Babcia Weronika spędziła większość życia w spokojnej dzielnicy na przedmieściach Łodzi. Po śmierci męża została sama w dwupokojowym mieszkaniu, które odziedziczyła po swojej matce. Rodzice jej wnuków byli stale zajęci—wyjeżdżali w delegacje lub pracowali do późna—dlatego młodszą wnuczkę, Zosię, często zostawiali pod opieką babci.
Starszy wnuk, Kacper, od zawsze był oczkiem w głowie rodziny. Kupowano mu najlepsze zabawki, zapisywano na zajęcia dodatkowe, a później opłacono studia na prestiżowej uczelni. Zosia pozostawała w cieniu—nie marudziła, nie domagała się uwagi, gwałtownie stała się samodzielna. Uczyła się, pracowała, wynajmowała pokój i nigdy o nic nie prosiła. Jedyną naprawdę ciepłą osobą w jej życiu pozostawała babcia Weronika.
Zosia odwiedzała ją niemal co tydzień—po pracy, w weekendy, niezależnie od pogody. Raz przynosiła zakupy, innym razem leki, a czasem po prostu wpadała na herbatę i pogawędkę. Pewnego wieczoru, gdy jak zwykle przyszła, babcia przywitała ją w milczeniu, z kamienną twarzą.
— Po co tak często do mnie przychodzisz, Zosiu? — zapytała, wpatrując się w telewizor. — Może chcesz tylko moje mieszkanie?
Zosia, która właśnie myła podłogę w przedpokoju, zastygła.
— Babciu, co ty mówisz? Jakie mieszkanie? Obiecałam ci rosół—a może wolisz pulpeciki na parze?
Babcia prychnęła, ale nie odpowiedziała. Zosia uśmiechnęła się, jak zwykle ukrywając urazę, i poszła do kuchni. Zagotowała wodę na herbatę, wyjęła ulubione masło czekoladowe babci i zaczęła przygotowywać kolację.
Po chwili babcia weszła i rzuciła słowa, od których Zosi ścisnęło się serce:
— Wiesz co, już przepisałam mieszkanie na Kacpra. Więc nie ma sensu się starać. I tak nic nie dostaniesz.
Zosia wyprostowała się, otarła ręce i spokojnie odparła:
— I dobrze. Nie przychodzę do ciebie dla mieszkania. Jesteś mi bliska, wychowałaś mnie, a teraz moja kolej, żeby się tobą zająć. Mieszkanie to tylko ściany.
Babcia milczała, ale w jej oczach pojawił się niepokój. Wypiły herbatę, rozmawiały o serialu, który babcia uwielbiała, i więcej tej nocy do tematu nie wracały.
Kilka dni później Zosia odebrała telefon od brata. Krzyczał do słuchawki, oskarżając ją, iż „zmanipulowała” babcię i namówiła ją na przepisanie mieszkania.
— Jesteś taka jak wszyscy! — wrzeszczał. — Nie chcę cię znać!
Zaraz potem zadzwoniła matka. Ta sama piosenka: „Jak mogłaś tak postąpić? To nasz rodzinny dom!” Zosia, zupełnie zdezorientowana, odłożyła słuchawkę i poszła do babci.
— Babciu, co się dzieje? — zapytała spokojnie. — Kacper twierdzi, iż przepisałaś mieszkanie na mnie. Nic nie rozumiem. Mam znajomego prawnika, jeżeli trzeba—pomoże. Ale powiedz prawdę: coś załatwiłaś?
Babcia usiadła powoli, westchnęła i przyznała się. Wystraszyły ją plotki sąsiadek o rodzinach, które „dbają” o starszych tylko dla spadku. Postanowiła więc sprawdzić, jak zachowają się wnuki. Zosi powiedziała, iż mieszkanie jest już Kacpra, a Kacprowi—że Zosi.
— No i zobaczyłam, kto jest kto — powiedziała smutno. — Ty, Zosieńko, jak zawsze, pozostałaś dobra i wierna. A twój brat… no cóż, wiesz, jak zareagował.
Zosia tylko pokręciła głową. Nie złościła się. W końcu wszystko stało się jasne—gdzie prawda, a gdzie chciwość.
Babcia zaproponowała, by się do niej wprowadziła, skoro teraz mieszkanie oficjalnie do niej należy. Ale Zosia odmówiła.
— Przywykłaś do spokoju, babciu. A ja żyję w biegu—praca, przyjaciele, życie. Zostawmy wszystko tak, jak jest. Będę przychodzić, jak zawsze. Mieszkanie nie jest najważniejsze.
Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Zosia przez cały czas odwiedza babcię, przynosi jej ulubione przysmaki, ogląda z nią seriale i po prostu daje jej ciepło. A babcia wie: jej wnuczka jest jedyną osobą, dla której liczy się ona sama—nie metry kwadratowe. Tylko miłość.