

„No to co, gotowi? Nic nie zapomnieliście? W drogę, zanim słońce zacznie prażyć” – zakomenderował Mirek, wsiadając do samochodu.
Ania usiadła obok ojca, a Kasia ulokowała się z tyłu, z dala od klimatyzacji.

Na rodzinnym spotkaniu postanowili, iż ostatnie wakacje Ania spędzi u babci. Nie chciała wyjeżdżać z miasta, ale przyjaciele rozjeżdżali się już w różne strony, a w mieście robiło się nudno.

„Dlaczego taka smutna? Zobaczysz, spodoba ci się. Tam też są przyjaciele. Jeszcze nie będziesz chciała wracać” – dodał otuchy córce Mirek.

„Daj spokój, tato, wszystko w porządku” – burknęła Ania, zapinając pas.

„No to zupełnie inna rozmowa” – Mirek się ożywił. „Ostatnie długie wakacje. Następna klasa to matura: egzaminy, studia, potem dorosłe życie”.

Miasto budziło się, zrzucając z siebie poranną senność. Drogi były jeszcze puste, więc samochód gwałtownie opuścił miejskie granice.

Słońce dopiero wschodziło. Jego promienie przebijały się przez liście drzew wzdłuż trasy, kłując w oczy jak igły. „Wszystko w porządku, ale dlaczego serce mi tak niespokojnie bije?” – pomyślał Mirek, patrząc na szare pasmo drogi pod kołami.

Po czterech godzinach wjechali do wioski, tonącej w zieleni i kwiatach. Babcia otworzyła drzwi, klasnęła w dłonie – wreszcie przyjechali – i wszystkich po kolei ucałowała.

„Jak Ania urosła. Już prawie panna młoda. Mireczku, upiekłam twoje ulubione pierogi. No chodźcie do środka, po co się tłoczycie w przedpokoju?” – krzątała się radośnie matka.

„Wszystko tu takie samo” – westchnął Mirek, rozglądając się po pokoju i wdychając znajomy od dzieciństwa zapach. „Nic się nie zmieniło. choćby twoje rzeczy leżą na tych samych miejscach. Mamo, i ty taka sama” – Mirek przytulił matkę.

„Ach, daj spokój, co ty wygadujesz” – machnęła ręką na słowa syna. „Głodni chyba po drodze? Myjcie ręce, zaraz będzie śniadanie”.

„Tylko uważaj, mamo, na tę naszą pannę młodą. Nie dawaj jej za dużo swobody. Żeby nie szwędała się po nocach” – powiedział Mirek, odgryzając połowę pieroga i mrucząc z zadowolenia.

„Daj spokój, sam zapomniałeś, jaki byłeś w jej wieku?” – zaśmiała się matka, podsuwając mu szklankę domowego kompotu.

„Właśnie, właśnie. No babciu, opowiedz, jaki był. Bo mam wrażenie, iż urodził się święty” – odparowała Ania.

Babcia krzątała się, stawiając na stole smakołyki, i przypadkiem spojrzała przez okno.

„Może ktoś chce herbatki?” – rozejrzała się po długo oczekiwanych gościach. „Na podwórku już siedzą twoi przyjaciele, czekają. Zobaczyli samochód” – babcia przebiegle spojrzała na Anię.

„Kto?” – spytała i podbiegła do okna.

„Najpierw zjedz” – stanowczo powiedział Mirek. „Poczekają”.

„Już jestem najedzona. Dzięki, babciu, pierogi przepyszne” – Ania niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę.

„No to idź już, wiercipięto” – powiedziała babcia. „Tylko na obiad się nie spóźnij”.
I Ania natychmiast wybiegła z kuchni.

„Mamo, bądź z nią ostrożna. Z wyglądu dorosła, a w głowie wciąż wiatr hula” – powiedział Mirek, gdy drzwi zamknęły się za Anią.

„U nas spokojnie, nie martw się”.

Następnego wieczora Mirek z Kasią wracali do miasta. Stojąc przy samochodzie, dawał córce ostatnie wskazówki.

„Pomagaj babci. I nie wyłączaj telefonu, dobrze?”

„Tato, wystarczy, wszystko rozumiem” – Ania przewróciła oczami. „Jeśli tak się o mnie martwisz, może pojadę z wami?”

„Naprawdę, Mirku, za bardzo ją kontrolujesz” – wstawiła się za córką Kasia. „Jedźmy, bo dojedziemy dopiero w nocy”.

Wyjeżdżając z podwórka, Mirek patrzył w lusterko na matkę i córkę. Spojrzał na żonę. „Spokojna. A czego ja się nakręcam? Ania jest rozsądna, nic jej nie będzie. Trzeba nauczyć się puszczać…” – Mirek próbował ukoić niewytłumaczalny niepokój w sercu.

Minęły trzy tygodnie. Ania dzwoniła codziennie, opowiadając o życiu u babci. I Mirek stopniowo się uspokoił. Ale w sobotni ranek obudził go telefon.

„Do pracy dzwonią?” – zaspanym głosem zapytała Kasia, nie otwierając oczu.

Mirek sięgnął po komórkę. Zobaczył, iż dzwoni matka, i natychmiast odebrał.

„Tak, mamo. Dlaczego tak wcześnie dzwonisz?” – Serce już tłukło mu w piersi, zwiastując nieszczęście.

„Mirku, wybacz… Nie uchroniłam Ani” – przez łzy wyszeptała matka.

„Co się stało z Anią?” – Mirek zerwał się z łóżka i chwycił spodnie ze stołka.

„Nieszczęście, przyjeżdżaj szybko. Ania jest w szpitalu, w śpiączce…” – matka wybuchnęła płaczem.

„Zbieraj się, Ania w szpitalu” – powiedział Mirek Kasi, rzucając telefon na łóżko i wciągając spodnie.

Kasia zrozumiała, iż stało się coś złego, i już ściągała koszulę nocną. Westchnęła i osunęła się na łóżko.

„Co z Anią?” – wyszeptała.

„Mama płacze, nic nie zrozumiałem. Jedziemy, a tam zobaczymy”.

Wczoraj po pracy nie zawracał na stację benzynową, a dziś przed dystrybutorami ustawiły się kolejki samochodów. W weekend wielu spieszyło się, by uciec z dusznego miasta.

„Co teraz zrobimy? Stracimy tyle czasu” – KasiaMirek wsiadł do samochodu i ruszył w stronę szpitala, modląc się w duchu, by córka otworzyła oczy i znów mogła nazwać go tatą.

Idź do oryginalnego materiału