Nie wiedziałam o jej istnieniu do dziś. Nie do domu dziecka ją oddawać. To moja córka — powiedział mąż.
Kinga przygotowywała obiad i nuciła pod nosem. W końcu uraduje Wojtka. Żyli razem dziesięć lat. Najpierw nie śpieszyli się z dzieckiem, dobrze im było we dwoje. Kinga chciała popracować, zdobyć doświadczenie.
Marzyła o posadzie w prestiżowej firmie i obiecała, iż w najbliższym czasie nie planuje dzieci. Praca była dobra, z perspektywami. Kinga świetnie się sprawdziła, miała awans. Zarobki były przyzwoite, a urlop macierzyński dobrze płatny — teraz można było pomyśleć o dziecku. Ale nie tak szybko. Badania wykazały, iż wszystko u niej w porządku, u Wojtka też.
— Proszę uzbroić się w cierpliwość — powiedziała lekarka. — Tak bywa. Dużo pani osiągnęła zawodowo, poświęciła pani wiele sił i nerwów. Niech pani się zrelaksuje, nie skupia się tylko na dziecku. Po prostu żyjcie, odpoczywajcie więcej, wszystko będzie dobrze — uśmiechnęła się i przepisała Kingi witaminy.
W końcu zaszła w ciążę. Najpierw nie uwierzyła, myślała, iż to pomyłka. Kupiła jeszcze dwa testy, ale dwie kreski pojawiły się na obu. Wytrzymała jeszcze tydzień, nie mogła dłużej czekać, poszła do szpitala i zrobiła badania. Będą mieli z Wojtkiem dziecko! Teraz go uraduje, urządzą święto.
Kinga smażyła mięso i wsłuchiwała się w siebie. Wiedziała, iż jeszcze za wcześnie, by cokolwiek czuć, ale wydawało jej się, iż wyczuwa, jak w niej rośnie nowe życie. Kilkakrotnie podchodziła do lustra i wpatrywała się w swój płaski jeszcze brzuch.
Gaz pod patelnią dawno już wyłączyła, woda w czajniku ostygła, a Wojtka wciąż nie było. Telefon milczał. Wreszcie zaskoczył zamek w drzwiach. Po odgłosie kroków Kinga zrozumiała, iż mąż nie wrócił sam. Zmartwiła się — będzie musiała odłożyć niespodziankę. Wiadomość o ciąży była intymna, dotyczyła tylko ich dwojga.
Westchnęła i wyszła do przedpokoju. Jakież było jej zdziwienie, gdy ujrzała dziewczynkę około dziesięcioletnią, o upartym i nieufnym spojrzeniu. Kinga spojrzała na męża stojącego za nią.
— Przepraszam, iż się spóźniłem, zajechałem po Maję — Wojtek opuścił wzrok na kark dziewczynki.
— Kto to? Dlaczego ją przyprowadziłeś? Dlaczego nie zadzwoniłeś? — pytania wyrywały się z niej mimo woli.
— Chodźmy do pokoju. Wszystko wyjaśnię — powiedział Wojtek i delikatnie popchnął dziewczynkę w stronę salonu.
Kinga została na moment, patrząc na ich plecy. Gdy weszła, siedzieli już obok siebie na kanapie. Usiadła na krześle, by widzieć ich twarze. Dziewczynka spojrzała na nią obojętnie i odwróciła się do okna.
— To Maja, moja córka — powiedział Wojtek. Wyglądał na zawstydzonego, winnego i jednocześnie zdeterminowanego.
— Twoja córka? Nic nie rozumiem.
— Sam dowiedziałem się o niej dopiero dziś. Zadzwoniła jej babcia i poprosiła, żebym zabrał Maję. Trafia do szpitala — wyjaśnił mąż.
— A skąd pewność, iż to twoje dziecko? — spytała Kinga sceptycznie.
Wojtek zawahał się na chwilę.
— Wszystko się zgadza. Możemy zrobić test DNA, ale jestem pewien, iż Maja jest moją córką. W każdym razie, dopóki jej babcia jest w szpitalu, zostanie z nami. Dziewczynka nie ma innych krewnych, jej mama zginęła w wypadku pół roku temu. Kinga, zjedzmy coś, potem opowiem więcej. — Spojrzał na Maję, która siedziała obok, jakby nie zważając na rozmowę.
Kinga wstała i wyszła do kuchni. Wszystko w niej sprzeciwiało się słowom męża. Ale nie wyrzuci przecież dziecka na ulicę. „To tylko na kilka dni. To sen, to nie może być prawda”. Wojtek i dziewczynka weszli do kuchni i zasiedli przy stole. Kinga rozłożyła mięso z ziemniakami na talerze. Sama nie tknęła jedzenia. Maja jadła ziemniaki, odsuwając mięso.
— Nie lubisz mięsa? — zapytał ją Wojtek. Dziewczynka skinęła głową. — A co lubisz?
— Makaron z parówkami — odpowiedziała cicho, nie podnosząc wzroku.
— No przepraszam. Twój tata nie uprzedził, iż cię przywiezie — warknęła Kinga, wyładowując złość na obojgu. Ledwo przyszła, a już pokazuje charakter.
— A herbatę będziesz piła? Czy tylko kompot i soki? Przepraszam, nie mam ani jednego, ani drugiego. Mogę tylko herbatę — dodała sarkastycznie, nalewając wrzątek do kubków.
— Kinga, przestań — rzucił ostro Wojtek.
Kinga postawiła czajnik na kuchence i wyszła. Słyszała, jak rozmawiali, jak Wojtek po raz pierwszy od lat sam zmywał naczynia. Gdy wszedł do pokoju, Kinga siedziała na kanapie, splótłszy ręce na piersi, i wpatrywała się w nocne okno. Usiadł obok, próbował ją objąć, ale odsunęła jego dłoń.
— MaW końcu, gdy mały Janek zrobił pierwszy samodzielny krok, a Maja z euforią wykrzyknęła „Mamo, patrz!”, Kinga zrozumiała, iż ich rodzina, choć zbudowana z trudnych początków, jest teraz prawdziwie kompletna.