Trzy lata po rozwodzie niespodzianie zostałem ojcem nowo narodzonych bliźniaków. Sam winien – należało sfinalizować formalności! Ale to okazało się błogosławieństwem
Z Olą (Wioletą) byliśmy małżeństwem dziesięć lat. Mieliśmy dwie córki, Oliwię i Maję, rocznik po roku. Wszystko niby jak u ludzi: dzień na pracę, dom wieczorem, ale niedługo nasza żona jakby częściej się spóźniała. To wpadła do koleżanki, to kolejka w sklepie, to nawał w pracy W końcu „życzliwi” donieśli, iż Wioletta ma kochanka.
Zaniemówiłem, ale zaraz stawiłem jej czoła. Wiola natychmiast przeszła do kontrataku najlepsza obrona to atak. Twierdziła, iż za mało jej poświęcam uwagi, jakby utraciła kobiecość, przyziemność pochłania jej czas, a córki, córki ponoć kochały jedynie mnie Pokrzyczała, stwierdziła, iż odchodzi do tamtego. I odeszła naprawdę, zostawiając dziewczynki ze mną.
Oliwia i Maja długo nie pojmowały, gdzie podziała się mama, ale w końcu się przyzwyczaiły. Akurat otrzymałem propozycję przenosin do Poznania, aby stanąć na czele nowego oddziału. Przysiadłem. Wraz z córkami szybkońko się spakowaliśmy wyjazd nastąpił niebawem, więc nie zdążyłem formalnie rozwieńć się z Wioletą.
W nowej pracy poznałem cudzą kobietę. Nela była moją rówieśnicą i także samodzielnie wychowywała dwie córeczki. Nie zastanawiając się długo, zamieszkaliśmy razem, tworząc wielką rodzinę. Dzieci były niemal w tym samym wieku, wieczorami dom kotłował się od wrzawy: córki raz radośnie bawiły się razem, raz się posprzeczały cały żłobek, na Boga! Ja z Nelą nie mogliśmy się nadziwić dziewczynkom, po cichu jednak starając się o syna, ale jakoś się nie udawało.
W chwili tego dziwnego telefonu, żyliśmy z Nelą już dwa lata i traciliśmy nadzieję na syna Cóż, nie dane, będziemy wychowywać dziewczynki. Oto wróciliśmy do telefonu.
Po numerze na komórce poznałem, iż dzwonią z rodzinnego Krakowa:
Krzysztof Nowak?
Tak, słucham.
Mam dla Pana smutną wiadomość Pańska żona, Wioletta Kwiatkowska, niestety nie odzyskała przytomności i zmarła dziś rano. Proszę przyjechać po dzieci, wypisujemy je jutro, a co dalej z formalnościami związanymi z panią Kwiatkowską, wyjaśnimy jutro.
To jakiś dowcip? Nie widziałem Wioletty Kwiatkowskiej od trzech lat, a nasze dzieci są właśnie przy mnie.
Nie wiem nic, w rubryce «ojciec» figuruje Pan, zabierajcie bliźniaki!
Słuchawka po drugiej stronie zgasła. Zbity z tropu sprawdziłem numer przez internet: to istotnie był krakowski szpital położniczy.
Nela patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, też nie rozumiejąc sytuacji, słyszała całą rozmowę. gwałtownie się spakowaliśmy, zawieźliśmy dziewczynki i wyruszyliśmy wyjaśniać, co przytrafiło się mojej byłej.
Pod szpitalem spotkaliśmy koleżankę Wioli. To ona opowiedziała, iż kochanek zostawił moją żonę, gdy tylko oznajmiła mu o dziecku. Ciąża Wioletty przebiegała ciężko, w końcu coś poszło bardzo źle Dzieci uratowano, ale matka zapadła w śpiączkę i kilka dni później odeszła. Bliźnięta trzeba było zarejestrować, a matka nie mogła podać aktualnych danych, więc zapisano je zgodnie z danymi z USC, gdzie wciąż figurowałem jako jej małżonek, automatycznie stając się ich ojcem.
Koleżanka Wioli, zapłakana, obiecała wsparcie i odeszła. Nela stała obok, mocno ściskając mi dłoń.
Nel, o co chodzi?
Krzychu, przecież weźmiemy ich do siebie, prawda?
Widziałem, iż Nela za wszelką cenę ukrywa radosny uśmiech.
Kogo? Bliźniaki?
Tak, tak, tak No proszę! A nuż własnych nam się nie doczekać, a tu gotowe całe dwa
Nela, to nie zabawki, żeby tak Nie wiem
Krzysiu, mówię serio! A dziewczyny jakżeby się ucieszyły! Twoim córkom to w ogóle po części przyrodni bracia No, Krzychu
Słowem, nie opróżniłem sięłem. Zabraliśmy bliźniaków, Wioletcie Kwiatkowskiej wyprawiliśmy pogrzeb, jak nakazuje zwyczaj.
Dziewczynki piszczały z radości
Dziewczynki były zachwycone swoimi braciszkami, a my wraz z Nelą odkryliśmy, iż prawdziwa rodzina powstaje nie z krwi, ale z bezwarunkowej miłości gotowej przygarnąć każde zagubione serduszko.