„Nie porzucajcie ojca: opowieść o mężczyźnie, który mimo wszystko pragnął przebaczenia”

newsempire24.com 3 tygodni temu

Wojciech wszedł do mieszkania matki bez zapowiedzi.
— Synku, dzień dobry! Czemu nie zadzwoniłeś wcześniej? — zdziwiła się Jadwiga, widząc go w progu.
— Byłem niedaleko, pomyślałem, iż wpadnę — wzruszył ramionami Wojciech.
— Wejdź, chociaż herbatą cię poczęstuję — zaprosiła go matka.

Przeszedł do kuchni, usiadł przy stole. Coś w jego spojrzeniu było niespokojne, niepokojące.
— Wojtku, coś się stało? — z niepokojem zapytała Jadwiga.
— Mamo, mam wiadomość od ojca… — cicho powiedział i podał jej telefon.
Kobieta spojrzała na ekran, przeczytała i krew w jej żyłach ścięła się z zimna.

*”Synu, musimy poważnie porozmawiać. Przyjdź do mnie w sobotę. Zabierz braci. Chodzi o spadek. Twój ojciec.”*

Kilka lat temu Jadwiga przyszła do pracy zapłakana. Koledzy nie od razu zrozumieli, co się stało, ale ona, ocierając oczy, powiedziała:
— Mój mąż wymienił mnie i synów na młodszą kobietę.

— Przecież byliście razem tyle lat! Kto by pomyślał…
— Ja też nie. Powiedział, iż od dawna nie widzi we mnie kobiety. Że jestem tylko sąsiadką, matką jego dzieci. Nie żoną. Nie miłością. Poprosił o rozwód.

— Może za bardzo się nim opiekowałaś? Mężczyźni tego nie lubią…
— Ależ nie opiekowałam się nim! choćby czasu w niego nie miałam — dzieci, praca, wszystko na mnie. Był dorosłym mężczyzną. Po prostu… miał taką naturę. Zawsze ciągnęło go w bok. Dopóki nie miał pieniędzy, wracał. A jak tylko znalazł dobrą pracę, nagle przypomniał sobie, iż brakuje mu namiętności.

Po rozwodzie zamieszkał z młodszą koleżanką z pracy. Tam był romans, nowe życie, pieniądze. A potem… jak w telenoweli. Praca się posypała, pieniędzy ubyło, a jego *”miłość”* gwałtownie znalazła sobie zastępstwo.

— Wynieśliśmy twoje rzeczy za płot — powiedział jej nowy chłopak Sylwii. — jeżeli zdążysz, zabierz je.

Kazimierz, zagubiony, upokorzony, wrócił do starego mieszkania swojej matki. I tam został. Bez rodziny, bez majątku — pozostała tylko gorycz. Próbował ułożyć sobie życie od nowa, ale żadna z kobiet, które poznał, nie podobała się jego matce. Ta stała się zrzędliwa, zazdrosna i żadnej nie akceptowała. Tak został sam.

A jego synowie dorośli, mimo wszystko. Najstarszy, Wojciech — solidny i odpowiedzialny. Pracował na budowie, ożenił się, został ojcem. Średni, Marek — wesoły i dobroduszny, poszedł na medycynę, ożenił się z koleżanką z roku. Najmłodszy, Tadeusz — kawaler, ale pełen euforii życia. Mówił wprost: *”Mi samemu jest dobrze.”*

A teraz ojciec przypomniał o sobie. Wezwał ich. Bracia, niechętnie, poszli. To, co widzieli w jego mieszkaniu, wstrząsnęło nimi: brud, wilgoć, ojciec — blady, zgarbiony, jakby z niego zeszły lata i godność.
— Wejdźcie. Siadajcie — zachrypiał. — Nie ma co stać. Wasza matka nie żyje. Jestem sam. Zrozumiałem, iż nikomu nie jestem potrzebny. A wy — moje dzieci. Spadkobiercy. Mieszkanie moje. Nie zostawiajcie mnie, a po śmierci wszystko wasze. Równo. Albo jak się umówicie…

Bracia spojrzeli po sobie. Powiedzieć, iż byli poruszeni, to nic nie powiedzieć. Współczując ojcu, obiecali pomyśleć. Wieczorem zebrali się u matki, opowiedzieli jej wszystko — i wtedy się zaczęło.

— Oddacie mi swoje części? — pierwszy odezwał się Wojciech. — Mam rodzinę, dzieci, bardziej mi się przyda.

— Czekaj — zmarszczył brwi Marek. — My z żoną też planujemy dziecko. Czynsz nas dusi. Chciałbym sprzedać swoją część i wpłacić zaliczkę na kredyt.

— A ja co? Skoro nie mam rodziny, to i część mi się nie należy? — oburzył się Tadeusz. — Moja część — moja. Chcę — sprzedam, chcę — przepiję. To moje prawo!

Głosy stawały się coraz głośniejsze. Jadwiga, siedząca obok, nie mogła uwierzyć, jak kiedyś zżyci synowie stali się wrogami przez obiecan— Może jednak powinniście wyciągnąć do niego rękę, nie dla mieszkania, ale dlatego, iż to wasz ojciec — powiedziała w końcu Jadwiga, a jej słowa zawisły w powietrzu, przynosząc ciszę i namysł.

Idź do oryginalnego materiału