Nie potrafiłam zaakceptować dzieci męża z poprzedniego małżeństwa — to mnie przerosło.

newsempire24.com 2 tygodni temu

To wydarzyło się kilka lat temu, ale przez cały czas pozostawiło ranę, która czasem daje o sobie znać. Nie dzielę się tą historią, aby wzbudzać współczucie, ale dlatego, iż jest to prawda, której doświadczają tysiące kobiet, ale boją się o tym mówić. Ja już milczeć nie chcę.

Nazywam się Agnieszka. Miałam wtedy trzydzieści cztery lata i pracowałam jako kosmetolog w małym, prywatnym salonie w Krakowie. Mieszkałam sama, bez dzieci, choć gdzieś w głębi duszy wierzyłam, iż spotkam tego jedynego i założę rodzinę. I tak pewnego dnia poznałam Adama. Był starszy ode mnie o osiem lat, dojrzały, spokojny, inteligentny. Spotkaliśmy się przypadkiem — przyszedł na konsultację dla córki swojej znajomej, a potem zaprosił mnie na kawę. Wszystko zaczęło się lekko i bezproblemowo. Zaczęliśmy się spotykać. Zakochałam się szczerze i prawdziwie. Wydawał się taki niezawodny, zrównoważony i, co najważniejsze — samotny.

Po kilku tygodniach Adam wyznał, iż ma dzieci. Dwóch synów — siedmio- i pięcioletniego. Ich matka odeszła, gdy młodszy miał zaledwie dwa lata. Powiedziała, iż jest zmęczona, iż nie chce być matką. Zostawiła dzieci z nim i zniknęła. Adam wychowywał je sam. Uczciwie powiedział: „Jeśli zdecydujesz się odejść — zrozumiem. Nie szukam niani, szukam kobiety, z którą będę mógł iść przez życie”.

Pomyślałam — dlaczego by nie spróbować? Może to moja szansa. Przeprowadziłam się do niego. Na początku wszystko było dość znośne. Dzieci podchodziły do mnie z dystansem, ale postanowiłam nie narzucać się. Przez pierwszy tydzień prawie się nie widzieliśmy, ponieważ były u babci. Ale kiedy wróciły… wszystko się zmieniło.

Nie zaakceptowały mnie. Stanowczo. Młodszy odwracał się demonstracyjnie, starszy szeptał mi niemiłe rzeczy. Starałam się — gotowałam to, co lubią, bawiłam się z nimi, czytałam książki. Ale w odpowiedzi otrzymywałam plucie do talerza, szydercze uwagi, a pewnego dnia — śmieci w moim łóżku. Mówiłam o tym Adamowi, prosiłam, by z nimi porozmawiał, ale on tylko wzdychał: „Jest im trudno, daj im czas”.

Czas mijał, a zachowanie dzieci stawało się coraz gorsze. Pewnego dnia znalazłam swoje ubrania robocze — starannie pocięte nożyczkami. Był to ten strój, w którym obsługiwałam klientów. Bez niego nie mogłam pracować. Tego dnia nie poszłam do pracy. Kierownik ostro mnie zrugał, grożąc zwolnieniem. Wróciłam do domu z płaczem. Adam znów milczał.

Nie oczekiwałam wdzięczności, ale liczyłam chociaż na szacunek. A otrzymałam jawne lekceważenie. Nie pozwalano mi ani żyć, ani spać, ani pracować. Byłam obca w ich domu. I pewnego dnia po prostu zrozumiałam: jeżeli zostanę — zniszczę siebie. Spakowałam rzeczy i wyjechałam. Bez dramatów, bez scen. Nie oskarżałam. Po prostu nie wytrzymałam.

Później przyszły bezsenne noce, łzy, wątpliwości. Może nie dałam im wystarczająco dużo czasu, aby się przyzwyczaili? Może powinnam była jeszcze trochę wytrzymać? Ale jak można wytrzymać, kiedy pięcioletnie dziecko pluje ci w twarz, a siedmioletni nazywa cię “pasożytem”? Gdzie jest granica między zrozumieniem a szacunkiem do samej siebie?

Adam więcej się do mnie nie odezwał. Myślę, iż potraktował to jak zdradę. Ale nie mogę się winić. Starałam się. Naprawdę próbowałam. Ale widocznie są sytuacje, gdzie to nie jest twoja rodzina i nic tego nie zmieni.

Od tamtej pory podjęłam decyzję: nigdy więcej nie wiązać się z mężczyznami, którzy mają małe dzieci z poprzedniego związku. To nie jest kwestia złości czy nienawiści — to kwestia bólu. Bólu bycia niepotrzebną, niekochaną, obcą. Nie jestem gotowa znów być wykluczoną w czyimś domu.

Może ktoś powie, iż jestem słaba. Może ktoś mnie osądzi. Ale tylko ta, która żyła w ciągłej walce o prawo do szacunku, zrozumie mnie bez słów. Nie jestem matką dla tych dzieci. I nigdy nią nie będę. A one nie są moje. I to też prawda. Trudna, ale prawdziwa.

Dbajcie o siebie. I pomyślcie, do jakiej rodziny wchodzicie. Czasem obce dzieci — to nie tylko dzieci. To mur, którego nie da się przeskoczyć.

Idź do oryginalnego materiału