Nie potrafiłam pokochać

polregion.pl 3 dni temu

– Dziewczyny, przyznajcie się, która z was jest Lilianna? – kobieta patrzyła na nas z przyjaciółką z przebiegłą iskrą w oku.
– Ja jestem Lilianna. A co? – odparłam, zaskoczona.
– Masz list, Lilianna. Od Waldemara – nieznajoma wyjęła z kieszeni fartucha pomiętą kopertę i podała mi ją.
– Od Waldemara? A gdzie on jest? – zdziwiłam się.
– Przenieśli go do domu opieki dla dorosłych. Czekał na ciebie, Lilianna, jak na zbawienie. Wypatrywał cię, aż oczy bolą. A ten list dał mi, żebym sprawdziła błędy. Nie chciał wyjść na nieuka przed tobą. No, muszę lecieć. Zaraz obiad. Pracuję tu jako opiekunka – kobieta spojrzała na mnie z wyrzutem, westchnęła i odbiegła.

…Pewnego dnia, spacerując z przyjaciółką, zupełnie przypadkiem weszłyśmy na teren obcego ośrodka. Miałyśmy po szesnaście lat, wakacje rozpieszczały nas słońcem, a nam marzyły się przygody.
Usiadłyśmy z Kasią na wygodnej ławce. Gadamy, śmiejemy się. Nie zauważyłyśmy, jak podeszli do nas dwóch chłopaków.
– Cześć, dziewczyny! Nudzicie się? Poznamy się? – wyciągnął do mnie rękę jeden z nich. – Jestem Waldemar.
– Lilianna – odparłam. – A to moja przyjaciółka Kasia. A tego cichego dżentelmena jak nazywać?
– Leonard – cicho odrzekł drugi.

Chłopcy wydali nam się dziwnie staroświeccy i zbyt poważni. Waldemar powiedział stanowczo:
– Dziewczyny, po co nosicie takie krótkie spódnice? A Kasia ma zbyt głęboki dekolt.
– Hm… Chłopcy, nie zaglądajcie tam, gdzie nie trzeba. Bo wam oczy przypadkiem „rozbiegną się” na boki – zaśmiałyśmy się z Kasią.
– Nie da się nie patrzeć. Jesteśmy mężczyznami. A może jeszcze palicie? – dopytywał się pruderyjny Waldemar.
– Oczywiście, iż palimy. Ale tylko dla towarzystwa – żartowałyśmy.

Dopiero wtedy zauważyłyśmy, iż z nogami chłopaków coś jest nie tak.
Waldemar ledwo się poruszał, a Leonard wyraźnie kulał na jedną nogę.
– Leczycie się tu? – zapytałam.
– Tak. Ja miałem wypadek na motorze. Leonard źle skoczył ze skały do wody – odparł Waldemar, jakby wyrecytował tę historię setki razy. – niedługo nas wypiszą.

Wtedy z Kasią uwierzyłyśmy w tę „legendę”. Nie wiedziałyśmy jeszcze, iż Waldemar i Leonard to niepełnosprawni od dzieciństwa. Byli skazani na życie w ośrodku. My byłyśmy dla nich oddechem wolności.

Mieszkali i uczyli się w zamkniętym dla świata internacie. Każdy z nich miał swoją wymyśloną historię – o rzekomym wypadku, upadku, bójce…
Okazali się jednak ciekawymi, oczytanymi, mądrzejszymi niż ich wiek.

Zaczęłyśmy z Kasią przychodzić do nich co tydzień.
Po pierwsze, było nam ich żal, chciałyśmy ich rozweselić. Po drugie, mieli nam wiele do opowiedzenia.
Nasze krótkie spotkania weszły w rutynę.
Waldemar zaczął przynosić mi kwiaty z pobliskiej rabaty, Leonard za każdym razem wręczał Kasi origami, które sam składał, spuszczając wzrok ze wstydu.

