„Usłyszałaś nie to, co powinnaś”: gdy miłość przechodzi przez zdradę i przebaczenie
Kamila przygotowała się do tego dnia jak do święta. Wybrała nową sukienkę, upiekła ulubione ciasto męża – to z wiśniami i kruszonką, od którego Jakub zawsze mruczał z rozkoszy. Kupiła bukiet – delikatne, kremowe róże – i wyjechała wcześniej. Dziś Wanda Stefanowa, teściowa, zaprosiła ich na obiad. Dzień Matki, wszystko miało być idealne.
Jakub, jak mówił, był na ważnym spotkaniu. Gdy więc Kamila podjechała pod znajomą blokową pięciopiętrowkę w Lublinie i zobaczyła pod bramą jego samochód, w piersi ścisnęło się jej serce.
— Dziwne… — szepnęła.
Postanowiła zrobić niespodziankę. Wyjęła klucz, cicho przekręciła go w zamku. Zdejmując buty, stąpała boso po korytarzu, z zapartym tchem. Z kuchni dobiegały głosy. Chciała krzyknąć – ale znieruchomiała. Mówili o niej. Teściowa i Jakub.
— Kubusiu, posłuchaj… — Wanda Stefanowa mówiła stanowczo. — Ten związek to pomyłka. Milczałam. Ale dłużej nie mogę. Ona nie jest dla ciebie. Ani pochodzenia, ani posagu. Ani wychowania, ani rozumu.
— Mamo…
— Co mamo?! Ta jej nienaturalna mina, która ciągle buja w obłokach. Ani stylu, ani smaku. Ani oleju w głowie. Pisze coś tam, jakby to była praca. Kim ona jest? Poetką? Wierszami dzieci wyżywi?
— Mamo, przestań… — głos Jakuba drżał.
— A ty spojrzyj na Joasię – córkę Krystyny. Wychowana, wykształcona, piękna, mieszkanie swoje, rodzice na poziomie. A ta twoja… Co ci dała, oprócz wiecznie głodnego spojrzenia?
W Kamili wszystko zastygło. Zatrzymała się przy ścianie. Słowa biły ją po sercu jak baty. „Nikt. Przechera. Bez przyszłości”.
— Ona jest dobra… — próbował Jakub — kocham ją…
— Miłość, miłość… Pomyśl o przyszłości. O dzieciach. Będziesz ją utrzymywał całe życie? Ona nic nie potrafi, choćby ubrać się jak człowiek.
Kamila nie wytrzymała. Obróciła się, wyszła bez słowa i, nie patrząc, ruszyła przed siebie. Zimny październikowy wiatr ciął po twarzy, łzy płynęły same. W głowie wirowały słowa: „nie pasujesz… bez stylu… do niczego…”.
Wieczór. Siedziała w kawiarni, wpatrzona w filiżankę z wystygłą kawą. Zadzwoniła do Jakuba:
— Nie przyjdę. Byłam u was. Wszystko słyszałam.
— C-c-co?! — zagubił się.
— Wszystko. Że nie jestem dla ciebie. Że jestem darmozjadem. Że nie zasługuję choćby na twoje nazwisko.
Cisza.
— Kamila… No, mama… ona się po prostu martwi…
— O ciebie czy o swoją dumę?
Rozłączyła się. Wróciła do domu późno. W milczeniu przeszła do sypialni. Jakub próbował tłumaczyć, bronić matki, ale Kamila nie chciała słuchać.
Następne dni były chłodne – jak ulica. Unikała męża, żyła jak we mgle. A potem… pewnego ranka, parząc ulubioną kawę, nagle poczuła mdłości. Zakręciło jej się w głowie. Spóźniająca się miesiączka, dziwne zmęczenie…
Kupiła test. Dwie kreski.
Ciąża.
Tę, o której marzyła. Ale teraz – to był cios.
— Jestem w ciąży — powiedziała wieczorem.
Jakub zbladł, potem się uśmiechnął:
— Naprawdę? To cud!
— Naprawdę. Tylko nie wiem… czy chcę to dziecko. Z twoją matką… z tym, co mówiła…
Podszedł, objął ją.
— Nie jesteś sama. Będziemy rodziną. Prawdziwą. Mama – nie wieczna. A dzieciak – to nasze. Jestem z tobą.
Następnego dnia pojechali do Wandy Stefanowej.
— Mamo… — zaczął Jakub, trzymając żonę za rękę. — Będziemy mieli dziecko.
Kobieta zastygła. Potem w jej oczach pojawił się błysk: łzy czy światło?
— W… naprawdę? Boże… Zostanę babcią?!
Podeszła do Kamili, przytuliła ją. Ciepło, szczerze.
— Wybacz mi, córeńko. Wyrządziłam ci krzywdę. Głupia, stara jestem. Ale to cud. Urodzisz nam aniołka.
W kuchni zagotował się czajnik. Zaczęło się krzątanie.
Kamila i Jakub wymienili spojrzenia. I po raz pierwszy od dawna – uśmiechnęli się. Być może teraz wszystko dopiero się zaczyna…