Nie ufam już teściowej: błąd, którego nie mogę wybaczyć.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Już więcej nie ufam teściowej: jeden błąd, którego nie mogę wybaczyć

Moja przyjaciółka Grażyna wychowuje syna sama. Jej były mąż odszedł jeszcze przed narodzinami chłopca, więc od tamtej pory wszystko ciągnie na własną rękę – od przedszkola po zwolnienia lekarskie i nieprzespane noce. Jej syn, Tomek, ma teraz sześć lat i cierpi na poważną alergię pokarmową. Recepty, badania, ciągłe wizyty u alergologa – to już codzienność w ich życiu.

Grażyna pilnuje diety Tomka jak oka w głowie. Chłopiec ma uczulenie na nabiał, czekoladę, orzechy i niektóre owoce. choćby małe odstępstwo od jadłospisu kończy się wysypką, swędzeniem, a czasem obrzękiem i ogromnym osłabieniem. Ale, jak to często bywa, w rodzinie pojawia się „trudna” postać – teściowa, która uważa, iż wie lepiej niż lekarze i twierdzi, iż „za jej czasów dzieci jadły wszystko i były zdrowe jak ryby”.

Pewnego dnia Grażyna musiała pilnie pójść do dentysty. Czekało ją usunięcie zęba – z znieczuleniem i rekonwalescencją, więc na pewno nie na godzinę, a na pół dnia. Dzieci do gabinetu oczywiście nie biorą, więc Grażyna, nie mając wyboru, zostawiła Tomka u teściowej. Ta, jak zwykle, zapewniła: „Nie martw się, wiem, co mu wolno, a czego nie”.

Grażyna specjalnie przygotowała listę dozwolonych produktów i zostawiła torbę z bezpiecznym jedzeniem. Wychodząc, po raz setny przypomniała: „Proszę, żadnej czekolady, sklepowych ciastek ani soków”. Teściowa kiwała głową, uśmiechała się i udawała, iż wszystko zrozumiała.

Po kilku godzinach Grażyna wróciła i od razu poczuła, iż coś jest nie tak. Twarz Tomka była w czerwonych plamach, policzki gorące, a chłopiec był apatyczny i drapał się po rękach. Na pytanie, co jadł, Tomek szczerze odpowiedział: „Babcia dała mi kremówkę, cukierki i herbatę z konfiturą. Powiedziała, iż panikujesz, a od odrobiny słodyczy jeszcze nikt nie umarł”.

Grażyna, wściekła, rzuciła się do teściowej z pytaniem, jak mogła zignorować zalecenia lekarzy. Odpowiedź wprawiła ją w osłupienie:

– No co ty znowu! Jaka alergia? Głupoty opowiadasz. Za moich czasów takich rzeczy nie było i dzieci były zdrowe. Teraz to tylko wymyślacie choroby i faszerujecie maluchy lekami. Chłopcu potrzebne jest normalne jedzenie, a nie twoje dziwne diety!

– Wie pani, iż mogła pani wywołać u niego wstrząs anafilaktyczny? – Grażyna ledwo powstrzymywała łzy. – A jeżeli zacznie się dusić? Gdybym nie zdążyła?

– Nic by się nie stało! Młode to teraz takie nerwowe. Wyrośnie zdrowo, jeżeli mu nie będziesz przeszkadzać. To ty go rozpieściłaś, a teraz wszystkim wmawiasz, iż jest chory.

Po tej rozmowie Grażynie jakby łuski spadły z oczu. Zrozumiała, iż nie może już powierzyć dziecka tej kobiecie. Od tamtej pory ograniczyła kontakty z teściową do minimum, choć ta wciąż uważa się za „mądrzejszą”.

Nie oceniam Grażyny. Wręcz przeciwnie – popieram jej decyzję. Postąpiła rozsądnie, kierując się dobrem dziecka, a nie urazą. To przecież nie kwestia wychowania czy sprzeczki o zabawki. To zdrowie, a choćby życie Tomka.

Zastanawiające, jak niektórzy uparcie trzymają się przeszłości. Tkwią w starych przekonaniach, powtarzając „nas tak wychowano, i żyjemy”, zapominając, iż medycyna poszła do przodu, a alergie to nie fantazje, tylko realne zagrożenie.

Mnie osobiście poruszyła nieodpowiedzialność tej kobiety. Jak można być tak głuchym na obawy matki? Jak można świadomie ryzykować zdrowiem wnuka, tylko po to, by udowodnić swoją rację?

A co wy myślicie? Czy w takiej sytuacji można wybaczyć? Dać drugą szansę, czy Grażyna słusznie postawiła kropkę? Powierzylibyście swoje dziecko komuś, kto lekceważy diagnozy lekarzy?

Idź do oryginalnego materiału