NIE UMIAŁAM ZAKOCHAĆ SIĘ

twojacena.pl 2 tygodni temu

– Dziewczyny, przyznajcie się, która z was jest Liliana? – dziewczyna spojrzała na nas z koleżanką badawczo, z lekkim przebłyskiem figlarności w oczach.

– Ja jestem Liliana. A co? – odparłam, zdezorientowana.

– Masz list, Liliano. Od Włodka – nieznajoma wyciągnęła z kieszeni fartucha pomiętą kopertę i podała mi ją.

– Od Włodka? A gdzie on jest? – zdziwiłam się.

– Przenieśli go do zakładu dla dorosłych. Czekał na ciebie, Liliano, jak na mannę z nieba. Wypatrzył oczy. A ten list dał mi do przeczytania, żebym sprawdziła błędy. Nie chciał się skompromitować przed tobą. Cóż, muszę już iść. Zaraz obiad. Pracuję tu jako wychowawczyni – rzuciła jeszcze pełne wyrzutu spojrzenie, westchnęła i odbiegła.

…Kiedyś, spacerując z przyjaciółką, przypadkowo zawędrowałyśmy na teren obcego ośrodka. Miałyśmy po szesnaście lat, wakacje rozpierały nas energią, a my marzyłyśmy o przygodach.

Ja i Kasia usiadłyśmy na wygodnej ławce. Gadamy, śmiejemy się. Nie zauważyłyśmy, gdy podeszli do nas dwaj chłopcy.

– Cześć, dziewczyny! Nudzicie się? Poznamy się? – pierwszy wyciągnął do mnie rękę. – Włodek.

– Liliana – odparłam. – A to moja przyjaciółka Kasia. A jak nazywa się twój milczący towarzysz?

– Leszek – cicho rzekł drugi.

Chłopcy wydali się nam niemodni i zbyt poważni. Włodek odezwał się stanowczo:

– Dziewczyny, po co nosicie takie krótkie spódnice? A Kasia ma aż tak głęboki dekolt.

– Hm… Chłopaki, nie zaglądajcie tam, gdzie nie trzeba. Bo czasem oczy potrafią „uciekać” na boki – zaśmiałyśmy się z Kasią.

– Trudno nie spojrzeć. Jesteśmy mężczyznami. A może jeszcze palicie? – dopytywał się pruderyjny Włodek.

– Oczywiście, palimy. Ale tylko dla towarzystwa – żartowałyśmy.

Dopiero wtedy z Kasią zauważyłyśmy, iż z nogami chłopców coś jest nie tak.

Włodek ledwo się poruszał, Leszek wyraźnie kulał na jedną nogę.

– Jesteście tu na leczeniu? – zapytałam.

– Tak. Ja miałem wypadek motocyklowy. Leszek źle skoczył ze skały do wody – wyrecytował Włodek. – Niedługo nas wypiszą.

Z Kasią oczywiście uwierzyłyśmy w ich „legendę”. Wtedy nie miałyśmy pojęcia, iż Włodek i Leszek są niepełnosprawni od dzieciństwa. Byli skazani na życie w zakładzie. My, dla nich, byłyśmy oddechem wolności.

Żyli, uczyli się w miejscu zamkniętym przed światem. Każdy z nich miał swoją wymyśloną historię – o rzekomym wypadku, upadku, bójce…

Okazali się jednak interesujący, oczytani, dojrzali jak na swój wiek.

Zaczęłyśmy odwiedzać ich co tydzień.

Po pierwsze, było nam ich żal, chciałyśmy ich rozweselić; po drugie, mieliśmy od nich wiele się nauczyć.

Te krótkie spotkania weszły nam w nawyk.

Włodek zaczął przynosić mi kwiaty z pobliskiego klombu, Leszek każdego dnia tworzył origami i nieśmiało wręczał je Kasi.

Potem siadaliśmy we czworo: Włodek przy mnie, Leszek odwracał się do nas plecami, skupiając całą uwagę na Kasi. Kasia się rumieniła, ale wyraźnie lubiła towarzystwo nieśmiałego Leszka. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym.

Minęło ciepłe, pachnące latem.

Nadeszła deszczowa jesień. Wakacje się skończyły. Przed nami, z Kasią, matura. Słowem, zupełnie zapomniałyśmy o Włodku i Leszku.

…Odeszły w zapomnienie egzaminy, ostatni dzwonek, studniówka. Przed nami kolejne lato, czas nadziei.

Znów znalazłyśmy się na terenie zakładu. Postanowiłyśmy odwiedzić naszych znajomych. Usiadłyśmy na znanej ławce, czekając, aż podejdą Włodek i Leszek – on z kwiatami, on z origami. Niestety, daremnie czekałyśmy dwie godziny.

Nagle z drzwi zakładu wybiegła dziewczyna i podeszła prosto do nas. To ona wręczyła mi list od Włodka. Natychmiast go otworzyłam:

*„Ukochana Liliano! Jesteś moim pachnącym kwiatem! Moją niedosiężną gwiazdą! Pewnie nie zauważyłaś, iż zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Nasze spotkania były dla mnie oddechem, życiem. Pół roku daremnie patrzę w okno, czekając na ciebie. Zapomniałaś o mnie. Jaka szkoda! Nasze drogi się rozeszły. Ale dziękuję ci, iż poznałem prawdziwą miłość. Pamiętam twój aksamitny głos, kuszący uśmiech, delikatne dłonie. Jak źle mi bez ciebie, Lilianko! Chciałbym choć raz jeszcze cię zobaczyć! Pragnę oddychać, ale nie mam czym…*

*Mnie i Leszkowi skończyło się osiemnaście lat. Wiosną przenoszą nas do innego zakładu. Pewnie się już nie zobaczymy. Moja dusza jest w strzępach! Mam nadzieję, iż cię „przechoruję” i wyzdrowieję.*

*Żegnaj, najmilsza!”*

Podpis brzmiał: *„Na zawsze twój Władysław”*.

W kopercie leżała zasuszona róża.

Zrobiło mi się strasznie wstyd. Serce ścisnęło się, bo nic nie dało się już zmienić. Przez myśl przemknęła fraza – *„jest się odpowiedzialnym za tych, których się oswoiło.”*

Nie miałam pojęcia, jakie uczucia płonęły w sercu Włodka. Ale nie potrafiłabym odwzajemnić jego miłości. Nie czułam do niego nic głębszego. Tylko przyjaźń, ciekawość, podziw dla mądrego rozmówcy. Owszem, trochę z nim flirtowałam, drażniłam go. Podsycałam ogień jego uczuć. Nie spodziewałam się, iż mój niewinny żart stanie się dla niego pożarem.

…Minęło wiele, wiele lat. List Włodka pożółkł, kwiat zamienił się w proch. Ale pamiętam nasze spotkania, beztroskie rozmowy, śmiech po jego żartach.

…Historia miała jednak ciąg dalszy. Kasia zrozumiała trudny los Leszka. Jego rodzice odrzucili go z powodu „inności” – miał jedną nogę znacznie krótszą. Kasia skończyła pedagogikę, pracuje w zakładzie dla niepełnosprawnych. Leszek jest jej ukochanym mężem. Mają dwóch dorosłych synów.

Włodek, jak opowiadał Leszek, żył w samotności. GNigdy nie dowiedziałyśmy się, co się z nim stało, ale ta historia nauczyła nas, iż choćby krótkie spotkania mogą zostawić w sercu ślad na całe życie.

Idź do oryginalnego materiału