„Nie potrzebujesz tego, kocham swoją żonę” – odpowiedział przygotowanym zdaniem

twojacena.pl 23 godzin temu

„Ola, nie trzeba tego wszystkiego. Jestem żonaty i kocham swoją żonę” – wypowiedział przygotowane zdanie.

Marcin i Kinga byli razem dwadzieścia dwa lata. Namiętności przygasły, relacje stały się równe i spokojne, bardziej przypominające przywiązanie. Córka studiowała na drugim roku medycyny. Postanowiła pójść w ślady rodziców. Jakżeby inaczej, skoro od dzieciństwa słyszała tylko rozmowy o medycynie, lekach i skargach pacjentów. Już jako mała dziewczynka uwielbiała oglądać atlasy anatomiczne.

Marcin i Kinga zwrócili na siebie uwagę podczas praktyk w szpitalu. Pomógł jej pierwszy raz zbadać pacjenta – młodego mężczyznę, który bezczelnie się do niej przymilał. Dwa lata później, tuż przed egzaminami państwowymi, wzięli ślub.

Po studiach zatrudnili się w tym samym szpitalu. Kinga w kardiologii, a Marcin został chirurgiem ortopedą. Tego dnia zdarzył się rzadki przypadek – ich zmiany skończyły się równocześnie, więc wrócili do domu razem.

– Wstąpimy do sklepu? W domu nie ma warzyw na sałatkę.

– Może odpuścimy tę sałatkę? Jeden dzień bez niej się obejdzie. Jestem zmęczony. Operacja była trudna – powiedział Marcin, zręcznie omijając korki na zatłoczonych ulicach Warszawy.

– Dobrze, ale jutro i tak będziemy musieli iść. Wysadź mnie przy sklepie, a ty jedź do domu – zaproponowała Kinga.

– A potem będziesz ciągnąć ciężkie torby, a ja będę się czuł winny. Chodźmy razem – odparł Marcin i skierował samochód na parking przed sklepem.

Marcin prowadził wózek między półkami, a Kinga wkładała do niego produkty.

– Miałem rację – skinął głową na przepełniony wózek, stojąc w kolejce do kasy.

– Za to przez tydzień nie trzeba będzie robić zakupów – Kinga przesłała mu figlarnego całusa w powietrzu. – O rany, zapomniałam chleba! – powiedziała i pobiegła między regały.

Marcin westchnął i zaczął wykładać zakupy na taśmę. Miejsca było mało, więc paczka makaronu spadła na stos produktów osoby przed nim.

Kobieta stojąca przed Marcinem rzuciła mu pełne wyrzutu spojrzenie. Przeprosił, podniósł opakowanie i, nie wiedząc, gdzie je położyć, trzymał je w rękach.

Kobieta odwróciła się i wpatrywała się w niego bez mrugnięcia. Prawie jego wzrostu, z brązowymi oczami i smutno opadającymi kącikami ust. Włosy z odrostami, niedbale spięte gumką. Brązowy płaszcz zwisał luźno na jej wąskich ramionach.

Marcin uśmiechnął się przepraszająco i rozejrzał za Kingą. *Gdzie się podziała? Nie zdziwię się, jeżeli wróci z czymś więcej niż tylko z chlebem*. Znów spojrzał na kobietę. *Dlaczego na mnie patrzy? Moja pacjentka? Nie pamiętam*.

– Marcin, to ty? – nagle zapytała, a w jej oczach błysnęła iskra radości.

– Znamy się? Byłaś moją pacjentką? Przepraszam, nie pamiętam… – mruknął.

– Więc zostałeś lekarzem, tak jak marzyłeś? – spytała. – Jestem Ola. Olga Nowak. – Iskra euforii w jej oczach zgasła tak szybko, jak się pojawiła.

Marcin przyjrzał się uważniej. Tak, gdy się przedstawiła, coś znajomego przemknęło w jej rysach… Ola… Olga…

– Nowak?! – W pamięci wyłonił się szkolny stadion, dziewczyna biegnąca przed nim. Ciemne włosy falujące na wietrze. A on, zadyszany, nie mógł jej dogonić…

– Zmieniłam się bardzo? – spytała z rozczarowaniem ta, która nazwała się Olgą Nowak, a wcale nie przypominała tamtej Olgi. – A ty… dojrzałeś. Stałeś się choćby przystojniejszy.

Podeszła Kinga i z ciekawością spojrzała na nich. Marcin był tak zaskoczony, iż choćby nie zauważył, co jeszcze włożyła do koszyka. To wcale nie było do niego podobne. Kinga próbowała znaleźć miejsce na swoje zakupy, ale taśma była zapchana. Wtedy kasjerka włączyła transporter.

Marcin ocknął się pierwszy.

– To moja dawna koleżanka z klasy, Olga Nowak. A to moja żona, Kinga.

Kinga spojrzała na Olgę z zaciekawieniem, ale ta niegrzecznie odwróciła się do kasy. Olga zapłaciła, chwyciła torbę i podeszła do wyjścia, ale nie wyszła – zatrzymała się przy drzwiach.

*Czy czeka na mnie? Tylko tego brakowało. Dowiedziała się, iż jestem lekarzem, i chce porozmawiać o zdrowiu?* Zawsze, gdy ludzie dowiadywali się, kim on i Kinga pracują, od razu mieli pytania.

– Marcin, masz kartę? – Kinga wyrwała go z zamyślenia.

Przykładał kartę do terminala, wziął ciężkie torby i ruszył w stronę wyjścia. Olga uprzejmie otworzyła przed nim drzwi. *Co za dziwna sytuacja. Po co to robi?* – pomyślał, czując się niezręcznie.

Wyszli na zadaszone wejście do sklepu.

– Gdzie mieszkasz? – Olga zwróciła się do Marcina, ignorując Kingę. – W mieszkaniu rodziców?

– Nie, w bloku obok. Kupiliśmy specjalnie, żeby często ich odwiedzać. A ty?

– Ja… – machnęła ręką w losowym kierunku. – Cieszę się, iż cię spotkałam. Mam iść? – Patrzyła na niego, jakby czekała na pozwolenie.

Milczał. Olga odwróciła się i odeszła.

– Była w tobie zakochana? – spytała Kinga, gdy wsiadali do samochodu. – Nigdy mi nie mówiłeś.

– Nie, to nie ona była we mnie zakochana.

– Naprawdę? Bo wyglądała, jakby przez cały czas coś do ciebie czuła – nalegała Kinga.

– To ja byłem w niej zakochany – przyznał Marcin. – Ale wolała gwiazdę szkolnej drużyny, Tomka Kowalskiego.

– Myślę, iż kiedy cię zobaczyła, zrozumiała swój błąd. Trochę się zazdroszczę – zażartowała półgębkiem Kinga.

– Daj spokój. Nie obchodzi mnie, co zrozumiała. Nie żałuję.

Na tym zakończyli temat. Tej nocy Marcin długo nie mógł zasnąć. Przypominał sobie beztroską młodość, siebie – tego zakochanego chłopca, który cierpiał z powodu nieodwzajemnionego uczucia i niemal oblał maturę. Wtedy jeszcze nie było egzaminów państwowych.

*Zmieniła się. Wszyscy mamy tyle samo lat. Kinga wciąż wygląda młodo. Pewnie życie z Tomkiem nie było usłane różami. Za czym się goniła, na to się natknęła. Mówili, żeOdtąd Marcin już nigdy nie spotkał Oli, ale czasem, patrząc na Kingę przy śniadaniu, zastanawiał się, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby tamtego dnia na parkingu spojrzała na niego inaczej.

Idź do oryginalnego materiału