Nie przyszli na mój jubileusz, chociaż podarowałam im mieszkanie, a to wciąż za mało.

polregion.pl 4 dni temu

*Dziennik osobisty*

Przygotowywałam się do swoich sześćdziesiątych urodzin z niezwykłą starannością. Przez tygodnie planowałam każdy szczegół: ułożyłam menu, kupiłam produkty, wcześniej przygotowałam ulubione potrawy rodziny – gołąbki, pieczeń, kilka rodzajów sałatek, przystawki i oczywiście domowy tort. Marzyłam, by wszystko było idealne, żeby dzieci, wnuki, bliscy zasiedli przy jednym stole i razem świętowali mój jubileusz.

Mieszkam w Warszawie z młodszą córką Dagmarą, która ma już trzydzieści lat, ale niestety jeszcze nie znalazła swojej drugiej połowy. Mój starszy syn Bartosz to dojrzały mężczyzna – ma czterdzieści lat, od dawna jest żonaty z Kingą, i razem wychowują cudowną córeczkę, moją wnuczkę Zosię.

Z wyprzedzeniem uprzedziłam wszystkich, iż przyjęcie odbędzie się w sobotę. Celowo wybrałam wolny dzień, aby nikomu nie przerywać planów. Wszyscy obiecali, iż przyjdą. Wyobrażałam sobie, jak siedząc przy pięknie nakrytym stole, będziemy się śmiać i wspominać dawne historie.

Ale w ten wyjątkowy dzień nikt nie przyszedł.

Dzwoniłam do Bartosza raz za razem – bez odpowiedzi. Telefon milczał. Z każdą minutą serce ściskało się coraz mocniej. Zamiast euforii i życzeń spędziłam ten wieczór w łzach. Nie mogłam znieść widoku suto zastawionego stołu ani tortu, który tak starannie dekorowałam. Wszystko wydawało się bez sensu.

Tylko Dagmara była przy mnie cały czas, próbując mnie pocieszyć. Dzięki niej jakoś przetrwałam tę noc.

Następnego ranka nie wytrzymałam. Spakowałam resztki jedzenia i pojechałam sama do syna. W głowie kotłowała się tylko jedna myśl: może stało się coś poważnego?

Gdy zadzwoniłam do drzwi, otworzyła mi Kinga. Była w dresie, zaspana, a na jej twarzy nie było śladu euforii na mój widok.

— Po co pani przyjechała? — zapytała bez cienia uprzejmości.

Weszłam do mieszkania. Bartosz jeszcze spał. Po chwili pojawił się w kuchni, ponury, w milczeniu nastawił czajnik.

Nie owijałam w bawełnę:

— Dlaczego wczoraj nie przyszliście? Dlaczego choćby nie odebraliście telefonu?

Syn milczał. Zamiast niego odezwała się Kinga. I jej słowa były dla mnie drugim ciosem.

Oświadczyła, iż od lat chowa urazę: podobno podarowałam im małe mieszkanie jednopokojowe, zostawiając sobie przestronne trzypokojowe. Że, oczywiście, brakuje im miejsca, iż przez to nie mogą mieć drugiego dziecka.

Stałam i słuchałam, nie wierząc własnym uszom.

Przed oczami przewijały się wspomnienia. Po odejściu męża zostałam sama z dwójką dzieci. Rodzice pomogli kupić trzypokojowe. Dźwigałam wszystko sama – ich naukę, zajęcia dodatkowe, choroby, bunt młodzieńczy. Gdy Bartosz przyprowadził do domu Kingę, nie wyrzuciłam ich, tylko zrobiłam wszystko, by było im wygodnie: oddałam im jeden pokój, Dagmarze drugi, sama zamieszkałam w przechodnim.

Gdy siedem lat później urodziła się Zosia, praktycznie to ja zajmowałam się wnuczką – karmiłam, spacerowałam, wstawałam w nocy.

Potem zmarła teściowa, z którą prawie się nie widywałyśmy. I niespodziewanie zostawiła mi w spadku zniszczoną „kawalerkę”. Zrobiłam remont za własne oszczędności – i podarowałam ją synowi oraz jego żonie, żeby mieli własne lokum.

Myślałam, iż postąpiłam słusznie. Że dając im mieszkanie, podarowałam im wolność.

A okazało się, iż zrobiłam za mało.

Wyszłam bez pożegnania. Jechałam do domu z gulą w gardle. W uszach dźwięczały słowa Kingi. W sercu pulsował ból.

Jak to możliwe? Dlaczego dobroć jest traktowana jako obowiązek? Dlaczego najbliżsi potrafią zdradzić i zlekceważyć wszystko, co dla nich zrobiłam?

Teraz wiele zrozumiałam.

Nie można całe życie tylko dawać, poświęcać się w nadziei na wdzięczność. Bo jej może nie być.

Ludzie gwałtownie przyzwyczajają się do dobra i zaczynają żądać więcej. A gdy nie dostaną tego, co chcą – oskarżają.

Wieczorem usiadłam przy stole, na którym wczoraj czekał tort. Nalewając sobie herbaty, spojrzałam przez okno na cichą, jesienną Warszawę.

I nagle poczułam dziwną ulgę.

Już nikomu nic nie jestem winna.

Nie muszę się tłumaczyć.

Udowadniać miłości.

Oddawać ostatnich sił w zamian za milczenie i urazę.

Teraz czas pomyśleć o sobie.

I tak zrobię.

Idź do oryginalnego materiału