Potem siadaliśmy we czwórkę na jednej ławce: Waldemar obok mnie, Leonard odwracał się plecami i całą uwagę poświęcał Kasi. Przyjaciółka rumieniła się, ale widać było, iż podoba jej się towarzystwo nieśmiałego Leonarda. Gadaliśmy o wszystkim i niczym.

Minęło słoneczne, ciepłe lato.
Nadeszła deszczowa jesień. Wakacje się skończyły. Przed nami z Kasią był ostatni rok w liceum. Zapomniałyśmy o Waldemarze i Leonardzie.

…Maturę zdaliśmy, był ostatni dzwonek, studniówka. Czekało nas wymarzone lato, czas nadziei.
Znowu znalazłyśmy się na terenie ośrodka. Postanowiłyśmy odwiedzić chłopaków. Usiadłyśmy na znajomej ławce, czekając, aż cicho podchodzą Waldemar i Leonard. On z kwiatami, on z nowym origami. Niestety, czekałyśmy dwie godziny na próżno.

Wtedy z budynku wybiegła kobieta i podeszła prosto do nas. To ona wręczyła mi list od Waldemara. Natychmiast go otworzyłam:

*„Ukochana Lilianno! Tyś mój najpiękniejszy kwiat! Gwiazdo moja niedościgniona! Pewnie choćby nie wiesz, iż zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Nasze spotkania były dla mnie oddechem, życiem. Pół roku patrzę w okno, czekając na ciebie. Zapomniałaś o mnie. Jaka szkoda! Drogi nasze się rozeszły. Ale dziękuję ci, iż poznałem prawdziwą miłość. Pamiętam twój aksamitny głos, kuszący uśmiech, delikatne dłonie. Jak ciężko mi bez ciebie, Lilianko! Chociaż raz jeszcze cię zobaczyć! Chcę oddychać, a nie mam czym…*

*Mnie i Leonkowi skończyło się osiemnaście lat. Wiosną przeniosą nas do innego ośrodka. Chyba się już nie spotkamy. Serce mi pęka! Może w końcu wyzdrowieję z miłości do ciebie.*

*Żegnaj, najdroższa!”*

Podpis: *„na zawsze twój Waldemar”*.

W kopercie był zasuszony kwiat.

Zrobiło mi się strasznie wstyd. Serce ścisnęło się na myśl, iż nic nie da się już zmienić. Przyszło mi na myśl: *„jesteśmy odpowiedzialni za tych, których oswoiliśmy”*.

Nie miałam pojęcia, jakie burze szalały w duszy Waldemara. Ale nie mogłabym odwzajemnić jego uczuć. Nie czułam do niego niczego więcej niż sympatię i ciekawość wobec mądrego rozmówcy. Tak, trochę z nim flirtowałam, drażniłam go. Podsycałam ogień jego zauroczenia. Nie sądziłam jednak, iż mój niewinny żart przemieni się w miłosny pożar dla niego.

…Minęło wiele, wiele lat. List pożółkł, kwiat rozsypał się w proch. Ale pamiętam nasze niewinne spotkania, beztroskie rozmowy, śmiech po żartach Waldemara.

…Ta historia ma ciąg dalszy. Kasia poruszyła się trudnym losem Leonarda. Jego rodzice go odrzucili przez jego „inność” – od urodzenia miał jedną nogę znacznie krótszą. Kasia skończyła pedagogikę, pracuje w ośrodku dla niepełnosprawnych. Leonard jest jej ukochanym mężem. Mają dwóch dorosłych synów.

Waldemar, jak opowiadał Leonard, żył samotnie. Gdy miał około czterdziestki, jego matka przyjechała doNigdy już o nim nie usłyszałyśmy, ale czasem myślę, iż gdzieś tam, w małej wsi pod Poznaniem, żyje starzejący się mężczyzna, który wciąż trzyma w szufladzie zasuszone wspomnienie pewnej dziewczyny z dawnych lat.

Idź do oryginalnego materiału