Nie zdobędziesz się na to, mamo

twojacena.pl 1 dzień temu

Wiola poznała swojego przyszłego męża na ulicy. Spóźniła się na egzamin, bo zaspała. Kiedy dobiegła na przystanek, tramwaj akurat odjeżdżał.

– No cóż! – westchnęła, tupiąc nóżką z irytacji. – Teraz na pewno się spóźnię.

– Dziewczyno, dokąd ci tak śpieszno? – Obok zatrzymał się chłopak na rowerze. – Mogę cię podrzucić.

– Na rowerze? Żartujesz? – obruszyła się.

– A co? Lepiej niż pieszo. Możesz też czekać na następny tramwaj, ale kto wie, kiedy przyjedzie. – Patrzył na nią wyczekująco.

Komórek jeszcze wtedy nie było, budki telefoniczne rzadko działały, a taksówek nie dało się złapać na ulicy. Więc co miała do stracenia?

– Przez podwórka będzie szybciej niż tramwajem – przekonywał ją.

Wiola przygryzła wargę, walcząc z wątpliwościami, ale czas uciekał. Podeszła do roweru i usiadła bokiem na bagażniku.

– Trzymaj się mocno – powiedział chłopak i odepchnął się od krawężnika. Rower zakołysał się niepewnie, ale gwałtownie nabrał prędkości. Wiola początkowo chciała zeskoczyć, ale po chwili jazda stała się płynna. Dziesięć minut później byli już pod akademikiem medycznym. Wiola zeskoczyła.

– Dzięki – powiedziała, dostrzegając kropelki potu na jego skroniach. – Ciężko ci było?

– Trochę – przyznał szczerze. – Jak masz na imię? – Siedział na rowerze, opierając jedną nogę o stopień. Ich twarze były teraz na tej samej wysokości.

– Wiola, a ty?

– Krzysztof. Powodzenia na egzaminie! – Odjechał, a ona pognała na uczelnię.

Kiedy dotarła pod salę, pierwsi studenci już wchodzili do środka. Koledzy przyparci do ścian wertowali notatki. Wiola starała się uspokoić po szalonej jeździe i skupić na egzaminie. Drzwi się otworzyły, wypuszczając szczęśliwego Darka Nowaka z głupawym uśmiechem.

– Piątka? – spytała Wiola.

– Cztery plus – odparł Dumny i zamachał indeksem.

– Następny! – wychyliła się laborantka i spojrzała na Wiolę. – Nie będę wołać po dwa razy – rzuciła i zniknęła za drzwiami.

Studenci zawahali się. Wiola wzięła głęboki oddech i weszła. Wzięła bilet, przeczytała pytania i od razu wiedziała, iż zna odpowiedzi.

– Numer? – spytała laborantka.

– Trzynasty.

– Bierz kartkę i przygotuj się. Kto gotowy? – rozejrzała się po sali.

– Ja – wyrwała się Wiola.

Laborantka uniosła starannie narysowaną brew.

– Pewna jesteś? Może…

– Pewna – przerwała jej Wiola.

Po krótkiej konsultacji z profesorem pozwolono jej podejść. Kiedy wyszła, koleżanka z roku od razu złapała ją za rękę.

– No i jak?

– Świetnie! – ledwie powstrzymywała radość.

– U kogo zdawałaś?

– U profesora. Był dziś w dobrym humorze – dodała i ruszyła ku schodom. Jej obcasy dźwięcznie uderzały o żeliwne stopnie.

Na zewnątrz zobaczyła Krzysztofa. Czekał przy rowerze oparty o drzewo. Wiola zleciała ze schodów, ledwie dotykając stopami.

– Nie odjechałeś?

– Chciałem się dowiedzieć, jak poszło.

– Świetnie! – uśmiechnęła się.

– Jedziemy?

– Dokąd? – zdziwiła się.

Nie miała dziś zamiaru się uczyć, ale też nie planowała jechać nigdzie z nieznajomym chłopakiem.

– Gdzie chcesz. Możemy popływać łódką, iść do kina albo po prostu pochodzić.

– A ty nie pracujesz?

– Mam jeszcze tydzień urlopu – odparł.

Płynęli łódką, potem wstąpili do kawiarni, a wieczorem siedzieli w chłodnym kinie. Kiedy żegnali się już o zmroku pod jej domem, Wiola zrozumiała, iż się zakochała.

– Gdzie byłaś? Już się martwiłam. Jak poszło? – matka od progu zasypała ją pytaniami. – Teraz sobie pohulasz, a potem oblejesz sesję i stypendium przepadnie.

– Nie obleję – obiecała Wiola.

Rok później wzięli ślub. Krzysztof był starszy, już pracował. Wynajęli małą, zaniedbaną kawalerkę. Ale byli w niej szczęśliwi!

Półtora roku później ojciec Krzysztofa dostał zawału na wykładzie. Nauczał na uniwersytecie. Matka prawie oszalała z żalu. Wpatrywała się w sufit lub błąkała po mieszkaniu.

Krzysztof, bojąc się o jej stan, zaproponował Wioli, żeby się do niej wprowadzili. Wiola się zgodziła. Wracała wcześniej z uczelni, gotowała obiady, sprzątała. Matka patrzyła na nią jak na obcą.

Wiola podzieliła się obawami z mężem. Krzysztof zabrał matkę do szpitala. Diagnoza: demencja, przyśpieszona przez stres po stracie męża. Rok później matka wyszła po kefir, który jej mąż uwielbiał, i wpadła pod samochód. Krzysztof i Wiola byli w pracy.

Zostali sami w dużym mieszkaniu. Niedługo potem urodził się im syn. Żyli jak wszyscy – kłócili się, godzili, wychowywali dziecko, aż nagle wszystko się zmieniło.

Wiola czuła, iż Krzysztof się od niej oddala. Coraz częściej mówił, iż ożenił się z wysportowaną dziewczyną, a teraz ma przy sobie grubą ropuchę.

– Może byś się ogarnęła? Siłownia, dieta, manicure…

Wiola wiedziała, iż ma rację, ale i tak bolało. On sam też nie wyglądał najlepiej – brzuszek mu się zrobił.

– Wiesz, iż nie mogę sobie zrobić paznokci – tłumaczyła. – Pracuję jako dentystka, przeszkadzałyby mi.

Martwiła się, iż Krzysztof ma kogoś na boku. Ale wracał z pracy punktualnie, nie wyjeżdżał służbowo. Mimo to niepokój w niej narastał.

W przeddzień urodzin męża spytała, ilu gości zaprosić.

– Nie mówiłem ci? W tym roku rezerwuję restaurację. Szef wspomniał o awansie, zaproszę go z żoną. Nie wypadnę przecież jak jakiś dziad. Będzie sporo ludzi.

Wiola oniemiała. Zawsze dobrze gotowała, nikt się nie skarżył. Ale nie protestowała. Jego urodziny – jego decyzja. Przynajmniej nie spędzi całego dnia w kuchni. Mimo to niepokój w niej narósWiola kupiła nową sukienkę, zrobiła fryzurę i makijaż, ale Krzysztof tylko zdawkowo ją pochwalił, a kiedy w restauracji zobaczyła, jak tańczy i szeptem coś obiecuje młodej dziewczynie, wróciła do domu wcześniej, spakowała swoje rzeczy i wyprowadziła się do matki, by zacząć wszystko od nowa.

Idź do oryginalnego materiału