Nie zniosłam kaprysów teściowej przy noworocznym stole i poszłam do przyjaciółki

newsempire24.com 2 dni temu

Nie выдержала już kaprysów teściowej przy wigilijnym stole i wyszła do przyjaciółki.

Kto tak obcina sałatkę? Patrz, kostki jak dla świń! Nie zmieszczą się w ustach. Mówiłam ci setki razy, iż powinny być drobne, delikatne, żeby smak się uwolnił, a nie tak, jakby siekierą rąbano rozbrzmiał głos Haliny Nowak, zagłuszając dźwięk telewizora, w którym Wojtek Łukasik po raz kolejny planował wziąć kąpiel w saunie.

Grażyna Kowalska stanęła z nożem nad miską z gotowaną marchewką. Zegarek wskazywał cztery po południu, 31 grudnia. Plecy brzęczały, jakby właśnie rozładowała wagon węgla, a nie stała przy kuchni od rana. Stopy obrzękły w domowych kapciach, a na palcu boleśnie pulsował świeży skaleczenie.

Halino wzięła głęboki oddech Grażyna, starając się, by głos nie drżał od narastającej histerii to normalne kostki, standardowe. Zawsze tak kroimy. jeżeli nie smakują, możecie po prostu nie jeść tego sałatki. Mamy jeszcze trzy inne propozycje.

Nie jeść? wybuchła teściowa, niemal przewracając sosjerkę. Co to za rozmowa z matką mojego męża? Przyjechałam do was, by świętować, łączyć rodziny, a ty mi podskakujesz kawałkiem chleba? Witek! Słyszysz, jak twoja żona ze mną rozmawia?

Wojtek, siedzący w salonie i próbujący rozplątać łańcuchy, westchnął beznadziejnie. Unikał konfliktów, więc przyjął strategię strusia: głowę w piasek i czekał, aż burza ustąpi.

Oj, mamo zawołał z kanapy. No, kroić możesz drobniej, czy ci coś w duszy? Mamo chce najlepiej. Była kiedyś profesjonalną kucharką, ma doświadczenie.

Byłam kierownicą stołówki! dumnie poprawiła Halina Nowak, naprawiając masywną broszkę przy piersi. A moje normy sanitarne były jak z podręcznika. Ty zaś, Grażyno, w kuchni bałagan. Ręcznik w plamie, a ty nim wycierasz ręce. Antysanitaryzm!

Grażyna odłożyła nóż. Wewnątrz niej powoli, ale nieuchronnie, rozgorzała ta sama złość, co zwykle prowadzi do nieodwracalnych konsekwencji. Nie był to pierwszy Sylwester z teściową, ale chyba najcięższy. Halina przyjechała dwa dni temu pod pretekstem pomocy, a w rzeczywistości chciała skontrolować każdy zakamarek i wydać werdykt: synak nie nakarmiony, wnuki nie ma (bo cóż, córka nie ma czasu), a mieszkanie bez smaku.

Ręcznik jest czysty, rano go wyjęłam, po prostu kapusta z sosu w nią kapnęła odpowiedziała spokojnie Grażyna. Halino, czy nie mogłabyś wyjść z kuchni? Muszę upiec gęś, tutaj jest gorąco i ciasno.

Gęś? zmarszczyła brwi teściowa. A jak ją zamarynowałaś? W majonezie, pewnie, jak w zeszłym roku? To wulgarne! Gęś trzeba moczyć w żurawinowym sosie z jałowcem dwa dni. Wysłałam ci przepis na Facebooku. Nie czytałaś?

Zamarynowałam ją po swojemu. Z jabłkami i miodem. Witek tak lubi.

Witek lubi to, co mu wpojona! Zniszczyłaś mu żołądek swoją kuchnią. Ma już najpewniej wrzód, patrz, jak bladego jest. A ja mu w dzieciństwie parowa kiełbasa, zupki rozgniatałam…

Grażyna poczuła, iż za sekundę ta gęś wyleci nie do piekarnika, a przez okno. Albo w głowę ukochanej drugiej mamy.

Dobrze, wszystko otrzepała ręce w fartuch. Gęś idzie do piekarnika. Sałatki gotowe. Zostało nakryć stół i zrobić się porządek.

