Nie tak jak w serialu, ale podobnie

polregion.pl 1 godzina temu

Nie jak w serialu, ale podobnie

Halina uwielbiała seriale i marzyła, by jej życie potoczyło się tak pięknie jak na ekranie. ale były to tylko marzenia rzeczywistość okazała się o wiele prostsza, codzienność płynęła wolno i nudno.

Wyszła za mąż za Wojtka niby z miłości, tak jej się przynajmniej wydawało. Wojtek jednak, od dziecka niestały i wiecznie błąkający się za spódnicami, pozostał taki sam. Żonę wprowadził do swojego małego domu. Po trzech latach małżeństwa oświadczył nagle:

Wyjeżdżam do miasta. Żyj sobie, jak chcesz. Duszno mi tu na wsi, serce rwie się do czegoś więcej.

Wojtek, co ci strzeliło do głowy? Przecież u nas wszystko dobrze… próbowała go zatrzymać, nie rozumiejąc, co się stało.

Tobie dobrze. Mnie nie.

Wziął paszport i skromny dobytek, mieszczący się w małą, wyświechtaną torbę. Wieś zaroiła się od plotek, baby szeptały pod płotami:

Wojtek porzucił Halinkę i uciekł do miasta, pewnie jakaś miłość go trzyma.

Halina znosiła to w milczeniu nie płakała, nie narzekała, spokojnie żyła dalej w Wojtkowym domu. Nie miała gdzie iść w rodzinnym domu mieszkał brat z liczną rodziną, dla niej nie było miejsca. Nie urodziła dziecka.

Widocznie Bóg uznał, iż z Wojtka żaden ojciec myślała, patrząc na wiejskie dzieci.

Każdego wieczora, skończywszy prace w obejściu, siadała przed telewizorem. Oglądała seriale, w których wrzały namiętności, zdrady. Przeżywała każdą scenę. Potem długo nie mogła zasnąć.

Rankiem karmiła świnię, gęsi i kury, potem prowadziła młodego byczka Kazika za ogród nie puszczała go do stada.

Halina! usłyszała głos sąsiadki. Twój Kazik się wyrwał, pędzi przez wieś!

O Boże, gdzie?! Wypadła z domu i zobaczyła, jak byczek walczy z płotem, młodymi rogami próbując podważyć sztachety.

Kaziu, Kaziu… łagodnie go przekonywała, podsuwając kawałek chleba, ale on tylko potrząsał łbem. A żebyś ty zginął! krzyknęła w gniewie. Byczek, jakby urażony, szarpnął się i rozpędził stado sąsiedzkich kaczek.

Nie wiadomo, jak długo biegałaby za nim, gdyby nie traktorzysta Janek. Złapał zwisający sznur, przyciągnął Kazika i przywiązał. Halina patrzyła na jego zwinne ręce i muskularne ramiona, rysujące się przez brudną koszulę. Nagle poczuła żar chciała, by te silne ręce objęły ją mocno.

Ale zaraz otrząsnęła się z myśli:

Co mi się uroiło? Jak kotka, co łaski chce…

Zawstydziła się tych nagłych uczuć.

Chyba mnie opętało. Nigdy nic do Janka nie czułam to przecież mój dawny kolega z klasy. Zawsze się śmiał, dokazywał. I wcale mi niepotrzebny. Mieszka przecież z tą swoją Zosią… Spuściła wzrok i odeszła.

Z Wojtkiem rozwiodła się szybko, gdy uciekł za miejskim życiem. Miała zalotników, choćby proponowali małżeństwo, ale żaden jej nie odpowiadał. Żyła więc sama, bez miłości.

Janek wycierał ręce trawą, gdy nagle powiedziała:

Chodź, umyjesz w domu. Poszedł za nią w milczeniu, a ona czuła na plecach jego gorące spojrzenie.

Zauważyła, iż patrzy na nią inaczej.

Czego on chce? Ale Janek umył ręce pod pompie, otarł o wiszący ręcznik, raz jeszcze spojrzał znacząco i odszedł.

Od tej chwili obojgu wydawało się, iż między nimi zawiązała się tajemnica. Gdy Janek przechodził, Halina rumieniła się. On z kolei wychodził rano i specjalnie szedł koło jej domu choć dawniej tak nie chodził.

Halina zaczęła wstawać wcześnie i wychodzić plewić grządki bo rano chłodniej, przekonywała siebie. Wiedziała jednak, iż chce spotkać Janka, który szedł do pracy. Ich spojrzenia spotykały się, w jego oczach widziała męskie zainteresowanie, może choćby uwielbienie.

Odpędzała te myśli bała się też Zosi.

Boże broń, niech tylko zobaczy, a będzie po mnie… myślała. Jeszcze cała wieś się dowie.

Lecz Janek wciąż przychodził, rzucając jej płomienne spojrzenia. Ona odpowiadała łagodnym uśmiechem. Myślała, iż to jak w serialu M jak miłość choć nie wiedziała, jak się skończy. Serial przecież ciągnie się bez końca.

Halina zamiatała podwórko, gdy nagle usłyszała znajomy głos:

Witaj, Halusiu. Tak wołał ją kiedyś Wojtek.

Odwróciła się gwałtownie. Stał przed nią ta sama bezczelna mina, przymrużone brązowe oczy, od których niegdyś serce biło szybciej, teraz obojętne.

No… wróciłem. Przyjmiesz mnie z powrotem?

A co się stało? Miasto ci nie przypadło do gustu?

Tym razem serce nie drgnęło. Więc nie było miłości? A może odeszła? Drzwi zamknęły się za nim na zawsze, gdy wyjechał szukać lepszego życia bez niej.

Wojtek wrócił do swojego domu. Halina nie miała gdzie iść musiała go wpuścić. Na noc zamykała drzwi do swojej izby, a przed nimi przesuwała ciężką szafę. Były mąż spał w drugiej części domu. Ona wchodziła i wychodziła przez okno.

Janek widział to wszystko, w sercu wrzało.

Skoro przez okno wychodzi, to znaczy, iż go nie chce… myślał.

Następnego ranka Halina, wyłażąc, poczuła pod stopami drewniane stopnie.

Kto to zrobił? zdziwiła się. Na pewno nie Wojtek, on tylko pije z kumplami.

Janek w nocy przystawił jej drabinkę. Nie był żonaty z Zosią żyli tak od lat. Była od niego starsza, miała córkę z pierwszego małżeństwa, którą Janek traktował jak własną.

Zosia kiedyś, podczas wiejskiej zabawy, skorzystała, gdy się upił, i została u niego. Potem przyprowadziła córkę.

Nadeszła zima. Wojtkowi skończyły się pieniądze, nikt w wiosce nie chciał go częstować więc znów wyjechał. Halina odetchnęła. A u Janka też się coś zmieniło Zosia zaniemogła. Zawsze silna, nagle zachorowała.

Matka zabraMatka zabrała wnuczkę, a Janek opiekował się Zosią, aż odwieźli ją do szpitala, skąd już nie wróciła, a gdy wiosną Halina znalazła w swoim domu Wojtka z nową kobietą, Janek bez słowa zabrał jej rzeczy do swojego domu, wziął ją za rękę i poprowadził przez próg nowego życia, gdzie wreszcie poczuła się bezpieczna i kochana.

Idź do oryginalnego materiału