Nie zostawiaj męża, przyzwyczailiśmy się do wygodnego życia – krzyczała matka.

twojacena.pl 2 godzin temu

— Mamo, nie mogę już tak żyć — stała przy oknie, patrząc na szare, zachmurzone niebo.

— Jak to nie możesz? Dwadzieścia dwa lata mogłaś, a teraz nagle nie? — Walentyna Piotrowna załamała ręce, jej pomarszczona twarz wykrzywiła się z oburzenia. — Zwariowałaś na stare lata? O czym ty w ogóle myślisz?

Krystyna gorzko się uśmiechnęła. O czym myślała? O bezsennych nocach, gdy czekała na męża z „spotkań biznesowych”. O pogardliwych spojrzeniach, którymi obdarzał ją przy obiedzie. O tym, jak nazywał ją „starą szmatą” przed znajomymi, a potem śmiał się — iż przecież musi mieć poczucie humoru.

— Myślę o tym, iż wreszcie chcę żyć dla siebie — odpowiedziała cicho.

— Dla siebie? — matka parsknęła krótkim śmiechem. — A o mnie pomyślałaś? Gdzie ja pójdę? Za moją emeryturę to choćby chleba nie kupię! Mirek utrzymuje nas obie, swoją drogą.

Krystyna poczuła, jak w gardle zaciska się jej gul. Zawsze tak było — tylko wspomni o swoich potrzebach, a matka od razu wystawia rachunek. Dług, obowiązki, poczucie winy — kajdany, które ciągnęła przez całe życie.

— Znalazłam pracę, mamo. Starszą księgową w prywatnej firmie.

— Co?! — Walentyna Piotrowna osunęła się na krzesło, przyciskając dłoń do piersi. — Aha, dlatego chodziłaś na te kursy? Przygotowywałaś się? Za moimi plecami wszystko załatwiłaś?

— Nie muszę…

— Musisz! — matka podniosła głos. — Wychowałam cię, noce nie spały! Dałam ci życie! A teraz chcesz to wszystko zniszczyć? Przez swoje fanaberie?

W przedpokoju zatrzasnęły się drzwi — wrócił Mirek. Jego ciężkie kroki zabrzmiały jak wyrok. Krystyna zacisnęła pięści, czując, jak paznokcie wbijają się w dłonie.

— O co te awantury, moje panie? — jego głos, jak zawsze, był słodki, gdy w pobliżu byli świadkowie. — Walentyna Piotrowna, tak pani krzyczy, iż sąsiedzi zaraz przybiegną.

— Twoja żona oszalała! — matka natychmiast zwróciła się do zięcia. — Mówi, iż znalazła pracę, chce się rozwodzić!

Mirek powoli odwrócił się do Krystyny. W jego oczach mignęło coś zimnego, złośliwego.

— Tak? — przeciągnął. — I od kiedy to wymyśliłaś, kochanie?

Krystyna poczuła, jak po plecach przebiegł jej dreszcz. Ten ton znała aż za dobrze — słodki na pozór, ale zapowiadający burzę.

— Nie wymyśliłam, Mirek. Zdecydowałam — sama zdziwiła się twardości w swoim głosie.

— Ona zdecydowała! — matka znów załamała ręce. — Mirek, no powiedz jej! Pewnie menopauza, zupełnie rozum straciła!

— Mamo! — Krystyna gwałtownie się odwróciła. — Przestań! Mam pięćdziesiąt dwa lata, nie jestem ani histeryczką, ani wariatką. Po prostu… nie chcę już dalej tak żyć.

— A czego to ty nie chcesz, skarbie? — Mirek podszedł bliżej, jego uśmiech nie sięgał oczu. — Może nie podoba ci się mieszkanie? A może samochód nie ten? Albo biżuterii za mało?

— Przestań — Krystyna cofnęła się w stronę okna. — Doskonale wiesz, iż nie o to chodzi.

— A o co? O tę młodą sekretarkę, z którą go widziałaś? — wtrąciła Walentyna Piotrowna. — Wielka mi rzecz! Każdy facet ma jakieś słabości. Zamknij oczy i znosisz, jak każda normalna kobieta!

Krystynie coś się w środku urwało. No tak — „znosisz”. Ile razy w życiu słyszała to słowo? Znosisz, gdy mąż cię poniża. Znosisz, gdy zdradza. Znosisz, bo tak trzeba, bo „wszyscy tak żyją”, bo „pomyśl o matce”.

— Wiesz co, kochanie — Mirek usiadł na podłokietniku fotela, zakładając nogę na nogę — powiedzmy sobie szczerze. Zdajesz sobie sprawę, iż sama nie dasz rady? Jaka praca w twoim wieku? Komu ty w ogóle jesteś potrzebna?

— Niepotrzebna? — Krystyna nagle się roześmiała, a Walentyna Piotrowna drgnęła na ten dźwięk. — Właśnie, Mirek. Przez lata wmawiałeś mi, iż jestem nikomu niepotrzebna, iż nic nie znaczę, iż powinnam być wdzięczna za każde twoje spojrzenie.

— Córeczko — matka spróbowała złapać ją za rękę — przesadzasz…

— Nie, mamo — Krystyna delikatnie, ale stanowczo wysunęła dłoń. — Po raz pierwszy od lat widzę wszystko jasno. I odchodzę.

— Nigdzie nie pójdziesz — syknął Mirek, nagle tracąc pozorną łagodność. — Zapomniałaś, na kogo jest zapisane mieszkanie? A kto płaci za leczenie twojej matki?

— Właśnie — Krystyna poczuła dziwny spokój. — W końcu pokazałeś prawdziwą twarz. choćby przy mamie nie wytrzymałeś.

— Krysiu, córeczko — Walentyna Piotrowna złapała się za serce — nie zostawisz mnie? Gdzie ty pójdziesz?

— Mam mieszkanie. Wynajęłam je tydzień temu.

— Co?! — matka i mąż krzyknęli jednocześnie.

— Tak, wyobraźcie sobie. Małe, na obrzeżach. Ale moje. No, wynajęte, ale zawsze.

Mirek wybuchnął śmiechem:

— A za co je utrzymasz? Za pensję niedouczonej księgowej?

— Nie jestem niedouczona — odparła spokojnie. — Skończyłam kurs z wyróżnieniem. I dostałam dobrą posadę.

— Zdrajczyni! — nagle krzyknęła matka. — Nie po to cię wychowałam, żebyś na stare lata tułała się po wynajmowanych kątach! Co ludzie powiedzą?

— Ludzie, ludzie… — Krystyna pokręciła głową. — Całe życie myślałaś o tym, co powiedzą inni. A co ja powiem — to cię nigdy nie obchodziło.

Poszła do sypialni, wyciągnęła wcześniej spakowaną torbę. Mirek zastąpił jej drogę:

— Stój! Nigdzie nie idziesz!

— Odsuń się — jej głos stał się twardy jak stal. — Rozwodzę się. I choćby nie próbuj grozić — mam nagrania twoich gróźb i dowody zdrad. Myślisz, iż twoim wspólnikom spodoba się skandal?

Mirek zbladł. Nigdy nie widziała go aż tak zdezorientowanego.

— Blefujesz…

— Sprawdź — uśmiechnęła się. — Dwadzieścia osiem lat milczałam. Zbierałam wszystko, co ukrywałeś. Myś”W końcu Walentyna Piotrowna westchnęła, biorąc córkę za rękę, i szepnęła: — 'Może… może i ja znajdę w sobie odwagę, by zacząć od nowa’.”

Idź do oryginalnego materiału