Porządek? spojrzała Halina krytycznie. Nie zaszkodziłoby. Włosy jak szmatka, cienie pod oczami. Przynajmniej maskę ogórkową zrób. Bo Vitek spojrzy na ciebie i apetyt zniknie. Mężczyzna powinien widzieć przed sobą królową, nie zmywarkę.

Grażyna przełknęła ten kęs. Dla męża. Dla święta. Dla tego, by nie rozpocząć nowego roku od kłótni. Cicho wsuła ciężką blachę do piekarnika, ustawiła timer i poszła do łazienki.

Włączając wodę, w końcu pozwoliła łzom popłynąć. Pięć minut siedziała na brzegu wanny i płakała, rozmazując tusz. Miała 35 lat, była kierownikiem działu w dużej firmie logistycznej, zarządzała dwudziestoma pracownikami. Kupiła to mieszkanie z mężem, wkładając w nie swoją spadkową część. Dlaczego ma znosić upokorzenia w własnym domu?

Bo rodzina szepnął wewnętrzny głos, podobny do głosu jej własnej mamy. Trzeba być mądrzejszym, wytrwać. Cichy pokój lepszy niż burzliwa kłótnia.

Umyła się, nałożyła plastry, spróbowała uśmiechnąć się w lustrze. Dobra. Jeszcze sześć godzin. Posiedzimy przy dzwonach, zjemy, i ona pójdzie spać. A jutro wyślę go z Witkiem na choinkę, a ja zostanę z książką.

Wyszła z łazienki, licząc na rozejm. W mieszkaniu unosił się zapach choinki i pieczonego mięsa. Wydawało się, iż wszystko się układa.

W sypialni na łóżku leżała jej sukienka ciemnoniebieska, welurowa, z pięknym wycięciem na plecach. Kupiła ją specjalnie na święta, wydając połowę premii.

Ojej, Grażyno, to zamierzasz założyć? głos teściowej rozległ się nad uchem. Halina Nowak weszła do sypialni bez pukania.

Tak, to moja świąteczna sukienka.

No i co wcisnęła wargi. Welur gruby. Będziesz w niej jak baba przy herbacie. A kolor taki żałobny. Sylwester to radość, blask! Potrzebny jest coś jasnego, lekkiego. Mam swój sweter z brokatem, mogę pożyczyć, jeżeli się wpasujesz.

Dziękuję, nie potrzebuję. Lubię tę suknię. I Vitek lubi.

Vitek i tak, tylko nie rozgniataj mnie. A ja ci, jako kobieta, mówię: to nie gra. Podkreśla wszystkie wady sylwetki. Lepiej idź na siłkę, niż chleb po nocnych wypiekach.

Grażyna zaczęła się ubierać w ciszy. Dłonie drżały, suwak przy sukience zaciął się.

Pomogę, bo inaczej rozerwiesz, rzecz chyba kosztowna, choć bezużyteczna teściowa pociągnęła suwak, aż Grażyna niemal upadła. Oto tak. Patrz sam. Ostrzegłam. Potem nie narzekaj, iż mąż zagląda na młodsze.

Około dziesiątej wieczorem stół był nakryty. Kryształ lśnił, świece płonęły, gęś, rumiana i aromatyczna, stała w centrum. Vitek przywdział koszulę, Halina Nowak oblubiła swe świąteczne ubranie z brokatem i naszyła wszystkie złote ozdoby, przypominając choinkę.

Grażyna czuła się wyciśniętą cytryną. Nie miałam ani nastroju, ani apetytu. Chciała tylko, by ten wieczór się skończył.

No, przywitajmy stary rok! radośnie oznajmił Vitek, wylewając szampana. Rok był trudny, ale daliśmy radę. Najważniejsze, iż jesteśmy razem!

Rzeczywiście trudny dodała teściowa, podnosząc kieliszek. Zwłaszcza dla mnie. Zdrowie na minus, ciśnienie szaleje. Brak pomocy. Syn pracuje, ziżnia ciągle zajęta swoją karierą. Wnuków nie ma. Samotność

Mamo, dzwonimy, przyjeżdżamy próbował wytłumaczyć się Vitek.

Dzwonicie co tydzień na znak. Dobra, nie będziemy o smutku. Wypijmy za to, by w nowym roku niektóre stały się lepszymi gospodyniami i pamiętały o swoim przeznaczeniu.

