Nie tak, jak w opowieści, ale wciąż blisko

newsempire24.com 1 tydzień temu

Nie jak w serialu, ale podobnie

Kasia uwielbiała seriale i marzyła, by jej życie było równie piękne jak na ekranie. To jednak pozostawało tylko marzeniem, a rzeczywistość płynęła spokojnie i nudno.

Wyszła za mąż za Tomka, może choćby z miłości – tak przynajmniej myślała. Ale Tomek, niestabilny i niewierny od dzieciństwa, nie zmienił się. Sprowadził żonę do swojego małego domku. Po trzech latach małżeństwa oświadczył nagle:

– Wyjeżdżam do miasta. Żyj sobie, jak chcesz. Duszno mi tu na wsi, moja dusza pragnie czegoś więcej.

– Tomku, o co ci chodzi? Przecież wszystko było dobrze… – próbowała go zatrzymać, nic nie rozumiejąc.

– Tobie było dobrze, mnie nie.

Rzucił te słowa, wziął paszport i garść swoich rzeczy zmieścionych w starą torbę, po czym wyszedł. Po wsi natychmiast rozniosły się plotki:

– Tomek zostawił Kasię i uciekł do miasta. Pewnie ma tam jakąś młodą.

Kasia znosiła to w milczeniu – nie płakała, nie narzekała. Pozostała w jego domu. Nie miała gdzie iść – u rodziców mieszkał brat z liczną rodziną, a dla niej miejsca tam nie było. Nie doczekała się też dziecka.

– Chyba Bóg uznał, iż z Tomka byłby kiepski ojciec – myślała, patrząc na dzieci bawiące się przed domem.

Każdego wieczora, po zakończeniu pracy, siadała przed telewizorem i oglądała serial pełny namiętności i zdrad. Przeżywała każdą scenę, a potem długo nie mogła zasnąć.

Nowy dzień zaczynał się od karmienia świni, gęsi, kur i młodego byczka, Brysia. Nie puszczała go do stada, przywiązywała za ogrodem.

– Kasiu! – dobiegł ją głos sąsiadki. – Twój Bryś się wyrwał, hasa po wsi!

Wybiegła za płot i zobaczyła, jak byczek rzuca się na płot, próbując rozpędem wyrwać słupki.

– Brysiu, do mnie! – próbowała go przywołać, podsuwając chleb, ale byk tylko potrząsał głową. – A niech cię! – krzyknęła w przypływie złości, a Bryś, jakby urażony, rzucił się w bok, płosząc stado kaczek.

Nie wiadomo, jak długo biegałaby za nim, gdyby nie traktorzysta Marek. Zręcznie złapał sznur, przyciągnął byka i przywiązał go mocno. Kasia patrzyła na jego silne dłonie i mięśnie widoczne przez brudną koszulę. Nagle poczuła pragnienie, by te ręce ją objęły.

Ale natychmiast otrząsnęła się z tych myśli:

– O czym ja myślę? Zupełnie jakby mi brakowało czułości.

Zawstydziła się tej chwili słabości.

– Absolutne zaślepienie. Nigdy tak o Marku nie myślałam – przecież to nasz dawny klasowy żartowniś, wiecznie się śmiejący blondyn. A poza tym, przecież żyje z tą swoją Zosią, sąsiadką.

Rozwiodła się z Tomkiem zaraz po jego ucieczce. Miała adoratorów, choćby propozycje zamążpójścia, ale żaden jej nie odpowiadał. Tak żyła sama – bez miłości.

Marek ocierał brudne dłonie o trawę, gdy nagle zaproponowała:

– Chodź, umyjesz ręce.

Poszedł za nią w milczeniu, a ona czuła na plecach jego palące spojrzenie.

Zauważyła, iż Marek patrzy na nią inaczej niż zwykle.

– Czego on chce? – pomyślała, ale Marek umył ręce pod pompą, wytarł je w ręcznik i tylko raz jeszcze rzucił jej znaczące spojrzenie, po czym odszedł.

Od tej chwili oboje czuli, iż między nimi pojawiła się jakaś niewidzialna nić, wspólna tajemnica. Gdy Marek przechodził obok, Kasia rumieniła się. On zaś zaczął specjalnie iść rano obok jej domu, choć wcześniej takiej drogi nie wybierał.

Kasia wstawała wcześnie, by plewić grządki – twierdziła, iż to przez poranną świeżość, choć w głębi duszy wiedziała, iż liczy na spotkanie z Markiem, który szedł właśnie do pracy. Zamieniali spojrzenia, a w jego oczach widać było szczere zainteresowanie, może choćby uczucie.

Odpędzała te myśli, bo bała się Zosi.

– Boże, jeżeli Zosia to zobaczy, będzie po mnie – myślała. – Na całą wieś mnie obgada.

Ale Marek wciąż przechodził, paląc ją wzrokiem, a ona odpowiadała półuśmiechem. Wyobrażała sobie, iż ich historia przypomina „M jak Miłość”, choć nie wiedziała, jak się skończy.

Pewnego dnia, gdy zamiatała podwórko, usłyszała nagle znajomy głos:

– Witaj, Kasiu.

Odwróciła się gwałtownie – przed nią stał były mąż. Ta sama bezczelna mina, zmrużone oczy, które niegdyś przyprawiały ją o drżenie serca, teraz nie wywołały choćby cienia emocji.

– Wróciłem… Weźmiesz mnie z powrotem?

– A co ci się stało? Miasto cię znudziło?

Tym razem serce choćby nie drgnęło. Okazało się, iż miłość dawno zgasła. Zamknęła przed nim drzwi na dobre.

Tomek wrócił do swojego domu. Kasia nie miała dokąd pójść, więc nie mogła go wyrzucić. Na noc zamykała drzwi do swojego pokoju i przesuwała ciężką szafę, by nie mógł wejść. Były mąż spał w drugiej części domu. Ona zaś musiała wychodzić przez okno.

Prawie nie przebywał w domu, pojawiał się tylko na noc.

Marek wciąż obserwował, ponury. Ale gdy zobaczył, jak Kasia wychodzi przez okno, coś w nim zawrzało.

– Więc nie przyjęła go z powrotem.

Następnego ranka, gdy wychodziła, jej stopy natrafiły na dwa nowe stopnie przy oknie.

– Kto to zrobił? – zdziwiła się. – Na pewno nie Tomek, on tylko hula z kolegami.

To Marek w nocy przystawił jej prowizoryczne schodki. Nie był żonaty z Zosią – żyli tak od lat, choć ona była od niego starsza. Nie mieli dzieci, tylko jej córkę z poprzedniego małżeństwa, którą Marek traktował jak własną.

Zosia… Pewnego razu, podczas wiejskiej imprezy, Marek się upił, a ona skorzystała z okazji i przyprowadziła go do siebie, zostając na stałe.

Minęła zima. Tomek stracił pieniądze, nikt już go nie częstował, więc znów wyjechał. Kasia odetchnęła. Ale i w życiu Marka coś się zmieniło – Zosia nagle zachorowała.

Jej matka zabrała wnuczkę, a Marek opiekował się chorą, aż przewiezionoAle zanim zmarła, zdążyła mu powiedzieć: “Kochaj Kasię, bo ona na to zasłużyła”.

Idź do oryginalnego materiału