*Nie żałuj. Znaczy, nie kochał.*
– Nie zmarzniesz w tej sukience? Na dworze minus dwadzieścia pięć, a nocą jeszcze więcej – powiedziała mama, zaglądając do pokoju Ani.
– Nie zdążę, przecież to blisko. Nie pójdę na urodziny w dżinsach – odparła Ania, kręcąc się przed lustrem i poprawiając pasek.
– Dominik po ciebie zajrzy? – dopytywała się mama.
– Nie, mówił, iż się spóźni. Koledze komputer się zepsuł, naprawia – odrzekła Ania, bez cienia zmartwienia.
– Mógłby jutro to dokończyć. Jak ty pójdziesz sama? To nie wypada – powtórzyła mama.
– Mamo, teraz nikt na to nie zwraca uwagi. Co w tym złego? No nie przyjdziemy razem, i co? Już idę, i tak się spóźniam. – Ania wrzuciła buty do torby i ruszyła do przedpokoju.
Wiedziała, iż Dominik mamie nie pasuje. A wszystko przez ten pocałunek na jej oczach. *„To niegrzeczne. Powinny być jakieś granice”* – upominała córkę po jego wyjściu.
Ania wciągnęła miękkie, ciepłe kozaki, długi puchowiec i owinęła szyję puszystym szalem.
– I bez czapki? – załamała ręce mama.
– Wykręciłam włosy, jaka czapka? Już wychodzę. – Ania otworzyła drzwi i wybiegła z mieszkania.
Mama jeszcze coś wołała za nią, ale dziewczyna zbiegała już po schodach, myśląc tylko o miłym wieczorze i Dominiku.
Ich związek rozwijał się gwałtownie i burzliwie. Ania wierzyła, iż lada dzień oświadczy się jej oficjalnie.
Mróz od razu przypiekł twarz i dłonie, próbując wślizgnąć się pod obszerną kurtkę. Ania podciągnęła szal wyżej, wtuliła w niego nos i ruszyła w stronę domu koleżanki. *„Żeby tylko Dominik się pojawił”* – myślała po drodze. Pół godziny wcześniej do niego dzwoniła. *„Nie przeszkadzaj, wtedy przyjdę szybciej”* – rzucił krótko. I więcej nie próbowała.
W klatce schodowej odgarnęła szal z twarzy. Nie czekała na windę, poszła schodami, żeby się rozgrzać. Mimo iż mieszkały z Basią ledwie dwa bloki dalej, zdążyła zmarznąć.
Drzwi do mieszkania, zza których dobiegała muzyka, były uchylone. Ktoś z gości, wychodzący na papierosa, nie zatrzasnął ich porządnie. Albo sama Basia zostawiła je otwarte dla spóźnialskich. *„Dobrze. Mniej zwrócą na mnie uwagę”* – pomyślała Ania i weszła do półmroku przedpokoju. Od razu ogłuszyła ją rytmiczna muzyka i wrzawa imprezy.
Zrzuciła puchowiec, wcisnęła szal w rękaw. Na wieszaku wisiały po dwie-trzy grube kurtki. Basia zapowiedziała tłumy. Ania z trudem upchała swoją na jednym z haków. Włożyła zmarznięte pantofle, wzdrygnęła się z zimna i weszła do pokoju.
Jasne światło oślepiło ją po ciemnym przedpokoju, a od głośnej muzyki serce zaczęło bić mocniej. Kilkanaście osób tańczyło wokół stołu, zajmując całą przestrzeń. Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Rozejrzała się za Basią, ale jej nie dostrzegła.
Ania, omijając taneczne pary, przedostała się w stronę kuchni. Już miała dotrzeć do szklanych drzwi, gdy te nagle się otworzyły. Zakochana Basia, z błyszczącymi oczami i triumfalnym uśmiechem na ustach, wpadła prosto na nią. Zdezorientowanie zmiotło uśmiech z twarzy koleżanki.
Za jej plecami pojawił się Dominik. Rozczochrane włosy próbował przygładzić palcami.
– Już przyszedłeś? – spytała Ania, spoglądając na Basię.
Ta już odzyskała panowanie nad sobą i, jakby nigdy nic, znów się uśmiechała.
– Impreza w pełni. Czemu się spóźniasz? – zapytała. – Idziemy tańczyć. A może najpierw drinka? – Basia minęła Anię.
– Nie zadzwoniłeś. Nie zauważyłeś, iż mnie nie ma? A może byłeś zbyt zajęty? – rzuciła Ania, w głosie czuć było gorycz.
– Po prostu nie zdążyłem. Sam dopiero co przyszedłem. – Dominik pochylił się, by ją pocałować, ale ona się odsunęła.
Wyczuła zapach ulubionych perfum Basi.
– Ania, o co chodzi? Tylko kroiliśmy kiełbasę – tłumaczył się Dominik.
– Może najpierw zetrzesz szminkę z policzka. Przekaż jej. – Wcisnęła mu w ręce prezent i ruszyła do wyjścia, przepychając się przez tłum.
W przedpokoju zrzuciła pantofle, wciągnęła kozaki, zerwała kurtkę z wieszaka i wybiegła. Szal wypadł z rękawa na schody. Gdy schyliła się po niego, z mieszkania wybiegł Dominik. Ania ruszyła pędem w dół.
– Ania, wszystko źle zrozumiałaś! – krzyknął za nią.
Na dworze mróz znów przypiekł twarz. Przypomniała sobie o butach, ale nie zamierzała wracać. *„Jak on mógł? Przyszedł wcześniej i nie zadzwonił, nie szukał jej… A ta niby przyjaciółka. Jak mogła? Zdrajcy…”* Ania dusiła się od płaczu, idąc w przeciwną stronę niż dom. Zorientowała się dopiero, gdy rzęsy od zamarzniętych łez zrobiły się ciężkie, a czubek nosa przestał czuć.
*„I gdzie teraz? Do domu? Mama będzie pytać, pocieszać, mówić, iż Dominik nigdy jej nie pasował… Może do kościoła? Tam pewnie są pasterki. Nie. Za daleko, i za dużo ludzi.”*
Rozejrzała się. Zaszła całkiem daleko. Weszła do sklepu, żeby się ogrzać. Teraz żałowała tej cienkiej sukienki. Mróz wżerał się w kości, mimo ciepłej kurtki. *„Rozchoruję się. I dobrze. Niech im będzie wstyd…”* Ania pocierała nos. Tusz do rzęs pewnie się rozmazał od łez i szronu.
W sklepie było pusto. Znudzona kasjerka przyglądała się jej z ciekawością. Ania zdjęła szal z szyi i zarzuciła go na głowę, końce owinęła wokół szyi. Znów wyszła na mróz.
Nagle usłyszała za sobą chrzęst śniegu i ciężki oddech. Odwróciła głowę i zobaczyła młodego mężczyznę w czerni, z kapturem nasuniętym na tw- Uciekasz przed kimś? – zapytał nieznajomy, a Ania, choć początkowo chciała go zignorować, w końcu zrozumiała, iż to nie przypadek spotkanie tego wieczoru – może właśnie tak miało być, bo rok później przy ślubnym ołtarzu stojąc obok Krzysztofa, wiedziała już, iż czasem zdrada to tylko bolesna przeprawa do prawdziwego szczęścia.