Grażyna wzięła łyk, czując, jak szampan jest gorzki.

Spróbujcie sałatkę podała, podsuwała wigilijną śledziową warstwę. Halina chwyciła widelec, wąchała, zmarszczyła brwi i włożyła do ust. Żuła długo, demonstracyjnie, przewracając oczy.

Co mogę powiedzieć w końcu rzekła. Śledź przesolony. Burak niedogotowany, chrzęci w zębach. A majonez Grażyno, przyznałaś, iż dodałaś octu? To kwaśne jak woda z kranu.

To sok z cytryny, zgodnie z przepisem szepnęła Grażyna.

Sok cytrynowy w śledziowej! Panie Boże, kto cię uczył gotować? Twoja matka, niechaj spoczywa w pokoju, też nie była kucharzem. Karmiły was półprodukty, dlatego wyrosła tak biała ręka.

To był cios poniżej pasa. Mamo Grażyny zmarła trzy lata temu i wciąż nie mogła pogodzić się z jej stratą. Była kobietą o złotym sercu, pracującą na dwóch etatach, by utrzymać córkę. Nie znała jałowca, ale w jej domu zawsze panował ciepły domowy klimat.

Nie dotykaj mojej mamy wyszeptała Grażyna. Krew ruszyła w policzku.

Co powiedziałam? Mówić prawdę nie jest grzechem. Witek, podaj mi chleb, bo tej sałatki nie da się zjeść, trzeba coś dorobić.

Vitek milczał, podał chleb, nie patrząc na żonę. Jego oczy wpatrywały się w talerz, starając się stać niewidzialnym.

Wtedy Grażyna poczuła, jak przełącza się przełącznik. Gniew, uraza, zmęczenie zniknęły, zastąpił je lodowaty spokój. Spojrzała na męża tego człowieka, który obiecał być przy niej zarówno w smutku, jak i radości, a teraz milczał, pozwalając teściowej depczeć pamięć jej matki i upokarzać jej trud.

Vitek, smakowało ci?

Co? zakłopotał się. No w porządku. Grażyno, nie kłóćmy się przy stole. Mama po prostu wyraziła zdanie.

Zdanie, rozumiem.

Grażyna wstała powoli.

Gdzie idziesz? Po gorące? Jeszcze wcześnie, usiądź rozkazała teściowa.

Nie, nie idę po gorące.

Wyszła z salonu. W sypialni zdjąła welurową suknię, starannie powiesiła w szafie. Założyła dżinsy, ciepły sweter. Z szafy wyciągnęła małą sportową torbę, wsadziła kosmetyczkę, bieliznę, piżamę, ładowarkę. Na korytarzu włożyła kurtkę puchową, czapkę i kozaki.

Z salonu dochodził głos teściowej:

mówię sąsiadce, po co ci to wielofunkcyjne naczynie? W nim jedzenie martwe! Lepiej w garnku, w polskiej kuchni Vitek, gdzie Grażyna? Coś się długo zastanawia? Czy to nerwowość? Trzeba ją do lekarza.

Grażyna zajrzała w próg salonu.

Nie jestem obrażona, Halino. Po prostu wyciągnęłam wnioski.

Vitek upuścił widelec.

Grażyna, dokąd się wybierasz? W dżinsach?

Idę, Vitek.

Do sklepu? Coś brak? Biegnę!

Nie. Wychodzę z domu. Bawcie się, jedzcie gęsię. Z jabłkami, nie z jałowcem, więc przepraszam. Sałatki możecie wyrzucić, bo tak odrażające.

Grażyno, przestań robić cyrk! wykrzyknęła teściowa. Co to za dziecięce wybryki? Siądź przy stole natychmiast! Goście już pod drzwiami, dzwony za godzinę!

Nie mam gości odpowiedziała spokojnie Grażyna. Mam w domu dwóch obcych: jednego, który mnie nienawidzi, i drugiego, którego mnie nie obchodzi. Szczęśliwego nowego roku.

Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.

Grażyno! Grażyno, stań! Vitek podskoczył, przewracając krzesło, i ruszył za nią. Czy ty zwariowałaś? Noc na dworWiedząc, iż prawdziwa wolność zaczyna się od szacunku do samej siebie, Grażyna otworzyła drzwi i ruszyła w noc, gotowa na nowy początek.

Idź do oryginalnego materiału