Nie żal mi talerza zupy dla teściowej, ale jej wizyty mnie wyczerpują.

twojacena.pl 1 miesiąc temu

W małym miasteczku pod Łodzią, gdzie stare domy toną w zieleni jabłoni, moje życie w wieku 32 lat zamieniło się w niekończący się rytuał służenia teściowej. Nazywam się Marcelina, jestem żoną Krzysztofa, a mieszkamy w mieszkaniu tuż nad mieszkaniem jego matki, Haliny Stanisławy. Talerz zupy dla niej mnie nie boli, i niech ogląda telewizor u nas całymi godzinami, ale jej nawyk przychodzenia każdego dnia i pozostawania do północy niszczy mój spokój. Jestem na krawędzi i nie wiem, jak to powstrzymać, nie raniając męża.

Rodzina, w której się znalazłam

Krzysztof to moja miłość od czasów studiów. Jest dobry, troskliwy, pracuje jako elektryk i zawsze czułam się przy nim bezpiecznie. Pobraliśmy się cztery lata temu i byłam gotowa na życie z jego rodziną. Halina Stanisława, jego matka, wydawała się miłą wdową, która uwielbia syna i chce być bliżej nas. Gdy wprowadziliśmy się do mieszkania nad jej własnym, myślałam, iż to wygodne: jest blisko, pomoże, gdy zajdzie potrzeba. Ale zamiast pomocy dostałam codzienne wtargnięcie, od którego nie mogę się uwolnić.

Nasza córka, Zosia, która ma dwa lata, to centrum naszego życia. Pracuję na pół etatu jako księgowa, by spędzać z nią więcej czasu. Krzysztof często zostaje w pracy późno i radzę sobie sama. Ale Halina Stanisława uczyniła z naszego domu swoje drugie mieszkanie. Każdego dnia, bez uprzedzenia, wchodzi na górę, a jej wizyty to nie tylko filiżanka herbaty, ale pełna okupacja.

Teściowa, która nie odchodzi

Zaczyna się rano. Gotuję obiad, a tu dzwonek do drzwi — Halina Stanisława. „Marcysia, tylko wpadłam, jak leci?” — mówi, ale po chwili już siedzi przy stole, czekając na talerz rosołu. Nie jestem skąpa, rosołu mi nie żal, niech je na zdrowie. Ale po obiedzie nie wychodzi. Włącza nasz telewizor, godzinami ogląda swoje seriale, komentując na głos. Zosia plącze się pod nogami, ja próbuję sprzątać albo pracować, a teściowa jakby nie widziała, iż jestem zajęta.

Około północy, gdy ledwo trzymam się na nogach, w końcu schodzi do swojego mieszkania na dole. Ale choćby to nie koniec — może wrócić, „zapominając” coś, albo zadzwonić do Krzysztofa, by poskarżyć się na zdrowie. Jej obecność to jak dźwięk, którego nie da się wyłączyć. Krytykuje, jak gotuję, jak ubieram Zosię, jak prowadzę dom. „Marcysia, za moich czasów dzieci spały dłużej” — mówi, a ja milczę, choć w środku wszystko we mnie wrze.

Milczenie męża

Próbowałam rozmawiać z Krzysztofem. Po kolejnym dniu, gdy teściowa przesiedziała u nas do pierwszej w nocy, powiedziałam: „Krzysiu, jestem zmęczona, potrzebuję przestrzeni”. Westchnął: „Mamo, ona jest sama, nudzi się. Wytrzymaj”. Wytrzymaj? Wytrzymuję każdego dnia, ale moje siły są na wyczerpaniu. Krzysztof kocha swoją matkę i rozumiem, iż jest dla niego ważna, ale dlaczego ja mam poświęcać swój spokój? Jego milczenie sprawia, iż czuję się samotna we własnej rodzinie.

Zosia, moja malutka, już przywykła, iż babcia jest zawsze blisko, ale widzę, jak jej rytm dnia się rozregulowuje przez te wizyty. Chciałabym, by mój dom był moją przestrzenią, bym mogła odpocząć, pobawić się z córką, być z mężem bez obcych oczu. Ale Halina Stanisława chyba uważa, iż ma prawo być u nas — jakby to był obowiązek. Jej mieszkanie jest dwa piętra niżej, a ona woli naszą kanapę, nasz telewizor, nasze życie.

Ostatnia kropla

Wczoraj było gorzej niż zwykle. Gotowałam kolację, Zosia marudziła, a teściowa włączyła telewizor na pełną głośność. Poprosiłam, by ściszyła, ale machnęła ręką: „Marcysia, nie marudź, przecież nie przeszkadzam”. Nie przeszkadza? Mało nie rozpłakałam się z bezsilności. Gdy Krzysztof wrócił, poskarżyła mu się, iż jestem „niegościnna”. On milczał, a ja zrozumiałam: jeżeli nie postawię granic, to nigdy się nie skończy.

Chcę porozmawiać z Krzysztofem poważnie. Powiedzieć, iż jego matka może przychodzić, ale nie codziennie i nie do północy. Może zaproponować jej wizyty dwa razy w tygodniu, o ustalonych godzinach. Ale boję się, iż się obrazi, a Krzysztof stanie po jej stronie. A jeżeli nazwie mnie egoistką? A jeżeli to zniszczy nasze małżeństwo? Ale nie mogę dłużej żyć w tym rytmie, gdzie mój dom nie jest mój, a ja jestem tylko dodatkiem do teściowej.

Moje wołanie o spokój

Ta historia to moje wołanie o prawo do własnego domu. Talerz rosołu mnie nie boli, telewizor też nie, ale chcę, by moja rodzina była tylko moja. Halina Stanisława może nie chce dla mnie źle, ale jej wizyty mnie dławią. Krzysztof może mnie kocha, ale jego milczenie jest jak zdrada. W wieku 32 lat chcę żyć w świecie, gdzie moje dziecko śpi o stałych porach, gdzie mogę odetchnąć, gdzie mój dom to moja twierdza.

Nie wiem, jak przekonać Krzysztofa, jak nie urazić teściowej. Ale wiem jedno: nie mogę bardziej być zakładniczką jej nawyków. choćby jeżeli ta rozmowa będzie trudna, jestem gotowa. Jestem Marcelina i odzyskam swój dom — choćby jeżeli mam postawić ultimatum.

Idź do oryginalnego materiału