Nie potrafi kłamać w świetle prawdy

newsempire24.com 1 dzień temu

W szkole Romek nie grzeszył dobrym zachowaniem, ale za to uczył się na piątkach. Za naukę chwalono go, a za zachowanie często ganiono. Był przystojnym chłopakiem, dziewczyny lgnęły do niego, a on wykorzystywał to, często je zmieniając.

Kinga chodziła z nim do klasy od pierwszej podstawówki. Już w szóstej klasie nagle zrozumiała, iż jest za gruba, a i tak ciągle dokuczano jej, wołając „grubas”. Choć przywykła do przezwisk, im była starsza, tym bardziej bolały ją te słowa. Tym bardziej iż zaczynały się pierwsze zainteresowania chłopakami. Dziewczyny na przerwach szeptały o tym, kto komu co powiedział, kto kogo popchnął czy pociągnął za włosy.

Kingę nikt nie popychał, nikt z chłopaków nie zagadywał, tylko czasem z przyzwyczajenia nazywali ją tym nienawistnym słowem. W domu płakała z bezsilności.

— Mamo, dlaczego jestem taka gruba? Dlaczego tylko ja w klasie taka jestem? — pytała przez łzy.

— Córeczko, nie martw się tak, jak dorośniesz, zmienisz się, teraz jeszcze jesteś dzieckiem — przekonywała ją matka, choć sama widziała, iż córka rzeczywiście jest bardzo pulchna.

Najbardziej dokuczał jej Romek, klasowy przystojniak. W starszych klasach, gdy zadawał się z piękną, ale okrutną i wyniosłą Kasią, zawsze ją wspierał, gdy ta dokuczała Kindze. Może chciał jej zaimponować. Razem z Kasią dokuczali jej, a ona znosiła to w milczeniu, tylko łzy spływały jej po pełnych policzkach.

Czas mijał, skończyła się szkoła, koledzy z klasy poszli w różne strony. Romek studiował na politechnice, Kasia w szkole policealnej, a Kinga na uniwersytecie. Po maturze już się nie spotykali.

Roman wracał znad jeziora na skraju parku. Był z przyjaciółmi, świętowali kolejną premię, więc wszyscy byli rozbawieni i głośni. Nagle zauważył dziewczynę stojącą samotnie nad wodą, karmiącą kaczki. Ona też podniosła na niego wzrok, a on utonął w jej niebieskich, ciepłych oczach. Od razu odłączył się od grupy i podszedł, wyciągając rękę.

— Roman. A jak pani na imię, piękna nieznajoma? Może spacer? A może od razu ślub? Oto moja wizytówka — podał jej kartkę. Dziewczyna zawahała się, spojrzała na niego dziwnie, ale wzięła ją, marszcząc brwi. Odwróciła się i odeszła.

Dogonił ją i przeprosił:

— jeżeli panią uraziłem, wybacz, trochę wypiłem z kolegami. Może nadrobię — zadzwoń, będę czekał.

Następnego dnia Roman nie spuszczał wzroku z telefonu. Po południu przyszedł SMS — Kinga! — ucieszył się.

Odpisał z podziękowaniem i zaprosił ją na randkę. Po pracy stał z bukietem, martwiąc się, iż nie przyjdzie, aż wreszcie ją zobaczył. Kinga uśmiechała się. Wieczór minął wspaniale.

Z każdym dniem odkrywał w Kindze nowe zalety. Była miła, oczytana, robiła na drutach, grała w tenisa. Zakochał się na serio, choć w jego dwudziestym ósmym roku życia kobiet było wiele. Miał choćby dwuletni związek, ale się rozpadł. Uznał, iż nie jest gotowy na małżeństwo.

— Ale Kinga jest inna — myślał. — Choć ma tyle samo lat, wygląda młodziej, może na dwadzieścia cztery.

Wszystko w niej mu się podobało, tylko drażniło go, iż była wierząca. Chodziła do kościoła kilka razy w miesiącu. Bał się ją o to pytać.

— Może ma jakieś traumy, może jest zamknięta w sobie — rozważał. — Skoro ma zamknięte profile w mediach. Ale ma wielu znajomych, niektórych mi przedstawiła. Dlaczego nie chce naszych wspólnych zdjęć? Jakaś patologiczna nieśmiałość.

Uznał jednak, iż to normalne — każdy ma prawo do swoich granic. Wierzył, iż z czasem się otworzy, jeżeli zechce. Cieszył się, iż w ogóle dała mu szansę.

Spotykali się pół roku, gdy zaproponował wspólne mieszkanie.

— Wybacz, Romek, ale to za wcześnie — odparła. — Nasz związek i tak rozwija się szybko. A poza tym, wiesz, jestem wierząca, choć nie fanatycznie. Będę żyć z mężczyzną dopiero po ślubie. Taka już jestem.

Nie obraził się, wręcz podziwiał jej mądrość. To tylko potwierdzało, iż Kinga jest wyjątkowa. Życie toczyło się dalej, oboje pracowali, mieli swoje projekty. Pewnego dnia, po zakończeniu jednego z nich, Roman zaproponował wyjazd do innego miasta.

— Jedźmy! — zgodziła się radośnie. — Samochodem, jakieś trzy godziny?

— Raczej cztery, nie śpieszę się na trasie — odparł.

Dojechali szybko, bo całą drogę rozmawiali i śmiali się. W kawiarni nagle zapytał:

— Zostaniesz moją żoną, Kinga? Kupię ci pierścionek.

Zmarszczyła brwi i odpowiedziała:

— Mówiłam ci, iż jestem wierząca, a ty choćby nie byłeś w kościele. Zanim podejmiesz taką decyzję, musisz się wyspowiadać, a potem poprosić moich rodziców o rękę. To dla mnie ważne.

— Ale sama nie chciałaś mnie z nimi poznać — zaczął, gdy nagle zobaczył wieżę kościoła. — Chodź — pociągnął ją za rękę.

Przed wejściem powiedział:

— Wyspowiadam się i porozmawiam z księdzem.

Nie zdążyła odpowiedzieć, weszli do środka. Ksiądz stał przy ołtarzu. Roman podszedł i, nie dając Kindze dojść do słowa, zapytał o spowiedź i ślub.

Ksiądz pokręcił głową i wytłumaczył:

— Przed ślubem trzeba się przygotować. Spowiedź to nie wszystko. — Ale wysłuchał go, pytając tylko, za co chce prosić Boga o przebaczenie. Roman wymienił kilka grzechów, spowiedź trwała trzy minuty. Ksiądz mówił o szczerości i wierze, potem rozgrzeszył go.

Roman jednak nie dał za wygraną i znów oświadczył się Kindze. A ona nagle wyszła z kościoła w milczeniu. Wybiegł za nią.

— Kinga, dlaczego milczysz?

— Nie mogę kłamać pod krzyżem — odparła. — Romek, naprawdę mnie nie pamiętasz? Jestem Kinga Nowak, twoja dawna koleżanka z klasy. — Patrzył w jej niebieskie oczy, szukając w pamięci śladów tamtej dziewczyny. W głowie mu szumiało, oparł się o ławkę.

— Teraz przypomniałem. Byłaś… — urwał, bojąc się powied— Minus czterdzieści kilogramów — szepnęła, a on zrozumiał, iż przeszłości nie da się wymazać, ale można spróbować ją naprawić.

Idź do oryginalnego materiału