„Nie pozwolę, żeby moje wesele było kompromitacją!” — wrzeszczała moja córka, gdy błagałam, żeby zaprosiła babcię.
Moja córka, Ania, ma 25 lat. Niedawno oznajmiła, iż wychodzi za mąż. Przygotowania do ślubu wciągnęły nas w wir obowiązków: suknia już wybrana, menu ustalone, zaproszenia prawie wszystkie wysłane. Ale jeden temat uderzył we mnie jak grom z jasnego nieba.
Moja mama, babcia Ani, w tym roku skończyła 80 lat. Wiek odcisnął na niej swoje piętno: porusza się powoli, wzrok już nie ten, a wygląd zdradza jej lata. Siwe włosy spięte w staranny kok, pomarszczona twarz i ulubiona bluzka w wyblakły wzór, którą nosi, jak się wydaje, od zawsze. Mama nie goni za modą i często powtarza:
— Po co mi nowe ubrania? Jestem już staruszka. Lepiej wam z Anią pomogę finansowo.
Pewnego wieczoru omawiałyśmy z córką ostatnie szczegóły wesela. Zapytałam, czy wysłała zaproszenie babci. Ania nagle się zmieszała, na jej twarzy pojawił się grymas. Zaczęła mamrotać coś o tym, iż babci będzie trudno dojechać do sali weselnej w centrum Krakowa, długo siedzieć przy stole, a dzień i tak jest wyczerpujący. Ale wyczułam, iż chodzi o coś innego.
— Ania, co się dzieje? — zapytałam wprost.
Wtedy rzuciła słowa, które wbiły mi się w serce jak nóż:
— Mamo, nie chcę, żeby tam była. Wygląda… no, niepasująco. Moje przyjaciółki są stylowe, zadbane, z dobrych domów. Nie chcę, żeby ktoś wyśmiewał się z mojej babci.
Zamarłam jak rażona piorunem. Jak to? Moja córka, moja Ania, którą wychowywałam z taką miłością, potrafi tak mówić? Tej nocy nie zmrużyłyśmy oka. Jak jej wytłumaczyć, iż wartość człowieka nie mierzy się modnymi ciuchami? Że babcia to nie tylko staruszka w starej sukience, ale część naszej rodziny, jej korzenie? Piekła dla Ani pierniki, kołysała ją na rękach, cieszyła się z jej pierwszych kroków, pierwszych piątek w szkole…
Wesele to nie tylko święto młodych. To hymn na cześć rodziny, tych, którzy byli przy nas przez całe życie, którzy nas ukształtowali. I co to za przyjaciółki, skoro mogą śmiać się z czyjejś babci?
Następnego dnia postanowiłam podejść do tematu inaczej — nie z wyrzutami, ale z czułością. Opowiedziałam Ani, jak babcia czuwała przy niej nocami, gdy ja pracowałam. Jak szyła jej lalki ze starych szmatek. Jak martwiła się o każdą jej przeziębienie. Zapytałam: czy naprawdę zasłużyła, żeby się jej wstydzić?
Ania milczała, tylko czasem przytakując. A potem wybuchnęła płaczem:
— Mamo, tak mi wstyd za te myśli. Ale wciąż mi przychodzą do głowy i nie umiem nic z tym zrobić…
— Wszystko w porządku, kochanie. Po prostu wyślijmy babci zaproszenie, a wszystko się ułoży — próbowałam ją uspokoić.
— Zaproszenie?! — łzy natychmiast wyschły. — Przecież już mówiłam: nie będzie jej tam! Nie chcę się kompromitować na własnym weselu!
— A ja to dla ciebie też jestem kompromitacją? — wyrwało mi się.
Kłótnia ciągnęła się długo, ale wszystko na próżno. Oświadczyłam Ani, iż nie pojawię się na ślubie, jeżeli tak traktuje naszą rodzinę. Machnęła tylko ręką, nie biorąc moich słów poważnie. Dotrzymałam słowa. Nie poszłam ani do urzędu stanu cywilnego, ani do restauracji. choćby nie odbierałam telefonów.
Tego dnia pojechałam do mamy, do jej malej mieszkanka na obrzeżach miasta. Przywiozłam jej smakołyki, pomogłam posprzątać, zrobiłam zakupy, wyniosłam śmieci. Cały czas w środku rozrywało mnie pytanie: co tam u Ani? Czy jej suknia jest piękna? Czy jest szczęśliwa w ten wyjątkowy dzień?
Ale obok tego bólu narastał inny — gorzki i ciężki. Czy kiedyś i ja będę wstydem dla moich wnuków? Nie przez charakter czy uczynki, ale po prostu dlatego, iż się zestarzałam?
Wieczorem piłyśmy z mamą herbatę w jej przytulnej kuchni. Nagle ożywiła się:
— Kasia, zapomniałaś? Dzisiaj przecież wesele Ani! Nie spóźnimy się? Może jeszcze zdążymy do restauracji? Zbieraj się szybko!
Spojrzałam w jej oczy. Tliła się w nich szczera nadzieja. Mama pobiegła do szafy, żeby wyjąć swoją najlepszą sukienkę. A ja… nie miałam siły powiedzieć jej prawdy. Nie potrafiłam złamać jej serca.
— Mamo, zapomniałam ci powiedzieć. Przenieśli termin. W USC kolejki, sama rozumiesz…
Mama roześmiała się, mruknęła coś o młodych i ich nerwach, i wróciliśmy do herbaty.
Ale w moim sercu leżał ciężki kamień.
Nie wiem, jak teraz spojrzeć córce w oczy. I jak ona spojrzy w oczy babci. Jak z dziecka, które wychowywaliśmy z miłością i troską, wyrósł taki chłodny egoizm? Ta myśl nie daje mi spokoju…