Nie trzeba,” niespodziewanie powiedziała Weronika. „Wiesz co, weź ten dom po prostu tak. A ja wezmę domek letniskowy. choćby jeżeli jest tańszy.

twojacena.pl 8 godzin temu

Nie trzeba nagle powiedziała Weronika. Wiesz co, weź dom po prostu tak. A ja wezmę działkę. choćby jeżeli jest tańsza.

Pani Martyno, czy na pewno uważnie pani czytała? Może między wierszami coś jest napisane? głos Weroniki drżał z emocji.

Czytałam, czytałam! Proszę, niech państwo sami spojrzą! notariuszka podsunęła dokument przez stół. Tylko standardowa formuła: Niniejszym odwołuję wszystkie wcześniejsze testamenty. I tyle. Nic więcej.

Anna siedziała jak rażona piorunem, kręciła w dłoniach okulary, raz wkładając, raz zdejmując je. Weronika nerwowo szarpała pasek torebki, a najmłodszy z rodzeństwa, Krzysztof, milczał, wpatrzony w jeden punkt.

Jak to możliwe? w końcu wykrztusiła Anna. Mama mówiła, iż wszystko załatwiła, iż dom i działkę podzieli między nas. Pamiętasz, Weronika? Tłumaczyła nam to zeszłego lata.

Pamiętam, jak najbardziej! załamała ręce Weronika. Mówiła, iż tobie, Aniu, dom, bo masz dzieci, a mnie działka, bo tam spędzam lato. A Krzysiowi zostawi pieniądze na koncie, bo mieszka w Gdańsku, nieruchomości tu mu niepotrzebne.

Krzysztof podniósł głowę, spojrzał na siostry.

Myślałem, iż mama tylko tak gadała. Zawsze lubiła planować, gdybać. Nie sądziłem, iż napisała testament na serio.

Pani Martyna delikatnie odkaszlnęła.

Rozumiem, iż Krystyna rzeczywiście sporządziła testament. Ale to było dawno, z dziesięć lat temu. Potem najwyraźniej zmieniła zdanie i napisała nowy, który unieważnia poprzednie. Tylko iż nie zdążyła w nim rozporządzić majątkiem. Niestety, takie rzeczy się zdarzają.

Anna wstała, przeszła się po gabinecie. Miała czterdzieści trzy lata, pracowała jako nauczycielka w miejscowej szkole, sama wychowywała dwójkę dzieci po rozwodzie. Stary dom matki był dla niej ostatnią nadzieją na własne mieszkanie.

Więc teraz dzielimy wszystko po równo? Na troje? zapytała, ledwie powstrzymując łzy.

Właśnie tak. Dom, działka, oszczędności wszystko w równych częściach.

Weronika prychnęła.

I bardzo dobrze! A ty, Anka, już się krzywiłaś, myśląc, iż wszystko dostaniesz. A ja co? Działka za moją emeryturę?

Weronika! oburzyła się Anna. Co ma piernik do wiatraka? Przecież wiesz, co mama chciała!

Wiem, wiem! Tyle iż chcieć to jedno, a formalności to drugie. A nasza mama, niech jej ziemia lekką będzie, zawsze wszystko zostawiała na ostatnią chwilę.

Krzysztof wstał, zapiął kurtkę.

Dość kłótni. Rozstrzygniemy to w domu. Pani Martyno, kiedy mamy wrócić?

Za tydzień. Przygotuję dokumenty do podziału. Tylko najpierw ustalcie między sobą, kto co bierze. jeżeli się nie dogadacie, sąd i tak to rozstrzygnie.

Na zewnątrz siąpił przykry październikowy deszcz. Anna narzuciła kaptur, Weronika rozłożyła parasol. Krzysztof zapalił papierosa, coś mrucząc pod nosem.

Może do kawiarni? Musimy porozmawiać zaproponowała Anna.

Nie chcę z tobą gadać odcięła się Weronika. Od razu widać, jak cię boli, iż nie zagarniesz wszystkiego. A mama urodziła nas troje, nie tylko ciebie.

Weronika, po co ta złość? Nie moja wina, iż testament taki dziwny.

Nie dziwny, tylko sprawiedliwy! Weronika zatrzasnęła parasol z taką siłą, iż rozprysnęły się krople.

Krzysztof zgasił papierosa o mokrą ławkę.

Dziewczyny, dość! Ludzie się gapią. Chodźmy do Ani, napijemy się herbaty i spokojnie omówimy.

Do domu Anny było z dziesięć minut drogi. Szli w milczeniu, każdy pogrążony w swoich myślach. Dom Krystyny stał na spokojnej uliczce, podniszczony, ale solidny. Okna zabite deskami, furtka zamknięta na kłódkę.

Kto ma klucze? zapytał Krzysztof.

Ja Anna wyciągnęła wiązkę z kieszeni. Wzięłam je po pogrzebie, myślałam, iż tu posprzątam.

Weszli na podwórko. Wszędzie chwasty, jabłonie nieprzycięte, szklarnia przekrzywiona. Anna otworzyła drzwi, uderzył zapach stęchlizny.

Boże, mamo szepnęła Weronika. Jak tu wszystko zaniedbane.

W salonie stały stare meble, pianino, przy którym wszyscy troje uczyli się grać, kredens z kryształowymi szklankami. Na ścianach zdjęcia: ślub rodziców, dzieci w szkolnych mundurkach, wnuki.

Anna zagotowała wodę, wyjęła z szafki ciastka. Usiedli przy okrągłym stole, przy którym kiedyś zbierała się cała rodzina.

Pamiętacie, jak mama goniła nas tu do lekcji? cicho powiedziała Weronika. A my uciekaliśmy na podwórko.

A ty, Krzysiu, jak dostałeś pałę z matmy w siódmej klasie uśmiechnęła się Anna. Mama groziła pasem, ale potem sama siadła i całą noc z tobą zadania rozwiązywała.

Krzysztof skinął głową.

Surowa była, ale sprawiedliwa. Nikogo nie faworyzowała.

Weronika mieszała cukier w szklance.

Sprawiedliwa? To dlaczego testament miał być po twojej myśli? Mnie działka, tobie pieniądze, a Ani dom. Dom to najcenniejsze!

Weronika, co ma sprawiedliwość do tego? westchnęła Anna. Mama myślała, komu co bardziej potrzebne. Ja z dziećmi, w wynajętym mieszkaniu, dom by się przydał. Ty masz swoje mieszkanie, ale działkę kochasz. A Krzysiek w Gdańsku, pieniądze mu się bardziej przydadzą.

Łatwo mówić, jak się dostaje najwięcej!

Krzysztof uderzył pięścią w stół.

Dość! Weronika, słyszysz siebie? Mama nie żyje od miesiąca, a my gryziemy się jak psy o spadek!

Zapadła cisza. Tylko zegar tykał, a za oknem szumiał deszcz.

Wiecie co? Anna podeszła do okna. A może mama specjalnie tak zrobiła?

Jak to? zmarszczyła brwi Weronika.

Pomyślcie. Mama była mądra, wszystko planowała. Czy naprawdę mogła zapomnieć napisać, komu co zostawia?

Krzysztof zamyślił się.

Do czego zmierzasz?

Może chciała,

Idź do oryginalnego materiału